27 maja, 2013

1. Nic nie jest trudne dla tego, kto kocha

Dziś pierwszy wpis, będą się one pojawiać regularnie, co poniedziałek. Mam nadzieję, że się spodoba i nie zostanę zlinczowana. Z góry przepraszam za wszelkie błędy, literówki czy inne niedociągnięcia, ale długa przerwa robi swoje. A teraz zapraszam do czytania.
Enjoy! :)




       ***

    Wszystko zaczęło się pewnej szczególnej nocy.


            Był piątek trzynastego maja, tego dnia wciąż padało i nic nie zapowiadało szybkiego końca ulewy. Był to bardzo znaczący wieczór, bowiem właśnie tego dnia pewna para miała się pobrać. Mieli oni zostać połączeni nierozerwalnym, magicznym węzłem małżeńskim. Wyjątkowy dzień dla każdego człowieka, czarodzieja i każdej innej magicznej istoty – dzień zaślubin. Większość kobiet planuje to wydarzenie miesiącami wraz ze swoimi rodzinami oraz narzeczonymi. To jedyny dzień w życiu, który ma zostać zapamiętany do jego końca i jeszcze dłużej. Każda para pragnie, aby wszystko poszło zgodnie z planem, sprawiając, że staje się to czymś idealnym i niepowtarzalnym. Jednak nie każdemu jest to przeznaczone. Nie każdy może liczyć na udane, bogate i przyjemne wesele, pomimo wcześniejszych planów. Czasem jedna mała rzecz potrafi zniszczyć wszelkie nadzieje. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Deszcz spowodował nieciekawe nastroje, niedopracowane szczegóły uroczystości sprowokowały do kłótni, a to z kolei do wściekłości panny młodej. Atmosfera była pełna napięcia i nikt nie umiał jej rozluźnić, a zwłaszcza nie radził sobie z tym pan młody. W pewnym momencie po prostu zniknął. Tuż przed ceremonią okazało się, że to jedyna i najważniejsza brakująca osoba. Rodzina w poszukiwaniu pana młodego zupełnie zapomniała, że dla kobiety w białej sukni miał to być najważniejszy dzień w życiu. Goście wpadli w popłoch i nikt nie rozumiał co się właściwie stało. Po pewnym czasie ludzie zaczęli zwyczajnie rozchodzić się do domów.


            Właśnie dlatego szatynka teraz siedziała na ławce przed bramą kościoła i mimo ulewy czy zimna, nic nie czuła. Cieszyła się z powodu deszczu, przynajmniej nikt nie mógł dostrzec jej łez. Nie wiedziała czym sobie na to zasłużyła. Już widziała nagłówki gazet, a w tym Proroka Codziennego „PAN MŁODY UCIEKA SPRZED OŁTARZA”, „ŚLUB ODWOŁANY: PANNA MŁODA WYSTRASZYŁA NARZECZONEGO”. Przecież się kochali, byli parą przez pięć lat, a i za czasów szkoły coś między nimi iskrzyło. Na wspomnienie wspólnie spędzonych chwil wyrwał jej się głośny szloch. Fala dreszczy przeszła po jej zmarzniętym ciele. Nic dziwnego, było już późno i ciemno, na dodatek wiało, a ulewa nie ustawała. Poczuła się zraniona i oszukana przez najlepszego przyjaciela. Ślub miał ich połączyć na zawsze, a tymczasem rozdzielił bezpowrotnie. Nawet jego rodzina nie mogła go odnaleźć. W pewnym momencie nie miała już czym płakać, został jedynie głuchy szloch i dźwięk uderzających kropli deszczu o ulicę. Targały nią dreszcze, ale nie chciała wracać do domu, gdzie jej bagaże leżały gotowe na podróż poślubną. Okazał się największym tchórzem we wszechświecie, a nie bajkowym rycerzem na białym koniu. W świecie magicznym była poważaną osobistością i każdy jej sukces czy porażka były brane pod lupę przez różne szmatławce, nie chciała być pamiętana jako kobieta, przed którą uciekł przyszły mąż. Deszcz kompletnie zniszczył jej piękną fryzurę, makijaż spłynął wraz z pierwszymi łzami, a biała suknia zupełnie opadła, przyklejając się do ciała. Wyglądała jak chodzące nieszczęście, a czuła się jeszcze gorzej. Westchnęła ciężko, odsłaniając włosy z twarzy. To zdecydowanie nie był jej szczęśliwy dzień. Usłyszała kroki niedaleko siebie, więc podniosła się szybko, aby odejść. Niefortunnie jej długa suknia tak się splątała u dołu, że zrobienie kroku było niemal niemożliwe, co poskutkowało bolesnym upadkiem na chodnik. Syknęła, kiedy poczuła nieprzyjemne pieczenie na dłoniach.


