03 czerwca, 2013

2. Jest na świecie ta­ki rodzaj smut­ku, które­go nie można wy­razić łza­mi. Nie można go ni­komu wytłumaczyć.

Początki już za nami, nowy rozdział przed Wami, a ja życzę przyjemnego czytania i mam  adzieję, że się spodoba. Polecam włączyć sobie do tego Set fire to the rain by Adele. Trochę się podzieje w tym rozdziale, nieco jeszcze zbyt niepodobnego, no ale w końcu to ja kreuję postaci na blogu, więc mogę pozwolić sobie na drobne lub większe zmiany. Dziękuję za wszystkie komentarze! :)
A teraz enjoy!

 ***




            Rano, gdy pierwsze promienie słońca zaświeciły ciemnowłosej prosto w twarz, natychmiast otworzyła swoje brązowe oczy. Nie czuła się najlepiej, ale piękna pogoda bardzo szybko poprawiała jej samopoczucie. Widząc za oknem coś takiego, nie była w stanie dłużej wylegiwać się w łóżku. Co prawda miała urlop, ale postanowiła jednak udać się do pracy i go anulować. Nie potrzebowała odpoczynku, a raczej go nie chciała. Najgorsze, co mogłaby teraz zrobić, to poddać się myślom. Pracując, na pewno nie znajdzie czasu, aby roztrząsać wydarzenie dnia poprzedniego. Przez moment poczuła ukłucie żalu gdzieś w okolicach serca na wspomnienie Rona. Nie chciała o tym myśleć, więc czym prędzej wyskoczyła z łóżka. Kiedy brała prysznic jej myśli mimowolnie powróciły do poprzedniej nocy, kiedy pocałowała arystokratę w policzek. Niby nie było to nic wielkiego. Martwiła się trochę, bo wyszła na kompletną desperatkę, a tak naprawdę nie miała nic złego na myśli. Chciała mu tylko podziękować i pod wpływem emocji zrobiła największą głupotę na świecie. No, może nie aż tak wielką, przecież to nie ona uciekła sprzed ołtarza. Zaśmiała się w duchu do swoich myśli. Weasley nie miał już u niej żadnych szans. Tak łatwo było mu przekreślić cały wspólnie spędzony czas. Ich związek był długi i burzliwy, często dochodziło do nieprzyjemnych sytuacji, głównie ze względu na zazdrość Ronalda. Dlaczego więc stchórzył? - kobieta obwiniała samą siebie o ucieczkę narzeczonego, co było oczywistą nieprawdą. Zawsze była cierpliwa, ciepła i nigdy nie wymagała niemożliwego od niego. Kiedy coś mu nie pasowało, starała się to zmienić… Mieli tyle planów, a on to wszystko zaprzepaścił. Równie dobrze mógł powiedzieć "spierdalaj" i nie byłoby żadnej różnicy... Zero wyjaśnień, jedynie pożegnanie. Westchnęła ciężko, wycierając mokre od łez oczy. Nie będzie płakała, nie będzie! - powtarzała sobie w myślach. Miała ogromne, ciemne sińce pod oczami, oczami w których zwykle czaiły się radosne iskierki. Teraz nie było po nich śladu. Na jej twarzy malowało się niewyobrażalne wyczerpanie i smutek. Zwyczajowe rumieńce na policzkach zniknęły, a skóra stała się blada i niemal przeźroczysta. Spojrzała w lustro i zamarła. Do jakiego stanu mogła siebie doprowadzić z powodu faceta? Jak długo to potrwa, zanim zrozumie, że on nie jest tego wart? Czy kiedykolwiek znów poczuje się szczęśliwa, chociaż przez chwilę? A może już na zawsze pozostanie niespokojna? Tysiące myśli przelatywały przez jej głowę i nie wiedziała jak, ani kiedy uda jej się ich pozbyć. Pokochała go dawno temu, i to był błąd. Nie chciała więcej o tym myśleć. Nie mogła. Każda myśl o rudzielcu sprawiała cierpienie, które prowadziło do gorzkich, niepotrzebnych łez. Pamiętała jak niegdyś o nią dbał, jak przynosił czekoladowe żaby, w nadziei, że między nimi zaiskrzy.

