Czasem
życie bardzo lubi płatać figle, a to nasuwa całą gamę przeróżnych pytań.
Dlaczego tak się dzieje? Czym zasłużyliśmy? A może Mojry popełniły paskudną
pomyłkę, nieznośny błąd? Może splątały przypadkiem nici życia? Hermionę
prześladowała masa pytań dotyczących Darco. Zastanawiała się, dlaczego od
nieudanej próby zamążpójścia, non stop napotykała go na swej drodze. Dlaczego
tak nagle pojawił się w jej życiu, już nie tak bardzo szkodliwy jak niegdyś? Co
się wydarzyło, że wszystko tak diametralnie uległo zmianie? Jak to w ogóle
możliwe, że on przestał być taki brutalny i nieuprzejmy? Odkąd wylądował w tym
jasnym, szpitalnym pomieszczeniu, nawiedzało ją wiele refleksji. Przez cały ten
czas zastanawiała się nad jego losem. To było dla niej coś nowego, coś
dziwnego. Nigdy wcześniej nie przyznałaby się do tego, ale towarzystwo
jasnowłosego, pomimo że nieprzytomnego, w jakiś pokręcony sposób ją uspokajało.
Działało na nią wręcz kojąco. I za nic nie chciała dopuścić do siebie myśli, co
się stanie, gdy on się obudzi. I wszystko wróci do normy…
Myśl,
że nie będzie dłużej mogła się przed nim otwierać, zwyczajnie ją paraliżowała.
Każdego dnia, od momentu pierwszej rozmowy, przychodziła do tej sali i
opowiadała mu o sobie. Codziennie spędzała tu wiele czasu, usiłując samą siebie
usprawiedliwić. Głównie przed sobą. Wstydziła się tej niewielkiej słabości.
Azalia widząc stan, w jakim znajdowała się przyjaciółka, w ogóle nie
komentowała jej zachowania. Zdawała sobie sprawę, że młoda lekarka tego właśnie
potrzebuje. Zauważyła też, że dzięki rozmowom z blondynem, stawała się nieco
lżejsza, radośniejsza. I nie zamierzała tego przerywać tak długo, dopóki dostrzegała
poprawę u swojej najbliższej przyjaciółki.
Szatynka
tego dnia czuła się bardzo dobrze. Wstała z łóżka prawą nogą, los okazywał się
dla niej łaskawy na każdym kroku. Za oknem świeciło słońce, na niebie nie można
było dostrzec żadnej, nawet najmniejszej chmury. Z drzew bez ustanku sypały się
kolorowe liście. Trawa nieco zbledła, ale promienie słońca przyjemnie ocieplały
jej barwę. Hermiona czuła się cudownie, co zdecydowanie przekładało się na jej
wygląd. Jej brązowe, bujne włosy układały się w delikatne fale i opadały na
ramiona. W dużych, ciepłych oczach można było spostrzec radosne iskierki.
Iskierki, które wcześniej wydawały się gdzieś zaniknąć. Na jej opalonej twarzy
malował się lekki półuśmiech, którego nic nie było w stanie zetrzeć. Kiedy tylko
zaszła do pracy, powitały ją uprzejme uśmiechy i miłe komplementy. Nieco
zaskoczona skierowała się natychmiastowo do pokoju młodego Malfoy’a. Nie
chciała zwlekać. Czuła, że to może być wyjątkowy dzień, pełny pozytywnych
wrażeń. Drzwi pomieszczenia były uchylone, a wewnątrz zobaczyła pewną kobietę.
Wyglądała na bardzo wyniosłą i poważną, pomimo młodego wieku. Miała bardzo
ciemne włosy, spięte w koka na czubku głowy. Kilka pasm wydostało się z niego i
zwisały wokół pięknej twarzy, zawijając się delikatnie. Bystre, jednak zimne,
zielone oczy spoglądały na lekarkę z wyższością. Hermiona zarumieniła się
nieco, wyraźnie zakłopotana.
-
Dzień dobry – przywitała się grzecznie, poprawiając kosmyk włosów, który opadł
jej na twarz. Uśmiechnęła się niepewnie i podeszła bliżej łóżka. Wyjęła
różdżkę, aby zbadać mężczyznę, a po chwili rzuciła odpowiednie zaklęcie.
- Witam – odparła lodowatym głosem brunetka. Zmierzyła
zimnym wzrokiem medyczkę i zadarła wyżej brodę. – Kiedy on się obudzi? –
warknęła.
- To zależy tylko od pacjenta – mruknęła Granger.
Zerknęła jeszcze raz na poważny wyraz twarzy tej kobiety i westchnęła cichutko.