- Merlinie, zlituj się! – mruknęła do siebie pod nosem zrezygnowana. Krew ze zdartych dłoni prawie od razu zaczęła wsiąkać w jasny materiał. Nagle przed oczyma zobaczyła męską dłoń wyciągniętą w jej kierunku. Zrobiło jej się tylko głupio, musiała wyglądać okropnie. Pomimo to przyjęła pomoc od mężczyzny. Gdy już stanęła na równych nogach okazało się, że jest on od niej wyższy o głowę, a kiedy uniosła brodę, aby zorientować się kto jej pomógł, zaniemówiła.


            Znała to zimne spojrzenie stalowych oczu, te usta wykrzywione w ironicznym uśmiechu, jasną, nieskazitelną skórę i blond włosy w nieładzie. Niemal wyrwał jej się jęk udręki z piersi, gdy dotarło do niej na kogo trafiła. Jeszcze chwilę temu chciała podziękować, ale w obliczu takiego upokorzenia jedyne, co zrobiła to zgarbiła się i opuściła głowę. Szykowała się na piękną wiązankę przekleństw, na masę wyzwisk, a otrzymała ciszę. Podniosła wzrok na młodego mężczyznę w oczekiwaniu, ale nic takiego się nie stało. Szare oczy badawczo przyglądały się rozdygotanej kobiecie. W pewnym momencie jego usta drgnęły, zaciskając się w cienką kreskę.


- Wyglądasz fatalnie, Granger – skomentował jej wygląd blondyn. Nie musiał pytać, co się wydarzyło, wystarczyło rzucić okiem. Suknia ślubna, rozmazany makijaż i przejmująco smutne oczy. Szatynka zdziwiła się jego postawą, nie krzywił się, nie patrzył na nią z pogardą ani nie wyzywał. Nie obyło się bez komentarza, ale to bardzo niewielka dawka tego, co mógł jej zaserwować.


- Dzięki, Malfoy. Co tutaj robisz? – spytała zaciekawiona Hermiona. Był ostatnią osobą na Ziemi, jakiej się mogła spodziewać w takim miejscu. Przez chwilę mu się przyglądała, ale zaraz się zarumieniła i odwróciła szybko wzrok.


- Mógłbym zapytać o to samo, w końcu jest środek nocy, a ty stoisz w przemoczonej sukni i nic sobie z tego nie robisz. Przypominasz teraz mokrą szczotę Filcha. – na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech. Jednak ona nie miała nawet siły się na niego złościć. Uśmiechnęła się smutno i wzruszyła ramionami.


- Pomożesz mi? – zapytała, wskazując na suknię ruchem głowy. Nie była w stanie się w niej poruszać, więc pochyliła się i szarpnęła za materiał u dołu, próbując go rozerwać. Nie wzięła ze sobą różdżki, więc miała bardzo małe pole manewru. Miała nadzieję, że kolega z czasów szkolnych, a raczej wróg, okaże trochę serca. Młody arystokrata spojrzał na nią krzywo i jednym ruchem drewienka sprawił, że suknia sięgała kolan, a drugie machnięcie spowodowało, że kobieta była sucha. – Dziękuję – mruknęła zawstydzona czarownica.


