07 października, 2015

21. Na początku miłości trze­ba chodzić bar­dzo os­trożnie...

Hej, a teraz od początku... Bardzo przepraszam za tak dłuuugą zwłokę... Nie wiem od czego zacząć. Zrzucam odpowiedzialność za to na brak czasu, na pracę, na uczelnię, na egzaminy, na prawo jazdy, na drugą pracę... Naprawdę przepraszam, że tak długo to trwało. Nie chciałam zaniedbać bloga, w końcu to takie moje dziecko. Niestety nie zawsze można pogodzić wszystko to, co by się chciało. Dlatego teraz dodaję rozdział, nieco krótszy niż zwykle, ale mam nadzieję, że przyjmiecie go z czułością. Postaram się dodać następny wpis jak najszybciej, jednak nie jestem w stanie podać przybliżonej daty. Miłego czytania :) I dziękuję za cierpliwość.












            Draco nie wiedział, co się z nim dzieje. Nie miał też ochoty się nad tym zbyt długo zastanawiać. Pierwszy raz od jakiegoś czasu poczuł, że naprawdę żyje. Tym razem nie chciał myśleć, głowić się. Chciał działać, robić to, na co ma ochotę. W końcu tak został wychowany. Brać to, czego chciał i robić dokładnie to, czego pragnął. W tym momencie miał dosyć rozważania za i przeciw, patrzenia w przyszłość, hamowania samego siebie. W chwili, gdy porwał Hermionę, ciągnąc ją za dłoń, nie rozmyślał. Nie chciał myśleć o tym, co robi i z jakimi konsekwencjami przyjdzie mu się później zmierzyć. Trzymanie jej ręki było dla niego czymś zupełnie nowym i niespodziewanym, ale jednocześnie przyjemnym. Miała delikatną, zgrabną dłoń, a jej skóra okazała się ciepła i wrażliwa na każdy dotyk. Nie mógł się powstrzymać, choć spodziewał się, że potem będzie się przeklinał i żałował. Był Malfoy'em, a ona zwykłą szlamą. Gdyby jego ojciec się o tym dowiedział, miałby naprawdę wielkie kłopoty. A Astoria? Nigdy nie zapomniałaby mu tych kilku chwil zapomnienia z Granger. Zdawał sobie z tego sprawę aż zbyt dobrze. Jednak tym razem coś się zmieniło. Coś w nim pękło. Nie chciał odbierać sobie przyjemności, jaka płynęła z tej znajomości. Magomedyczka miała w sobie coś niewyobrażalnie pociągającego, a on nie mógł się powstrzymać. Coś ciągnęło go do niej. Powinien zauważyć to już dużo wcześniej, ale najwidoczniej był ślepy.

            A teraz szedł przed siebie, ściskając lekko jej smukłe palce w dłoni i nie wiedział, jak to wytłumaczyć. Wychodzili z zamku, gdy na trawie mignął ogromny cień. Księżyc był w pełni, oświetlając zielone łąki Hogwartu, a na niebie można było dostrzec ogromne stworzenie, które krążyło nad ich głowami. Draco uśmiechnął się pod nosem, słysząc jak ciemnowłosa wciąga ze świstem powietrze, widocznie zaskoczona.

- To Felcor - sapnęła zdziwiona. Spojrzała na blondyna i z niedowierzaniem obserwowała jak jego blade usta układają się w niewielki uśmiech. Łuska smoka błyszczała w bladym świetle księżyca, skutecznie je odbijając. Mieniła się srebrem, choć była niemal czarna. Wielki ogon przemieszczał się w górę i w dół, a potężne skrzydła szybko poruszały się, powodując silny wiatr.