          I nawet kiedy przyszedł do niej pamiętnego dnia, całkowicie zagubiony, i z trzęsącymi się rękoma, ona uznała go za właściwą osobę. Był śmiertelnie przerażony, a w jego niebieskich oczach wyraźnie widziała wahanie. Jego serce biło tak głośno, że była w stanie je usłyszeć. Słyszała je i pierwsze, co poczuła to strach, że zamierza od niej odejść. Nigdy nie widziała, żeby czymś się tak przejmował. A on blady i przestraszony uklęknął przed nią. Znajdowali się wtedy w parku, skryci w cieniu drzew, schowani przed słońcem. Hermiona pozwoliła sobie wtedy na jedną, jedyną szklaną łzę. Zapytał ją drżącym głosem, tak niepodobnym do jego zwyczajnego tonu, że zachłysnęła się powietrzem. Zadał jedno, tak ważne dla niej pytanie. I ona bez wahania się zgodziła, wskoczyła mu w ramiona. W jej brązowych, ciepłych oczach można było dostrzec ogromne szczęście. Gdzieś w przebłyskach widoczna była także olbrzymia miłość i nieme pytanie, czy to dzieje się naprawdę.

Rozpłakała się na dobre… Dopiero godzinę później machnięciem różdżki wysuszyła i ułożyła włosy w zgrabny kok, usunęła wszelkie oznaki zmęczenia z twarzy i pomalowała się nieco mocniej niż zwykle. Kolejnym ruchem drewienka sprawiła, że na jej ciele pojawiła się piękna czerwona sukienka, której dekolt układał się w kształt litery V, a materiał ciasno oplatał jej krągłości i kończył się w połowie ud. Na stopach miała czarne sandały i do tego przewiesiła przez ramię czarną torebkę. Obejrzała się jeszcze w lustrze zanim opuściła mieszkanie, a potem skierowała się do głównej części magicznego Londynu. Szpital, w którym pracowała znajdował się na jednej z bardziej uczęszczanych ulic. Znana jako wybitna specjalistka, która non-stop była na językach przeróżnych gazet. Tylko czekały aż popełni jakiś niedopuszczalny, lekarski  błąd. Nie zdarzyło jej się to odkąd zaczęła pracę i miała nadzieję, że nigdy nie dojdzie do czegoś takiego na jej zmianie. Klinika ta nazywała się St. Vitae i była jedną z najlepszych placówek w kraju dla istot czarodziejskich.

            Na widok Hermiony wielu współpracowników się zdziwiło, bowiem zdawali sobie sprawę, że od dziś miała zacząć miesiąc miodowy. Najwidoczniej jeszcze nie wyciekło do gazet -  pomyślała, przechodząc obok kolejnych sal. Skierowała się od razu do gabinetu ordynatora, ale kiedy zapukała i chwyciła za klamkę, okazało się, że nikogo nie ma. Ruszyła więc do recepcji, aby się czegoś dowiedzieć. Na miejscu zastała Azalię i od razu uśmiechnęła się na jej widok.

- Miona, a ty nie na wakacjach? - Azalia była niską brunetką o dużych, zielonych oczach i jasnej karnacji. Miała naprawdę interesującą urodę. - Pięknie dziś wyglądasz!

- Dzięki, ty też niczego sobie! Cóż, prędzej czy później się dowiesz, więc powiem to osobiście... Do ślubu nie doszło i proszę, nie zadawaj pytań, bo to bardzo świeże...- bardzo cicho powiedziała do koleżanki, nie chciała, aby wszyscy od razu się dowiedzieli jak to wyglądało. Było jej przykro, gdy tylko o tym myślała.

- Merlinie! Jestem pewna, że ten głupek coś wywinął! - skomentowała brunetka i złapała się za głowę. Nie trzeba było dużo mówić, aby najbliżsi znajomi zorientowali się, że to nie z jej winy. Hermiona tylko kiwnęła głową, nic nie dodając.- Czego potrzebujesz? Przecież i tak masz urlop!

- No właśnie, chciałabym go anulować, ale nie mogę znaleźć Naczelnej.