- To żadna frajda patrzeć jak ktoś inny niż ja, doprowadza kogoś do takiego stanu. Zwłaszcza jeśli jest to Sir Wieprzlej Rudy – domyślił się jasnowłosy. Odkąd pamiętał, nie przepadał za świętą trójcą, ale to właśnie Weasley denerwował go najbardziej. Miał najmniej do powiedzenia, a krzyczał najgłośniej. – Założę się, że jego twarz miała kolor włosów jak uciekał z własnego ślubu. Dziwne, że nikogo nie przestraszył, bo na pewno wyglądał jak ghul chory na coś zakaźnego – skomentował z ledwo zauważalnym uśmieszkiem. Hermiona naprawdę nie chciała i wiedziała, że nie powinna, ale wyobraziła sobie to i parsknęła śmiechem. Była zła na niedoszłego męża, a żart przypadł jej do gustu, mimo że go obrażał.


- Która właściwie jest godzina? Poza tym, nie dałabym ci się doprowadzić do takiego stanu! – odparła pewna swego. Malfoy uniósł brwi w geście niedowierzenia. Doskonale zdawał sobie sprawę, że gdyby się uparł, mógłby do tego doprowadzić.


- Nieeee, pewnie, że nie. – zlekceważył jej słowa, uśmiechając się kpiąco pod nosem – Jest koło drugiej, a to znaczy, że muszę cię pożegnać, Granger. – Ukłonił się niczym prawdziwy szlachcic i już miał odejść w swoją stronę, ale poczuł niedużą dłoń na swoim ramieniu. Kiedy się odwrócił, młoda kobieta spoglądała na niego dużymi, brązowymi oczami spod gęstych rzęs. To spojrzenie było niemal błagalne. Hermiona wiedziała, że dawniej byli wrogami, ale wolała zaryzykować. Bardzo potrzebowała czyjegoś towarzystwa i wierzyła, że szarooki nie okaże się tak bezduszny jak dawniej. Pamiętała doskonale, jak wiele razy zmieszał ją z błotem bez żadnego wahania, ale teraz byli dorośli, minęło tak wiele czasu… Żywiła ogromną nadzieję, że nie popełniła właśnie ogromnego błędu. Z drugiej strony spotkał ją w tak żenującej sytuacji, podejrzewała, że bardziej ośmieszyć się nie może.


- Proszę, nie idź jeszcze – powiedziała błagalnym tonem. W jej oczach znów pojawiły się tak niechciane łzy. Malfoy w tym momencie spojrzał na nią inaczej, na jego twarzy przez chwilę widoczne było zaskoczenie. W stalowych oczach dosłownie przez ułamek sekundy dostrzegła coś więcej niż tylko obojętność czy zimno. Wydawało jej się, że zobaczyła odrobinę ciepła i współczucia. Nie była pewna i nie chciała się łudzić, ale to było silniejsze od niej. Wszyscy przyjaciele poszukiwali jej niedoszłego męża, zupełnie zapomnieli, że przecież ona, panna młoda, przeżywa to najbardziej. Rodzina Weasley jedyne, czym się przejmowała to opinią publiczną. Byli przerażeni, że ich syn narobił im takim zachowaniem wstydu. To miał być jej ślub, dzień jej szczęścia, jedyny taki dzień w życiu, a wszystko spełzło na niczym. Wszystkie marzenia, które przecież nie były nieosiągalne, zostały brutalnie zdeptane, i to właśnie przez mężczyznę, z którym je wiązała.


- Mogę cię odprowadzić do domu, jeśli chcesz – odparł tylko, nie komentując jej zachowania. Granger dziękowała za to samemu Godrykowi, Dracon Malfoy okazał jej odrobinę serca. Tego dnia dał jej więcej niż ktokolwiek. Uśmiechnęła się delikatnie do niego i powoli ruszyła w kierunku swojego mieszkania. Znajdowało się ono w magicznej części Londynu, mieli więc oni nie tak daleką drogę przed sobą. Mężczyzna sam nie wiedział, czemu się na to zgodził, dlaczego jej to zaproponował. Jej spojrzenie spowodowało, że poczuł się odpowiedzialny za jej stan. To było dziwne uczucie, zupełnie nowe doznanie. Ale ze mnie kretyn! - mówił do siebie w  myślach. Przez pięć lat praktycznie nie mieli ze sobą kontaktu, wcześniej się nie znosili, a teraz najzwyczajniej w świecie jej pomaga uporać się z własnymi demonami. Odbiło mi kompletnie! – ganił siebie nieustannie.