- Tak - odpowiedział jasnowłosy, uśmiechając się pod nosem. Wiedział, że zaskoczy tym gryfonkę. A smok najwyraźniej cieszył się z tego spotkania. Malfoy miał nadzieję, że stworzenie wreszcie przestanie mieć do niego pretensje o zachowanie względem lekarki. To byłaby dla niego wielka ulga. Nie wyobrażał sobie kolejnych sprzeczek z najbliższą jego sercu istotą. W tym momencie smok obniżył swój lot, powoli kierując się ku ziemi. Hermionie wyrwało się westchnienie. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Sądziła, że nigdy więcej nie zobaczy tego pięknego stworzenia. W końcu, dlaczego miałaby?

- Co on tutaj robi? - zdziwiła się, gdy Felcor gwałtownie zanurkował do lądowania. Draco jedynie uniósł jeszcze wyżej kącik ust, nie mogąc powstrzymać radości czającej się w głębi serca. Mimo to, starał się tego nie okazywać.

- Zabierze nas gdzieś - odparł, puszczając jej dłoń. Zbliżył się do smoka, spoglądając w jego złote, błyszczące oczy, a kiedy ten opuścił łeb na trawę, pogładził go. - Felcor, spisałeś się - pochwalił go w myślach jasnowłosy.

- A ty wreszcie zacząłeś zachowywać się tak, jak przystało - gdy usłyszał odpowiedź, parsknął rozbawiony. Hermiona dalej stała w miejscu, niczym sparaliżowana. Widocznie bała się podejść bliżej, nie wiadomo z jakiego powodu. Draco rzucił jej szybkie spojrzenie, a ona poruszyła się niespokojnie.

- Dokąd? - zapytała drżącym głosem, nie wiedzieć czemu. Spięła się z chwilą, w której dowiedziała się w jakim celu przybył smok. Malfoy chyba sobie żartował. Na pewno nie miał na myśli tego, że wsiądą na tę potężną istotę i zwyczajnie polecą? Młoda kobieta wzdrygnęła się na samą myśl.

- Nie bój się, Hermiono - usłyszała w swojej głowie głos smoka. Westchnęła, wciąż niepewna i zbliżyła się nieco, widząc zachęcające spojrzenie mężczyzny.

- Przecież go już znasz - mruknął blondyn, przyglądając się niepewnym krokom Granger. Nie spodziewał się, że ta będzie miała jakieś obawy. W końcu miała okazję poznać smoka, a nawet z nim rozmawiać. Cichy pomruk wydobył się z leżącej na trawie istoty, a szatynka stanęła tuż obok towarzysza smoka.

- Cześć, Felcor - zwróciła się w kierunku istoty. Mimo wszystko, wydawało jej się, że słusznie się obawia. Któregoś dnia Harry postanowił więcej opowiedzieć jej o tych stworzeniach. I nie były to radosne opowiastki, wręcz przeciwnie. Smoki miały swoją naturę, często nieobliczalną.

- No, dalej - powiedział jasnowłosy, spoglądając na kobietę. Popchnął ją delikatnie w stronę smoka, sam przesuwając się do jego tułowia. Hermiona nie była przekonana do tego pomysłu, wydawał jej się idiotyczny. Zresztą Malfoy nigdy nie grzeszył rozumem. Złapała się pod boki, wciąż stojąc w miejscu. Przecież nie chciała zginąć! Zrobiła zaciętą minę, pewna, że to przekona blondyna do pozostania w miejscu. Ten, gdy zobaczył jej twarz, zaśmiał się pod nosem i wywrócił oczami. - Na litość boską! Granger, jestem jeźdźcem smoka! - dodał, widząc, że w ogóle nie zmieniła swojego położenia. Dopiero, kiedy to powiedział, drgnęła. Wspiął się na grzbiet przyjaciela, gładząc go swoimi dłońmi po bokach. Uwielbiał go.

- Malfoy, to głupi pomysł - stwierdziła z całym przekonaniem, na jakie było ją stać. Poprawiła nieznośny kosmyk włosów, opadający na oko i podeszła bliżej, dokładnie do miejsca, z którego wdrapał się mężczyzna. Kiedy zobaczył jej wahanie, podniósł się i ześlizgnął w dół, po boku smoka.

