Witam serdecznie! Sporo już za nami, a jeszcze więcej przed nami :) Bardzo niecierpliwie czekam, aż będzie nas nieco więcej :) Jak się dzisiaj macie? Bo ja coraz lepiej, nawet nie zdążymy mrugnąć, a już będzie koniec roku!
Miłego czytania!
***
Od feralnego spotkania na ulicy
Pokątnej minęły ponad dwa tygodnie. Od tego czasu ani razu nie zamienili słowa.
Mijali się kilkakrotnie na ulicy czy w sklepie, i za każdym razem, kiedy jedno
z nich nie patrzyło, drugie spoglądało z nieukrywanym zainteresowaniem.
Udawali, tym razem oboje skrywali się przed sobą nawzajem. Przyglądali się,
myśleli, zastanawiali i rozpamiętywali, ale milczeli. Żadne z nich nie chciało
przerywać ciszy, która sprawiała, że łatwiej było im przetrawić całą sytuację.
Hermiona często głowiła się dlaczego to wszystko się potoczyło w ten sposób. Od
nieprzyjemnej, niepotrzebnej wymiany zdania do bardzo intymnego wydarzenia. W
tamtym momencie diametralnie zmieniło się jej postrzeganie blondyna. Zawsze
uważała, że jest tylko bogatym i złośliwym egoistą, a tymczasem okazało się, że
ma też delikatniejszą, bardziej wrażliwą stronę. Mogła się domyślić, przecież
każdy medal ma dwie strony.
Ron w tym czasie próbował się z nią
skontaktować wielokrotnie, ale szatynka bardzo skutecznie go ignorowała. Z
czasem zresztą zaczęła odczuwać niewielką satysfakcję, że rudzielec musi się
starać, aby cokolwiek osiągnąć. Zasłużył sobie na takie traktowanie. I z wielką
chęcią któregoś razu powiedziała mu, że jej przykro, ale nie ma żadnych szans
na naprawę ich dotychczasowej relacji. Ani razu nie spróbował jej przeprosić
czy prosić o wybaczenie. Odkąd zniknął ze ślubu tego pechowego popołudnia
jedyne co robił, to tłumaczył, że to Hermiona nic nie rozumie i nie ma powodu
do obrażania się. Brązowooka za każdym razem odpowiadała tak samo. Czegokolwiek
od niej chciał, zawsze odprawiała go z kwitkiem, mówiąc że „nie będzie żadnego
ślubu”. Jednak w międzyczasie zdarzyło się coś, co wprawiło szatynkę w
osłupienie. I już wiedziała, że nie warto.
Granger akurat zmierzała do kawiarni
na spotkanie z Harry'm. Wybraniec wreszcie znalazł chociaż chwilę dla swojej
przyjaciółki. Był bardzo zapracowany, ponieważ prowadził nabór do Biura
Aurorów. I ciemnowłosa nie miała do niego pretensji. Zdawała sobie sprawę, że
każdy z nich ma teraz swoje własne życie i stara się wszystko pogodzić. Młoda
lekarka właśnie zakręcała w uliczkę, aby dostać się do kawiarni na obrzeżach
magicznego Londynu, kiedy zobaczyła pewną parę. Wysoki, ognistowłosy mężczyzna
pochylał się nad niewysoką dziewczyną o krótkich blond włosach. Chwilę później
ich usta połączyły się w namiętnym pocałunku. Patrzyła na to z nieodgadnionym
wyrazem twarzy. Nie była pewna jak powinna zareagować, ale chyba nie tak, jak
to zrobiła. Zaśmiała się. Zaczęła cicho śmiać się pod nosem. W jej oczach
mimowolnie wezbrały się szklane łzy. I
co? Warto było poświęcić tyle czasu dla niego? - zadawała sobie sama nieme
pytania, które pozostawały bez odpowiedzi. Nie czekała ani sekundy dłużej. Po
prostu podeszła do niego, szarpnęła za ramię, a widząc zszokowane, niebieskie
oczy, nie wytrzymała. Głuchy dźwięk uderzenia odbił się echem po uliczce. Ron
złapał się za piekący policzek i już otwierał usta, aby coś powiedzieć, ale
Hermiona nie dała mu dojść do słowa, uderzając w drugą stronę twarzy.