- Dziękuję – młoda kobieta chciała coś jeszcze dodać, ale nie miała pojęcia co mu powiedzieć. – Zrobiłeś dla mnie dzisiaj więcej niż wszyscy moi przyjaciele…- mruknęła pod nosem wyraźnie zawstydzona.


- Domyślam się, w końcu wszyscy pewnie szukają tego rudego idioty! Nie popisał się swoim ptasim móżdżkiem!- wyrzucił z siebie były ślizgon. Co jak co, ale nigdy by nie zrobił czegoś takiego swojej narzeczonej.- Zbiec sprzed ołtarza to prawie jak porazić avadą!


- Właściwie to myślę, że avada mniej boli… To bardziej jak crucio – dodała Hermiona, przez chwilę się zastanawiając. Pamiętała doskonale jakie to uczucie dostać tym zaklęciem, ból był potworny i nie do zniesienia. Malfoy ze zrozumieniem skinął głową.


- Daleko mieszkasz?- spytał w pewnym momencie mężczyzna. Musiał jeszcze tej nocy pojawić się u swojego przyjaciela, Zabiniego.


- Tutaj za rogiem – mruknęła bardziej do siebie, niż do niego. Czuła się trochę nieporadnie w jego towarzystwie. W końcu latami sobie dogryzali w szkole i się obrażali nawzajem. – Nie musisz mnie odprowadzać pod samo mieszkanie. Widzę, że się spieszysz…


- Wbrew pozorom jestem prawdziwym dżentelmenem – blondyn wypiął dumnie pierś, uśmiechając się lekko. Hermiona zakrztusiła się własną śliną, słysząc to. Ledwie udało jej się zdusić wybuch śmiechu. Szarooki spojrzał na nią z wyraźnym wyrzutem, ale nic nie powiedział. Zakręcili w najbliższą uliczkę i praktycznie minutę później stali już pod ciemnymi, dębowymi drzwiami mieszkania. Szatynka nie była pewna jak ma się zachować, więc odkaszlnęła.- No, to idę. Do zobaczenia, Granger – powiedział szybko, pierwszy raz czując się niezręcznie w obecności jakiejś kobiety. Ona wywoływała w nim niecodzienne uczucia. Brązowooka spojrzała na niego ciepło, była mu niezmiernie wdzięczna. Stał tuż przed nią, pierwszy raz niepewny siebie. I to wystarczyło, aby uznała go słodkim. Pod wpływem impulsu zbliżyła swoją twarz i musnęła jego gładki policzek swoimi ustami. Zaraz potem jej twarz spłonęła rumieńcem.

- Jeszcze raz dziękuję – praktycznie wyszeptała, jeszcze bardziej czerwona. W jej głosie czaiło się coś dziwnie ciepłego, coś, co sprawiało, że zrobiło mu się bardzo miło. Podrapał się po karku, nie wiedząc co się dzieje. Zanim zdążył jakoś zareagować, Hermiona otworzyła drzwi i już jej nie było.