- Miona, oszalałaś! Masz miesiąc wakacji, skorzystaj, wyjedź gdzieś. Poradzimy sobie bez ciebie przez ten czas, a ty odpocznij. Na pewno tego potrzebujesz! - powiedziała Azalia bez chwili wahania. Sama by gdzieś chętnie wyjechała, ale zaczął się maj, a to miesiąc, kiedy zwykle było najwięcej zachorowań i nie mogła sobie na to pozwolić.

- Niee, nie chcę odpoczywać. Przyjdę w takim razie jutro. A dziś, może wyskoczymy na drinka wieczorem?- zaproponowała szatynka. Bardzo potrzebowała zaszaleć, a była przecież sobota. Zielonooka nie czekała ani chwili, zgodziła się od razu. Umówiły się na godzinę dwudziestą w pubie "Heaven", gdzie zwykle spędzały wspólne wieczory. Hermiona bardzo entuzjastycznie podeszła do tego wyjścia.

            Do wieczora nie robiła nic konkretnego, posprzątała dom, przygotowała się do wyjścia, poprawiła makijaż i poczytała trochę książki, a w międzyczasie zjadła obiad. Nie znosiła dni, kiedy nie było nic do zrobienia. Bezczynne siedzenie doprowadzało ją do szału. Około siódmej w kominku pojawiła się Ginny. Weszła do salonu niedoszłej panny młodej z bardzo poważną miną i smutnymi oczami. Wyglądała na bardzo przejętą całą sytuacją i niemal natychmiast przytuliła Granger, przepraszając za głupotę brata.

- Znaleźliśmy go, wiesz?

Hermiona mimowolnie nadstawiła uszy ciekawa. Zastanawiała się gdzie podziewał się Ron przez cały ten czas. Spojrzała z zainteresowaniem na rudowłosą. Ta spuściła wzrok, było jej strasznie głupio za zachowanie starszego rodzeństwa.

- Gdzie był? - zapytała po chwili milczenia brązowooka. Wcześniej się nad tym nie zastanawiała. Jego zachowanie bardzo ją zabolało i właściwie nie interesował ją powód, a sam fakt.

- Schlał się w jakiejś dziurze... Bełkotał, że nie jest gotowy na taki krok, że nie chce cię ranić... Godryku, tak mi przykro, Miona! Ile bym dała, żeby go wyleczyć z tej tępoty!

- To najbardziej absurdalna rzecz, jaką mógł się wytłumaczyć! Chyba mu sklątki tylnowybuchowe mózg wyssały!- oburzyła się ciemnowłosa. Nie mogła uwierzyć, że Ron był zdolny wymyślić coś tak niedorzecznego - Przepraszam Ginny, ale jestem umówiona i muszę już iść. Ale przekaż bratu, proszę, że może przyjść w tygodniu po swoje rzeczy. Jeśli nie przyjdzie, to je wyrzucę. - oznajmiła z największym spokojem, na jaki było ją w danej chwili stać. Nie chciała więcej słyszeć o tym człowieku. A już na pewno nie zamierzała popsuć sobie wieczoru.

- Może porozmawiacie sami? - posmutniała jej przyjaciółka. Odkąd pamiętała tworzyli udany związek i nie chciała, aby to się tak zakończyło. Miała nadzieję, że da się to uratować, ale widząc minę Granger, wiedziała, że szanse są równe zeru. - No nic, przekażę mu. Do zobaczenia! - ruda pocałowała w policzek kobietę i zniknęła w kominku tak szybko, jak się pojawiła.

            Szatynka już po półgodzinie pojawiła się w ulubionym pubie ubrana w opięte skórzane spodnie i jasny, przylegający top. Na stopy wsunęła szpilki, odkrywające palce, których paznokcie były pomalowane na czerwono. Dosyć odważny dekolt przyciągał spojrzenie niektórych mężczyzn. Cieszyła się z tego, ponieważ ostatnie wydarzenia zachwiały jej pewność siebie.

            Pub znajdował się w bardzo uczęszczanym miejscu. Miał on dwa duże piętra, na wyższym znajdował się także taras. Wewnątrz znajdował się również parkiet, który był średnio oświetlony. Wszystko było utrzymane w czerwono-czarnych barwach. Kanapy i stołki przy barze były obite czerwoną skórą. Stoliki były kwadratowe lub prostokątne, zwykle czarne. W dolnej części znajdowała się także mała scena, na której czasem ktoś występował. Bar był na górze, na samym środku sali.