- Jak długo
to trwa? - zapytała z surowym spokojem w głosie. Po policzkach ciekły jej słone
łzy, ale w oczach miała zimną jak lód obojętność. Nie krzyczała, nie uniosła
się nawet na minutę. Chciała po prostu wiedzieć, musiała.
- Kotku, kto
to? - spytała niczego nieświadoma blondynka. Miała zdziwienie wypisane na
twarzy i widać było, że nie spodziewała się tego.
- No, kotku,
kim jestem? - warknęła brązowooka. Spojrzała na rudego z taką pogardą, jakiej
nikt u niej nigdy nie widział. Natomiast Weasley przenigdy nie był tak czerwony
ze wstydu i hamowanej złości, jak w tej chwili. Nawet, gdy Malfoy mieszał go z
błotem, obrażał i wywyższał się, nawet kiedy przypominał mu o swoim majątku, i
o tym jaki rudzielec jest biedny. Nigdy nie poczuł się tak upokorzony.
- Miona, to
nie tak!
- Nie? A jak?
- uśmiechnęła się oschle.
- Skarbie,
później do ciebie przyjdę! Pa! - jasnowłosa ulotniła się bardzo szybko.
- No,
skarbie. Dlaczego milczysz? Coś nie tak? - prychnęła szatynka. O dziwo, wcale
nie czuła się źle, że patrzy na niego w ten sposób.
-
Posłuchaj...
- Nie,
Ronald. Ty posłuchaj, nie będziesz mnie w ten sposób traktował, rozumiesz? Nigdy
więcej się do mnie nie odzywaj, nie pisz listów, nie przysyłaj Ginny czy braci.
Zniknij z mojego życia, słyszysz?
- Miona, nie
gadaj głupot. Kocham cię! - Weasley był najwyraźniej przerażony. Nigdy
wcześniej nie widział, aby ktoś miażdżył go spojrzeniem tak, jak teraz robiła
to jego niedoszła żona. Patrzyła na niego jak najobrzydliwszego robaka na
świecie i wiedziała, że już niczego nie da się uratować. Jak mogła się łudzić?
- Kochasz
mnie? - prychnęła - Hipogryf by się uśmiał! - dodała, po czym wytarła dłonią
mokrą twarz.
- Nie mów
tak...
- Ile to
trwa?
- Miona,
przestań!
- Powiedz mi
Ron, jak długo to trwa? - powiedziała przez zaciśnięte zęby.
- Rok... -
mruknął tak cicho, że Hermiona nie była pewna, czy dobrze usłyszała. Rok,
dwanaście miesięcy. Trzysta sześćdziesiąt pięć dni. Osiem tysięcy siedemset
sześćdziesiąt godzin. Zdradzał ją przez cały ten czas.
- Zdradzałeś
mnie przez rok? - zapytała z niedowierzaniem. Zabolało. Mimo wszystko, sprawiło
jej to cierpienie. Poświęciła dla niego pięć lat życia, a na przyjaźń dodatkowe
siedem. Straciła dwanaście lat, które mogła przeznaczyć na zupełnie coś innego.
Mogła już być po ślubie, mieć mężczyznę, który byłby wart tego wszystkiego. -
To cześć!
I postanowiła. Odejdzie, a więcej go
nie zobaczy. Bardzo prosty plan. Była już kilkanaście kroków dalej, kiedy kątem
oka dostrzegła jak on idzie w jej stronę.
- Zaczekaj! -
krzyknął, kiedy ona przyspieszyła. Nie zamierzała go posłuchać, nie chciała. I
nie czekając ani chwili dłużej, przystanęła, a potem zniknęła z cichym
pyknięciem. Pojawiła się dwie uliczki dalej, tuż przy umówionym miejscu
spotkania. Była spóźniona, ale wiedziała, że brunet się nie pogniewa, a na
pewno zrozumie. W drodze do stolika szybko poprawiła makijaż jednym, krótkim
zaklęciem i skierowała się w stronę zielonookiego mężczyzny. Siedział przy
małym, okrągłym stoliczku i obserwował życie za oknem.