Całe powietrze, które nagromadziło się w niej pod wpływem oceniającego
spojrzenia, uszło z niej. Uśmiechnęła się ponownie, czując niemałą ulgę.
- Jak to od pacjenta? To pani jest magomedykiem!-
zirytowała się ciemnowłosa. Na jej twarz wkradła się złość, właściwie nie
wiadomo czym wywołana. Hermiona złapała za kartę pacjenta i zaczęła ją
uzupełniać, niezbyt przejmując się emocjami kobiety.
- I jako jego magomedyk, zadecydowałam o środkach
leczenia – odparła całkowicie nieporuszona brązowooka. Nie wiedziała kim jest
ta czarownica, ale nie wydawała jej się interesującą osobą. I nie chciała jej
poznawać.
- Pani chyba sobie kpi! Nic pani nie robi!- krzyknęła
nieznajoma. Z jej oczu ciskały błyskawice, a zielone oczy, wcześniej spokojne i
zimne, teraz przywodziły na myśl istny huragan.
- Proszę nie krzyczeć. A najlepiej wyjść. Pora
odwiedzin zaczyna się o piętnastej. Chyba zna się pani na zegarku?
- Wypraszam sobie takie traktowanie!- pisnęła
brunetka, mierząc wściekłym spojrzeniem lekarkę. Ta jedynie uniosła lewy kącik
ust w górę i wskazała otwartą dłonią drzwi. Kiedy ciemnowłosa nie uzyskała
odpowiedzi, prychnęła głośno i ze złością opuściła pomieszczenie. Hermiona
momentalnie się rozluźniła. W jej towarzystwie czuła się maksymalnie spięta.
Napięty kark dał o sobie znać w momencie, gdy nachyliła się nad twarzą
blondyna. Wklepała maść w jego policzek i odgarnęła jasne kosmyki z jego buzi.
Westchnęła głośno.
- Obudź się, Draco – szepnęła do jego ucha, teraz
zakrytego jasnymi włosami. Przez moment się zawahała, ale jednak pogładziła
palcami delikatną skórę jego policzka. Zarumieniła się lekko, zawstydzona, gdy
zdała sobie sprawę z tego co robi. Nie powinna, przecież to Malfoy. Spłoszona i
zawstydzona do granic możliwości, stanęła na równe nogi i szybkim krokiem
wyszła z pokoju. Dzisiaj czekał ją dyżur na oddziale nagłych wypadków i nie
mogła sobie pozwolić nawet na chwilę spóźnienia. Miała masę pracy.
Dzień
był wyczerpujący i owocny w rozwiązane sprawy. Odwiedziły ją bliźniaczki, które
w ataku wściekłości przeklęły siebie wzajemnie. Jedna z nich wylądowała w
klinice z różowymi kropkami na ciele, a druga z rogiem na czole. Jakiś
mężczyzna próbował nauczyć się zaawansowanej sztuki transmutacji i nie potrafił
odczarować swojej kończyny. Jego noga zamieniła się w naprawdę brzydki nos
wielkości mugolskiego samochodu. Jakaś starsza pani uznała, że pożytecznym
okażą się trzy kolejne pary rąk. Nie przewidziała jedynie, że nie będzie
potrafiła zapanować nad nimi wszystkimi. Hermiona myślała, że nic już tego dnia
jej nie zaskoczy.
Z
wielką ulgą zrobiła sobie przerwę na lunch, w drodze do kawiarenki odnajdując
przyjaciółkę. Chwyciła ją za ramię i nim się obejrzały, już były na miejscu.
Zajęły siedzenia przy zwyczajowym stoliku, a przed nimi pojawiły się ulubione
potrawy.
- Padam z nóg, Miona!
- Ja też. Ale lubię spędzać czas w nagłych wypadkach.
To jest kosmos, jacy ludzie tam przychodzą!- szatynka zaśmiała się na wspomnienie
dwóch sióstr. Dzięki temu, że działo się tak wiele, dzień mijał o wiele
szybciej niż zwykle. Mogła sobie jedynie wyobrażać co by było, gdyby nie
wypchany po brzegi czas. Zapewne odchodziłaby od zmysłów, usiłując wymyślić
sposób na pozbycie się blizn Dracona.
- No, w recepcji dzieje się jeszcze więcej!- pisnęła
rozentuzjazmowana brunetka. Jej włosy zatrzęsły się, gdy z ogromnym uśmiechem
na twarzy pomachała głową. Wypiła szklankę wody jednym haustem, a naczynie
napełniło się na nowo. – Odwiedził mnie Blaise!
- I nic nie mówisz? – zapytała ze śmiechem lekarka. Do
tej pory pamiętała jak przyjaciółka przeżywa każde spotkanie z mężczyzną. Coraz
częściej wydawało jej się, że wie o kogo chodzi. W końcu znała Zabini’ego. Był
przystojny, i był sportowcem. Wszystko się zgadzało.