            Usiadła przy zwyczajowym stoliku, który znajdował się na górze, niedaleko tarasu, ale z widokiem na bar. Był to kwadratowy stolik, otaczały go trzy czerwone kanapy, a na nim leżały dwie popielniczki i świeczka. Hermiona uwielbiała klimat tego miejsca. Wszędzie wokół pachniało wanilią.

- Co podać? - do stolika podszedł przystojny brunet, ubrany w ciemnoczerwoną koszulę i czarny krawat. Miał ciemne oczy i przeszywające spojrzenie.

- A co proponujesz? - uśmiechnęła się niewinnie do kelnera. Plus tego miejsca był taki, że mężczyźni byli obsługiwani przez kobiety, a kobiety przez mężczyzn. Było to bardzo wygodne.

- Dla ciebie? Coś specjalnego! - uśmiechnął się zawadiacko i puścił perskie oko do brązowowłosej. Ta skwitowała to cichym śmiechem.

- Jasne, poproszę w takim razie mojito z lodem - kelner skinął głową i odszedł w stronę baru poruszając bardzo sugestywnie biodrami. Granger zarumieniła się trochę. Dawno nikt tak otwarcie nie okazywał jej zainteresowania. Zawsze wychodziła z Ronem, a on był piekielnie zazdrosny i na nic jej nie pozwalał. Nie, nie będę myśleć o tym pajacu! - rzuciła do siebie w myślach. Gdzieś w tłumie mignęła jej postać koleżanki i od razu do niej pomachała. Brunetka dołączyła do stolika i rozsiadła się wygodnie.

- Słuchaj, poznałam ostatnio kogoś... - zaczęła, ale nie dane było jej skończyć, bowiem na horyzoncie pojawił się kelner z drinkiem. Widać było po jej minie, że także i jej się spodobał.

- Proszę, dla uroczej damy - brunet podał drinka Hermionie i zapytał jej koleżankę na co ma ochotę. Po chwili drugie zamówienie zostało złożone i dziewczyny wróciły do plotek.

- Miona, poznałam kogoś cudownego! Jest przystojny i co najważniejsze, zainteresowany! Nazywa się Blaise i wyobraź sobie, że jest sportowcem! Ósmy cud świata - ekscytowała się Azalia. Przez moment brązowooka pomyślała o pewnym byłym ślizgonie, ale szybko wyperswadowała sobie tę myśl i skupiła się na znajomej.

            Bardzo długo rozmawiały o facetach. Granger zdecydowała się opowiedzieć koleżance, co się stało na ceremonii ślubnej. I nie pożałowała, kobieta tak skwitowała zachowanie rudzielca, że ta prawie się popłakała ze śmiechu. Dawno tak dobrze się nie czuła. Przez myśl nawet jej przeszło, że może ten związek jej nie służył. Często była nim zmęczona i zmuszała się do wielu rzeczy. Azalia wyrwała się na parkiet, gdy tylko zauważyła interesujących panów, natomiast brązowooka ruszyła do baru po kolejnego drinka. Po drodze minęła tłum na parkiecie, gdzie ledwie dostrzegła koleżankę. Przy barze kłębiło się sporo osób, ale udało jej się dostać tam po krótkiej chwili.

- Co podać?