- Hej Harry -
pochyliła się i cmoknęła go w gładki policzek. Potter nic się nie zmienił od
czasu, gdy widzieli się ostatni raz. Nadal miał ciemne włosy w nieładzie, był
szczupły i niewysoki. Z bystrych, szmaragdowych oczu można było czytać jak z
książki. Jedyna rzecz, jaka się zmieniła to okulary. Pozbył się ich, ponieważ
Ginny go o to poprosiła. Dzięki temu wreszcie można było zobaczyć na własne oczy
intensywną zieleń, tak długo skrywaną za szkłami. Uśmiechnął się ciepło na
widok przyjaciółki i odsunął jej krzesło, na które minutę później opadła.
- Miona! Nie
widziałem cię od miesiąca! - ucieszył się młody mężczyzna.
Zamówił dla niej kawę, a potem
zajęli się rozmową. Rozmawiali o wszystkim, przez drobiazgi życia codziennego,
pracę, burzliwe związki aż do wyznania Harry'ego.
- Ginny jest
w ciąży - wypalił znikąd ciemnowłosy i powiedział to tak szybko, że brązowooka
miała problem ze zrozumieniem. Kiedy powtórzył, zaniemówiła. A potem
uśmiechnęła się bardzo ciepło i go przytuliła, gratulując cicho.
-
Zazdroszczę! - zaśmiała się Hermiona i upiła łyk kawy. Bardzo się cieszyła z
tego, czego się dowiedziała, ale jednocześnie sama łaknęła szczęścia. Domyśliła
się, że para będzie musiała zorganizować ślub, ponieważ rodzice młodej
Weasley'ówny będą nalegać. - Który miesiąc?
- Piąty. Nie
powiedziała mi nic! - powiedział radośnie. Widać było, że bardzo tego pragnie i
nie może się doczekać.
- Jak to nie
powiedziała? To ty nic nie zauważyłeś? - Hermiona spojrzała na mężczyznę spod
byka, po czym zaczęła się śmiać. Jak można nie zauważyć objawów ciąży?
- Nie śmiej
się! Widziałem, że przytyła trochę, ale myślałem, że to z powodu diety... -
podrapał się po karku z zakłopotaniem, ale uśmiechał się pod nosem.
- To cudownie
- skomentowała z czułym półuśmiechem.
- Miona, czy
ty rozmawiasz z Ronem? - zapytał znikąd. I szatynka poczuła, jakby piorun w nią
uderzył. Mina jej zrzedła, a w oczach pojawił się nieopisany chłód.
- Harry, on
mnie zdradzał - mruknęła ze wstydem. - I robił to bardzo długo! - dodała
oschle. A zaraz potem spojrzała na twarz bruneta i zorientowała się. On
wiedział.
- Miona, ja
naprawdę...
- Wiedziałeś?
- poczuła na plecach nieprzyjemne ciarki. - Jak długo?
- Od dawna.
Próbowałem ci powiedzieć, ale nie chciałaś mnie słuchać! Próbowałem też
przemówić mu do rozsądku, ale on się uparł. - posmutniał Potter. Wiedział, że
ta rozmowa sprawi ból przyjaciółce, ale musieli ją dokończyć.
- Spotkałam
go z tą blond-puszczalską.
- Lena,
wcześniej... - nie dokończył, bo zauważył zmianę na twarzy brązowookiej.
Zdziwiła się.
- Jak to
wcześniej? Było jakieś wcześniej?
Harry
przeklął w myślach i dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nawalił na całej linii
jako przyjaciel.
- Wcześniej
też. To już trzecia… Miona, ja próbowałem ci powiedzieć, ale jak przyszedłem z
tym do ciebie, to powiedziałaś mi, że planujecie ślub... Nie miałem pojęcia, co
robić! Przepraszam!
- To dlatego
się nie cieszyłeś, kiedy ci powiedziałam...
- Nie było mi
do śmiechu. Jak miałem ci to uświadomić? Nie chciałem żebyś cierpiała... Wybacz
mi!
- Harry, nie
gniewam się na ciebie - spojrzała na niego ze smutkiem w oczach i uśmiechnęła
się słabo. Miała przynajmniej świadomość, że jej przyjaciel się starał, że
próbował i dbał o nią na swój pokręcony sposób. - Pokazał, że jestem dla niego
nikim.