- Nie pożałujesz - w jej głowie odezwał się głos Felcor'a, zdecydowany i pełen troski jednocześnie. Przed oczami zobaczyła wysuniętą dłoń arystokraty, którą po paru sekundach, z niepewnością przyjęła. Dosłownie minutę później siedziała przed ślizgonem, który trzymał ją pewnie w swoich silnych ramionach. Westchnęła głośno, próbując przekonać samą siebie.

- Spokojnie - usłyszała cichy szept tuż przy uchu. Ciepłe powietrze przyjemnie połaskotało jej szyję. Mimowolnie zadrżała, czując to. - Zimno ci? - zapytał, mocniej ją obejmując. Nie chciał, żeby spadła, gdy smok podniesie się do lotu.

- Nie, nie - odparła, lekko się trzęsąc. Nie chciała przyznać sama przed sobą, a co dopiero przed nim, że odrobinę się boi. Smok poruszył się niespokojnie pod nimi, a z ust ciemnowłosej wyrwał się pisk. Felcor momentalnie przystanął.

- Granger, zachowaj spokój - powtórzył Malfoy, powoli tracąc cierpliwość. Czarownica puściła grzbiet smoka i przeniosła swoje dłonie na wargi, zasłaniając je. Na twarzy blondyna zagościł drwiący uśmiech, kiedy zobaczył co ona wyprawia. Nic więcej jednak nie powiedział. Smok podniósł się na łapach by chwilę później wzlecieć wysoko nad zamkiem. Hermiona wrzasnęła, ale w jej głosie nie było słychać już strachu, a jedynie podekscytowanie.

- Na Merlina! - krzyknęła, ciesząc swoje oczy widokiem.

- Na gacie Merlina - poprawił ją Draco, śmiejąc się pod nosem. Ciemnowłosa szturchnęła go łokciem, rozbawiona.

            Felcor miał rację. Widok był niesamowity i na pewno warty swojej ceny. Przezwyciężenie strachu nie kosztowało jej tyle, ile się spodziewała. Natomiast krajobraz ją zaskoczył swoim pięknem. Pod nią rozciągał się Hogwart, jego błonia i łąki pełne kwiatów. Widziała stąd również jezioro, w którym mieszkała wielka kałamarnica, a w oddali widoczne były góry i lasy. Nie mogła powstrzymać westchnienia zachwytu, gdy przesuwali się w głąb terenu, obserwując wszelkie zmiany. Na niebie radośnie błyszczały gwiazdy, a dokładnie po środku świecił księżyc, który zdawał się rosnąć w oczach. Felcor wydawał z siebie pomruki, które oznaczać mogły jedynie zadowolenie. Lot był krótki i szybki. Na tyle, że w oczach pary zebrały się łzy spowodowane uzyskaną prędkością. Ciemnowłosej wydawało się, że trwało to zaledwie kilka minut, ale gdy łapy smoka wreszcie zetknęły się z trawą, daleko za górami, sapnęła zdziwiona. Draco pomógł jej zejść z ogromnego zwierzęcia, sam dziękując mu w myślach. Smok ryknął zadowolony, odlatując w tylko sobie znanym kierunku. Wylądowali na zielonej polanie, otoczeni przez drzewa i mnóstwo kwiatów. Kiedy spojrzał na szatynkę, jej oczy świeciły z radością.

- To było niesamowite! - skomentowała, a na jej twarzy wykwitł szczery uśmiech. Z kolei od ekscytacji na jej buzi pojawiły się różowe plamy. Nie wiedziała, ile razy tego wieczoru się zarumieniła, ale tym razem nie miała nic przeciwko temu.

- A tak się bałaś - parsknął ze śmiechem mężczyzna.