Hermiona nawet nie zwróciła uwagi na to, u kogo składała zamówienie, zajęta rozglądaniem się po sali. Miała nadzieję kogoś poznać, ale nie odnalazła w tłumie nikogo interesującego. Złapała drinka i zapłaciła, ale nie odeszła daleko. Zaledwie parę metrów dalej oparła się o barierkę otaczającą parkiet i przyglądała się tańczącym. Była w połowie drinka, kiedy dostrzegła dwóch przystojnych mężczyzn. Obu rozpoznałaby z daleka bez mrugnięcia okiem. Speszyła się nieco i odwróciła się tyłem, mając nadzieję, że jej nie zobaczą. Wciąż czuła się niezręcznie na myśl o tym, czego się dopuściła. Wypiła jednym haustem resztę napoju i poszła po kolejny. Z następnym drinkiem udała się do stolika i delektowała się atmosferą. Wprost ubóstwiała to miejsce. Lekko szumiało jej w głowie po wypitym alkoholu. Zupełnie zapomniała jak słabą głowę ma, ale to absolutnie nie przeszkadzało wypić do końca i tego napoju. Uśmiechnęła się do pewnego szatyna i pomachała mu, a zaraz potem skierowała się na parkiet. Nie musiała długo czekać na owego mężczyznę. Bardzo chętnie dołączył do niej, dotykając swoimi dłońmi jej bioder i pleców. Tańcząc, wykorzystywał każdą okazję, aby chociaż musnąć jej ciała. Hermiona nie była mu dłużna, dłońmi błądziła po jego karku, ramionach i klatce piersiowej. Miał bardzo głębokie spojrzenie, jego oczy były ciemne i przyciągające uwagę.

- Jestem Peter! - przedstawił się, próbując przekrzyczeć muzykę.

- Mów mi Miona.

Tańczyliby o wiele dłużej, gdyby nie fakt, że obojgu zaschło w gardłach. Ciemnowłosa bez chwili wahania przeprosiła go i zamówiła w barze kolejnego drinka. Wypiła go praktycznie w trzech łykach i już była w kolejce po następnego. Azalia dalej bawiła się w najlepsze na parkiecie. Brązowooka wróciła na parkiet po niespełna piętnastu minutach i znów wirowała w tańcu z obcymi. Dobrze się bawiła w towarzystwie ludzi i ani myślała powrócić do ponurego mieszkania. Odwróciła się, aby tańczyć tyłem do Petera, a wprost naprzeciwko stał przy barierce nie kto inny jak sam Dracon Malfoy. Od razu ją dostrzegł i tylko zmarszczył brwi, widząc dłonie szatyna na jej talii. Zmieniła znów pozycję, aby nie patrzeć w tamtym kierunku. Ciemnooki uśmiechnął się wesoło, zbliżył twarz i lekko musnął jej malinowe usta. Nie trwało to jednak zbyt długo, ponieważ poczuła jego dłonie na swoich pośladkach, a to sprawiło, że momentalnie się odsunęła.

- Hej, Miona, co jest? - zapytał zbity z tropu. Zupełnie nie wiedział o co chodzi. To tylko zirytowało bardziej, nieco pijaną już, brązowooką - Przecież chciałaś!

- Czy ty jesteś normalny? Nawet mnie nie znasz! - oburzyła się i zachwiała delikatnie pod wpływem alkoholu. Kompletnie straciła nim zainteresowanie, a wydawał się w porządku.

- Nie bądź taką cnotką, sama mnie sprowokowałaś! - szatyn złapał ją za nadgarstek, przyciągając do siebie blisko. Znów położył dłoń tam, gdzie nie powinien. Chciała wyjąć różdżkę, ale nie zdążyła, bo ten wykręcił jej rękę. Syknęła z bólu. Ludzie wokół nawet nie zauważyli, że coś było nie tak.

- Puszczaj mnie ty imitacjo mężczyzny! - krzyknęła w złości, miała ochotę go kopnąć tak mocno, żeby mieć pewność, że nigdy nie spłodzi potomka o podobnym podejściu do kobiet.

- Jak mnie nazwałaś? Zaraz ci pokażę! - przysunął swoje biodra tak blisko jej ciała, że mogła wyczuć wybrzuszenie w spodniach. Poczuła tak wielkie obrzydzenie, że miała ochotę zwymiotować.

- Puść mnie! - krzyknęła ponownie, próbując się wyrwać. Czekała tylko na okazję, aby sięgnąć różdżki i pokazać temu osiłkowi jak się obchodzi z takimi jak on. Zanim zdążyła odsunąć twarz, zmiażdżył jej usta w brutalnym pocałunku. Ugryzła go mocno w wargę, która zaraz potem zaczęła krwawić.

- Ty suko!

Wiedziała, że to nie skończy się dla niej dobrze, ale postanowiła nie przerywać. Nadepnęła mu szpilką na stopę, a kiedy ten zwinął się z bólu, odskoczyła. Już była przy wyjściu z parkietu, gdy on ją złapał za ramię.