- To
nieprawda. - przyciągnął ją bliżej siebie i przytulił mocno, a kiedy poczuł jak
jej ciało drży, a ona zanosi się gorzkim płaczem, zacisnął ze złością pięści.
Nie mógł już nic dla niej zrobić.
- Możemy o
tym nie rozmawiać? - wychrypiała, gdy już się uspokoiła. Harry spojrzał na nią
z czułością i uśmiechnął się lekko, a potem pogłaskał po głowie. Wiedział, że
najgorsze już za nimi, że już nie musi jej okłamywać i udawać. Przytaknął.
- Ale wiesz
co, Miona? - uśmiechnął się z tajemniczym błyskiem w oku.
- Tak?
- Razem z
Ginny postanowiliśmy, że zostaniesz matką chrzestną.
To było
wystarczające, aby wywołać na twarzy szatynki ogromny, radosny uśmiech. Dawno
nie widział jej tak uśmiechniętej. W tym momencie poczuł niesamowitą ulgę.
Hermiona była naprawdę dzielną i silną kobietą. Westchnął w duchu.
- Nawet nie
wiesz jak się cieszę!
- Oj uwierz,
widzę! - zaśmiał się Harry.
Resztę popołudnia spędzili wspólnie.
Towarzystwo najlepszego przyjaciela było dla brązowookiej niczym lek na
wszystkie choroby świata i smutki. Nie wiedziała jak bardzo za nim tęskniła,
dopóki się nie spotkali. I to uświadomiło młodej lekarce, jak ważna jest
przyjaźń w jej życiu. Wiedziała już dokąd się udać w razie jakichkolwiek
problemów. Tego dnia udali się na niewielkie zakupy. Ciemnowłosa nie mogła się
powstrzymać od wejścia do sklepu z ubrankami dla niemowląt. W tajemnicy
powiedział jej, że będą mieli syna. Uprzedził, że nie może się przed nikim
wygadać, ponieważ ma to być niespodzianka.
- To jak go
nazwiecie? - uśmiechnęła się szatynka, przeglądając malutkie śpioszki. A kiedy
jedne kupowała, Harry był nieco zakłopotany, ale śmiał się pod nosem.
- James -
odpowiedział z dumą - James Syriusz Potter!
- Żeby tylko
twoi rodzice wiedzieli...
- Na pewno
będą wiedzieć - Harry nie tracił swojego dobrego humoru i entuzjazmu. Nie
tracił, dopóki na horyzoncie nie pojawił się Draco Malfoy, gdy wychodzili ze
sklepu. Hermiona momentalnie się zarumieniła i odwróciła wzrok. Jasnowłosy to
zauważył i wykrzywił usta w ironicznym uśmiechu.
- Potter -
mruknął i skinął głową w geście przywitania, ale nawet nie spojrzał na bruneta.
Jego wzrok cały czas skupiony był na jednej osobie. Drobnej szatynce z lekko
zaróżowionymi policzkami. - I Granger.
- Malfoy -
zielonooki nie był mu dłużny. Natomiast kobieta zerknęła niepewnie na blondyna
i zarumieniła się jeszcze bardziej, gdy ten zwrócił uwagę na rzecz, jaką
trzymała w dłoni. A były to niebieskie śpioszki, które kupiła dla Ginny.
- Granger,
widzę, że nie próżnujesz - skomentował tylko, unosząc sugestywnie brwi.
- Zamknij się
- odparł Potter, zanim Hermiona zdążyła cokolwiek odpowiedzieć. Mogła się
spodziewać, że to się skończy na potyczce słownej. Harry zabrał ubranko i
schował je do plecaka, który wisiał na jego ramieniu.
- Fiu fiu,
Potter, to twoje? - uśmiechnął się z kpiną Draco.
- Nie
interesuj się, Malfoy - syknął brunet, patrząc na niego ze złością.
- Chodźmy
już, Ginny pewnie się niecierpliwi - to jedyne, co powiedziała szatynka, zanim
pociągnęła przyjaciela za rękę i skierowała się w stronę bocznej uliczki.
Rzuciła przez ramię blondynowi ostatnie, długie spojrzenie. Uśmiechnęła się
delikatnie, ale była pewna, że to zauważył.