           Odetchnęła z ogromną ulgą, gdy tylko domknęła drzwi. Oparła się o nie plecami i
nasłuchiwała czy odchodzi. Po paru minutach usłyszała kroki za drzwiami i ponownie odetchnęła. Na twarzy wciąż czuła piekące rumieńce.
Wszystko  to wydawało jej się nie do pomyślenia. Dziś, w dzień niedoszłego ślubu, prawie normalnie rozmawiała z Draconem Malfoyem, tępicielem szlam numer jeden, szkolnym wrogiem i najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego znała. STOP. Czy ja naprawdę pomyślałam, że jest najprzystojniejszym facetem jakiego znam, i że jest słodki? - własne myśli nie dawały jej spokoju. Jeszcze przez jakiś czas stała pod drzwiami, zastanawiając się co najlepszego wyprawia. Długo to nie trwało, ponieważ jej wzrok napotkał spakowane walizki. I wszystkie uczucia, wydarzenia tego dnia uderzyły ze zdwojoną mocą. Nie chciała już więcej płakać, nie miała na to siły. Bezradność zamieniła się w złość, a wcześniejsze łzy w krzyk. Zanim się zorientowała co robi, trzasnęła walizką o ścianę, rozrzucając przy tym całą zawartość. Były to rzeczy Rona. Coś w niej pękło, coś bardzo niedobrego się w niej obudziło. Wściekłość jaką poczuła natychmiast poskutkowała rozładowaniami magicznej energii. Szkło w gablocie w salonie popękało, rzeczy z walizki się zapaliły, a sama Hermiona krzyczała ile jej starczyło sił. Nie minęło dużo czasu, a kobieta opadła z sił i skuliła się na podłodze. Oddychała ciężko, głowa bolała ją tępym bólem, a wszystkie mięśnie wręcz paliły. Zerknęła na pozostałości po walizce Rona. Była wyczerpana dniem, ale cieszyła się, bo właśnie zmęczenie spowodowało obojętność. Chciała już tylko położyć się do swojego łóżka i nie myśleć.



10 komentarzy:

  1. Na prawdę bardzo podoba mi się pomysł w jaki kontynuujesz losy znanych wszystkim bohaterów. Umiliłaś mi czas tą lekturą i czekam na następną część :) Powodzenia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Baaaardzo dziękuję! :) Niezmiernie mi miło, mam nadzieję, że z czasem się rozkręci!

      Usuń
  2. Hej Lucky ;d
    Nie wiem jakim cudem, ale właśnie znalzłam twój komentarz na www.nadzieje-nie-umieraja.blog.onet.pl prehistoria tamtem blog, że hej ; d
    Dzięki za zostawienie informacji, przeczytam jak znajdę czas. Ale że teraz prowadzę kampanię czytam za czytam, więc zapraszam do siebie www.trzy-wspomnienia.blogspot.com

    Myśle, że w niedzielę opublikuje komentarz.

    Ściskam, Donna/Niecała/Debby :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zajrzałam, przeczytałam i ciesze się, że dalej prowadzisz blogi :)

      Usuń
  3. Miłe zaskoczenie. Z początku nie wiedziałem o co chodzi, słowo "czarodziej" było jakieś takie niedopasowane. Jednak po paru linijkach wszystko się wyjaśniło i dalsza lektura była naprawde przyjemna :) Bardzo dobrze czyta się czyjąś wizję czegoś, co wydaje nam się że już znamy. Okazuje się jednak, że ktoś dopisał inny koniec tej historii. Daje to opowieści większy rozmach i staje się naprawde przyjemną lekturą. Jestem ciekaw co się potoczy dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lekturka powala treścią, myślałem, że będą to miłosne rzygowiny, ale zrobiłaś to bardzo fajnie. Nie mogę doczekać się dalszej części :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, dzięki! :D "Miłosne rzygowiny" haha, leżę :D Na pewno jeszcze nimi będą.

      Usuń
  5. Głowna bohaterka to straszna baba ! Czekam na kolejne wpisy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zostałaś przyjęta z powodzeniem do Stowarzyszenia ;)
    Zapraszam do dodania swojej daty urodzin do ramki 'Urodzinki nasze', żebyśmy mogły wspólnie je świętować ;)
    Zapraszam także do głosowania na stronie głównej Stowarzyszenia w konkursie na najlepsza partówkę Dramione :)
    I zapraszam do polubienia fanpage'a Stowarzyszenia :D
    [ https://www.facebook.com/StowarzyszenieDHL ]

    Pozdrawiam, Alex ;)

    OdpowiedzUsuń