- Zapłacisz mi za to szmato! - wysyczał jej w twarz. Hermiona poczuła strach, bo pomimo tłumu, nikt na nich nie zwrócił uwagi. Miejsce było pełne mężczyzn i kobiet, ale nikt nie zareagował.

- Nie nauczył cię nikt, parszywy gnoju, aby nie zwracać się tak do kobiet? - Nagle znikąd pojawił się Malfoy, zupełnie jakby tylko czekał na okazję, aby się wtrącić. Wyjął różdżkę i jednym pociągnięciem nadgarstka sprawił, że szatyn zawył z bólu. W tym czasie szarooki złapał kobietę za dłoń i przyciągnął do siebie. Uśmiechnął się z kpiną w stronę leżącego na podłodze faceta. - Śmieć! - skwitował tylko, po czym trzymając dłoń Hermiony, skierował się do jej stolika. Gdy usiedli, on pociągnął spory łyk z butelki Ognistej Whisky.

- Dzięki, Malfoy - na marne próbowała się uśmiechnąć, mężczyzna wydawał się być zły i tylko spojrzał nieprzychylnie na młodą lekarkę. Siedzieli bardzo blisko siebie, obojgu było gorąco.

- Czy ty zawsze musisz się w coś wpakować, Granger? - zapytał bez ogródek. Zarumieniona brązowooka nie wiedziała co odpowiedzieć, odwróciła wzrok od jego przystojnej twarzy.

- Czy ja mam wypisane na czole, że szukam faceta na szybki numerek? - obruszyła się. Jasnowłosy nie spodziewał się tego pytania i zaśmiał się pod nosem.

- Nic nie widzę - odparł, udając, że przygląda się jej czołu. Ta uśmiechnęła się do niego. Nerwy i alkohol powoli opuszczały jej ciało.

- Draco, tu jesteś! - do stolika podszedł wysoki, dobrze zbudowany brunet. Ten sam, z którym wcześniej widziała blondyna. Wiedziała, kim był. W końcu spędzili w jednej szkole siedem lat. Zabini. Najlepszy i zdaje się, jedyny, przyjaciel Malfoya. - Przeszkadzam w randez-vous? - dosiadł się bez pytania z wielkim uśmiechem na twarzy.

- To nie randka, Diable, a wręcz przeciwnie - odparował szarooki. Hermiona oniemiała. Nie wiedziała dlaczego obaj siedzą  z nią przy jednym stoliku.

- Hej, jestem Blaise, dla znajomych Diabeł! - przywitał się i ucałował rękę młodej kobiety. A ta uśmiechnęła się nieśmiało. Prawie czarne oczy zdawały się przenikać wszystko, na co spojrzały.

- Wiem, pamiętam cię ze szkoły... - mruknęła pod nosem. Nie była pewna czy chce, aby ją rozpoznał.  Żywiła cichą nadzieję, że tamten w ogóle sobie nie przypomina. Na darmo.

- Pomińmy te bzdury! - wtrącił się blondyn, chcąc zmienić temat. Pamięć o pochodzeniu młodej kobiety budziła w nim mieszane uczucia, ale głównie negatywne. Ojciec wpoił mu pewne racje i nic nie było chyba w stanie go przekonać, że nie ma w tym wiele prawdy. Czemu ja z nią w ogóle rozmawiam? - przeszło mu przez myśl, a na głos dodał - Właśnie kończyliśmy rozmowę, prawda Granger?

- T-tak, tak. Właściwie to ja już się zbieram do domu. Miłego wieczoru! - zanim którykolwiek z nich zdążył odpowiedzieć, zabrała swoją torebkę i odnalazła na parkiecie koleżankę, a potem się pożegnała.

            Wieczór okazał się udany jedynie połowicznie, choć wcale nie żałowała wyjścia. Wyrwanie się z mieszkania, w którym wciąż unosił się zapach męskich perfum, było bardzo dobrym pomysłem. Jednak mimo wszystko, tęskniła za rudzielcem. Noc zapowiadała się długa i bezsenna. Wspomnienia pięknych chwil skutecznie spędzały jej sen z powiek.