Dopiero późnym wieczorem dotarła do
swojego mieszkania. Była zmęczona, ale wciąż uśmiechnięta. Pomimo przykrego
poranka, miło spędziła dzień z przyszłym ojcem. Nie mogła uwierzyć, że Harry
nie domyślił się ciąży swojej dziewczyny. Śmiać jej się chciało na samą myśl,
ale to było urocze na swój sposób. Tego dnia pierwszy raz od dawna poczuła się
znów beztroska.
Dracon Malfoy zastanawiał ją coraz
bardziej. Z każdym kolejnym spotkaniem dawał jej więcej do myślenia. Między
nimi działo się coś dziwnego i nie do końca zdawała sobie sprawę, co to
takiego. Nie miała pojęcia jak to nazwać i nie wiedziała czy chce, aby to się
rozwinęło dalej. Nie mniej jednak intrygował ją. Za każdym razem kiedy widywała
go na ulicy, on musiał pozostawić ją z masą pytań i myśli. Za każdym razem
sprawiał, że zapamiętywała spotkanie na długo. I jeszcze dłużej dręczyły ją
coraz to kolejne pytania. Bo jak sprawić, aby były ślizgon tego nie robił? Nie
była pewna, czy robił to mimowolnie, czy z zamiarem. I żałowała, że nie zrobiła
mu tego samego. Nie zdawała sobie nawet sprawy, jak bardzo się myli.
Po drugiej stronie miasta w zaciszu
swojej ogromnej rezydencji, siedział jasnowłosy mężczyzna i popijał Ognistą
Whisky ze szklanki. Miał nadzieję, że zaszumi mu w głowie i zatrzyma pędzące
myśli. Myśli, które biegły nieodpowiednim torem. Pił już trzecią szklankę, mocny
alkohol palił go w gardło. Z każdym łykiem czuł się coraz gorzej, ale myśli nie ustawały. A wręcz
przeciwnie.
Świetny rozdział jak zwykle prześwietny!
OdpowiedzUsuńRon to świnia, jak on mógł zdradzać Hermionę przez cały ten czas?! Dobrze, że mu przyłożyła i to dwukrotnie. Harry jest naprawdę przesłodki z tą niewiedzą :D <3
Widzę, że w głowach Hermiony i Draco zaczynają się rodzić już jakieś iskierki :D Cieszy mnie to. Nie mogę się doczekać ich konfrontacji :D <3
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :) U mnie też nowa notka :)
Pozdrawiam serdecznie,
DiaMent.
Nominowałam Cię do Liebster Awards :)
UsuńWięcej informacji znajdziesz tutaj:
http://dramionovelove.blogspot.com/p/liebster-award.html
Pozdrawiam :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRon to dupek! Nie spodziewałam się tego. Cała historia mnie zaskakuje. Ale bardzo miło się czyta :)
OdpowiedzUsuńGnojek, skończony palant!
OdpowiedzUsuńTak jak DiaMent, nie mogę się doczekać akcji Hermiony z Draco <3
Czekamy na następny!
Dopiero teraz znalazłam troszeczkę czasu na przeczytanie tego rozdziału. I chciałam powiedzieć, że jest to mój ostatni komentarz, ponieważ jestem bardzo interesowną osóbką i czytam tylko te blogi, których autor zostawia komentarz u mnie.
OdpowiedzUsuńNie uważasz, że wkradło się tutaj trochę chaosu? Zawarłaś w tym rozdziale trochę za dużo akcji. Ron i jego zdrada, Harry jako ojciec i nagle znikąd pojawia się Draco. To wszystko można było podzielić i bardziej rozbudować. Nie rozumiem też po co pojawił się Draco? Jeden rozdział bez niego przykrości by nie sprawił. A tak wypadł tutaj blado. Raz piszesz, że nie rozmawia z Hermioną, mijają się na ulicach, a tutaj nagle podchodzi. O co chodzi?
Pozdrawiam serdecznie,
www.trzy-wspomnienia.blogspot.com
Dziwny komentarz, napisany w ten sposób bo ktoś nie komentuje Twoich wypocin?
UsuńNic nie zmieni faktu, że rozdział był super! ;-)