- Nie bałam się! - odparła oburzona. Z zażenowaniem stwierdziła, że jasne włosy ślizgona wyglądały o wiele lepiej w takim wydaniu. Rozwiane, w artystycznym nieładzie. Jego twarz wydawała się teraz jeszcze przystojniejsza, wyraźnie rozluźniona, a jego oczy pełne blasku przyciągały jej wzrok.

- Lecieliśmy prawie godzinę - stwierdził po chwili, kierując się ku środkowi polany. Hermiona powędrowała za nim, obserwując piękne rośliny wokół. Wydawało się, że zajął miejsce dokładnie pod księżycem, wcześniej czarując tam koc. Magomedyczka nie czekała na zaproszenie, zwyczajnie usiadła na miękkiej tkaninie, wzdychając zachwycona.

            Dookoła roztaczał się cudowny zapach kwiatów, a delikatny wiatr lekko smagał jej ramiona i rozwiewał włosy. Wreszcie poczuła się w pełni zrelaksowana. Nie wiedziała, że blondyna stać na coś takiego. Nie mogła w to uwierzyć. Draco chyba odpłynął myślami, a przynajmniej odniosła takie wrażenie. Sama jednak nie chciała niszczyć ciszy, która między nimi zapadła. Była ona przyjemna i niegroźna. Panna Granger naprawdę cieszyła się z powodu tego wieczoru. Malfoy nieprzerwanie ją zaskakiwał, a gdy lecieli ponad chmurami, czuła przyjemne mrowienie w brzuchu. Nikt nigdy nie zrobił jej tak wspaniałej niespodzianki. Ułożyła się wygodniej na kocu, kładąc się na plecach. Ręce założyła za głowę, poprawiając uparte kosmyki. Zamknęła oczy, delektując się atmosferą.

            Ten wieczór okazał się świetny. Nie miała pojęcia, że może się tak dobrze bawić w towarzystwie tego wyniosłego arystokraty. Mruknęła cicho, kiedy poczuła na swojej skórze silniejszy wiatr. Nie wiedziała, ile czasu upłynęło, ale w pewnej chwili poczuła dotyk na policzku. Draco przesunął palce po jej twarzy, jakby w oczekiwaniu na reakcję. Otworzyła oczy, a tuż przed sobą zobaczyła stalowoszare spojrzenie i smukły nos. Znajdował się w odległości kilku centymetrów od niej, a jego wzrok sprawił, że poczuła zalewającą ją falę gorąca. Malfoy spoglądał na nią tymi dwoma tunelami w kolorze stali, a w których dostrzegła zawziętość i coś na kształt obietnicy. Nie wiedziała jakiej, ale w momencie, gdy jego chłodne wargi zetknęły się z jej rozgrzanymi ustami, zrozumiała, że nie będzie żałować. Jasnowłosy muskał jej wargi, jakby bojąc się, że ta zaraz ucieknie. Delikatnie, niemal wcale ich nie dotykając. Hermiona nie była w stanie długo wytrzymać takiej tortury, więc wsunęła swoje dłonie w jego jasne włosy, przysuwając twarz jeszcze bliżej. Nie chciała tego kończyć, miała nadzieję, że tym razem nie powie o niej nic złego, że tym razem nie potraktuje jej z góry, że nie zachowa się iście po malfoy'owsku. Draco przesunął dłoń na jej podbródek, a drugą ręką złapał jej biodro, lekko łaskocząc zwinnymi palcami. Pocałunek zmienił się z niepewnego, w pełen żaru, pasji i pragnienia. Ich języki złączyły się w namiętnym tańcu, walcząc o dominację. Szatynka czuła jak pieką ją policzki, czuła wstyd, że na to pozwala, ale wydawało jej się to takie... Właściwe. Pierwszy raz od bardzo dawna poczuła, że tak powinno być, że wreszcie odnalazła swoje miejsce. I to na dodatek w ramionach dawnego wroga.