9 komentarzy:

  1. Jedno lepsze od drugiego, chcem ja więcej magii! :>
    Czekam na następne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie :) Magii to tu bardzo dużo nie będzie, przecież to blog o tematyce dramione, a nie o magii. Natomiast na pewno wplotę co nieco :) W końcu to wciąż świat czarodziejski.

      Usuń
    2. To miałem na myśli ;)

      Usuń
  2. Przypadkiem przez Stowarzyszenie wpadłam na Twojego bloga i nie żałuje.
    Sama historia mnie zaciekawiła.
    Szczególnie iż opisujesz ostatnio moje ulubione czasy po szkole.
    I w ogóle sam pomysł mi się spodobał.
    Ta sytuacja w którą wplątała się Miona i ratunek Malfoya.
    To wszystko było tak niesamowicie opisane że aż skaczę z radości.
    W ogóle możesz być moim zdaniem z siebie dumna.
    Dobry pomysł na historie i fantastyczne wykonanie.
    Jeśli powiadamiasz o nowych rozdziałach zrób to proszę na : http://pokochac-lotra.blogspot.com w zakładce Spam!
    z przyjemnością będę Twoim czytelnikiem.
    Zapraszam również do siebie gdyż może moja historia ciebie zainteresuje.

    pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę że Ci się spodobało :)) nawet nie wiesz jak miło usłyszeć coś takiego, zwłaszcza że dopiero zasnelam prowadzić tego bloga :) będę informować na bieżąco.

      Usuń
  3. Wciąga. :) Historia jest ciekawa i sensowna. Zaskakuje ale wszystko ma swoje miejsce. Szczerze, czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo mi się podoba i chcę jeszcze :D Popieram wcześniejsze komentarze - wciągające, zaskakujące i sensowe :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Trafiłam na Twój blog przez Stowarzyszenie i nawet nie wiesz jak się cieszę!
    Piszesz świetnie- tekst jest dojrzały, styl dopracowany, a i pomysł na całość odznacza się świeżością i oryginalnością.
    Coś czuję, że będzie to naprawdę dobre opowiadanie! :)

    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)

    Pozdrawiam,
    zauroczona DiaMent.

    OdpowiedzUsuń
  6. Gosh, zgodnie z moją obietnicą zabrałam się za czytanie. Tylko kurde, o jakiej godzinie. Więc jak mój komentarz będzie kompletnie niespójny to lepiej zostaw to bez komentarza ;d Normalnie śpię o tej porze.

    Współczuje Hermionie, że musiała przejść przez tą całą sytuację z Ronem. To najgorszy typ faceta jaki kiedykolwiek istniał - tchórz. Inaczej go nazwać nie mogę. Żeby zostawić ukochaną kobietę samą w kościele i upić się lądując w rynsztoku? Litości. Po co w takim razie się jej oświadczał? Mogli poczekać ze ślubem. Ale nie, lepiej upokorzyć ją i stracić swoją miłość. O ile jakiekolwiek uczucie było.
    A Hermiona? Od pierwszego rozdziału mam ogromną ochotę ją porządnie uderzyć, żeby tylko mi zmądrzała. Raz ryczy i chce towarzystwa Malfoy'a całując go na pożegnanie. Potem znowu płaczę rozpamiętując to, co zrobiła dnia poprzedniego. Płacze. Idzie do baru z koleżanką, upija się i podrywa obcego faceta. Kurdę, ona nie wie, co takie tańce pokazują mężczyźnie? I po jakie licho po tym rozstaniu szła do tego baru?
    Malfoy... to stary Malfoy. Chłodny, uprzejmy i wyjątkowo nieznośny. To jest ten typ, w którym nie można się nie zakochać. Taka prawda, no ;) Osobiście chciałabym go poznać bliżej i dowiedzieć się, co spowodowało, że zmienił trochę swoje nastawienie do Hermiony i wgl życia.

    Ściskam, Donna W. (dawniej Niecała, Debby)
    [ trzy-wspomnienia ]

    Myślałaś może o dodaniu zakładki obserwowanych? Ułatwiłoby mi to sprawę z czytaniem, myślę, że tobie też, kiedy nie będziesz musiała informować o nowych postach.

    OdpowiedzUsuń