- Nie było kiedy. Jesteś totalnie zalatana!- odparła
zielonooka.- Ale nie martw się, będziesz miała okazję go poznać, bo… Zaprosił
nas na kolację!
Hermiona otworzyła szerzej oczy, a na jej twarz
wypłynął jeszcze szerszy uśmiech. Nie spodziewała się, że jej koleżanka
wreszcie pozna kogoś kulturalnego. Wiecznie trafiała na same szuje i chamów.
Nigdy nie udało jej się spotkać kogoś zainteresowanego czymś więcej niż tylko
seksem.
- Świetnie! Kiedy?
- W piątek, Miona, w piątek. Zaplanował cały wieczór.
Nie mogę się doczekać!- zielone oczy zabłyszczały radośnie, gdy z entuzjazmem
klasnęła w dłonie. Widać było, że energia roznosi ją od wewnątrz, ewidentnie
była niesamowicie podekscytowana. I Hermionie się to podobało. Z dnia na dzień
mogła zaobserwować jak jej najlepsza przyjaciółka rozkwita i pięknieje. I
bardzo ją to cieszyło. Radość, która każdego dnia pojawiała się na twarzy
Azalii, tylko dawała jej wiarę w mężczyzn, w miłość i szczęście.
- A wiesz
dokąd pójdziemy?
- No właśnie,
on nie pisnął nawet słówka. To ma być jakaś niespodzianka. - zamyśliła się
ciemnowłosa, zupełnie ignorując lekarkę. Jej intensywnie zielone oczy zaszły
jakby mgłą, i już nie było z nią żadnego kontaktu. Widząc to, szatynka ulotniła
się. Swoje kroki skierowała do sali, w której leżał blondyn. Miała niewiele
pracy, w związku z tym postanowiła spożytkować czas, siedząc przy nim. Zanim
jednak tam poszła, wzięła ze sobą księgę. Znalazła ją kilka dni wcześniej w
bibliotece miejskiej i miała nadzieję znaleźć tam odpowiedź, jak pozbyć się
znaku.
Tatuaż przyprawiał ją o nieprzyjemne
dreszcze i zimne ciarki na plecach. Nie chciała na niego patrzeć. Znak
przypominał jej jak wiele zła wyrządził Voldemort, a najgorsze, że Malfoy'owie
go w tym wspierali. Nawet po tylu latach nie mogła zapomnieć o okrucieństwie i
bólu, jaki sprawili innym poplecznicy Czarnego Pana. Mimowolnie jej spojrzenie
powędrowało na własną rękę. Napis, który się tam znajdował przyprawiał ją o
mdłości. Wiele razy próbowała zniwelować jego widoczność czy pozbyć się go,
jednak nie potrafiła. Musiałaby poświęcić całą swoją moc magiczną, aby to
zakryć. Pamiętała jakby to było wczoraj. Bellatrix z ogromną uciechą wyryła ten
napis na przegubie jej ręki. Ból był nie do opisania. Młody arystokrata, o
którego teraz tak dbała, był tam wtedy. I obserwował wszystko, wcale nie
próbując pomóc. Tym dla niego była, niewartą szlamą. Nic nie znaczącym, brudnym
ścierwem. Tak wiele razy dawał jej to odczuć, tak dużo czasu poświęcił, aby
poczuła się niczym. Mieszał ją z błotem, a później pozwolił, aby ten napis
przyozdobił jej młode, delikatne, kobiece ciało do końca życia. Palcami lekko
przesunęła po bliźnie i uśmiechnęła się smutno. To było tak dawno temu, a mimo
wszystko wspomnienie tego wciąż ją prześladowało. Bywały noce, gdy wciąż raz po
razie, śniło jej się to i nie mogła o tym zapomnieć w żaden sposób.
Wchodząc do sali, szybko przykryła
rękawem szaty brzydki napis. Przysunęła krzesło bliżej łóżka i usiadła. Zanim
jednak ulokowała się wygodnie, przyjrzała się jasnowłosemu. Wyglądał znacznie
lepiej niż wcześniej. Jego skóra nabrała zdrowszego koloru, a rany się wygoiły
już całkowicie. Teraz należało być cierpliwym, i kto wie...
Hermiona szybko odpłynęła,
zagłębiając się w treść lektury. Czytała na głos, mając nadzieję, że w ten
sposób obudzi Malfoy'a. Księga była gruba i obszerna w informacje, jednak na
dobrą sprawę były to oczywistości, i w żaden sposób nie pomogło to kobiecie.
Wszystko, co przeczytała na temat znamion, wiedziała już wcześniej. Jej zapał
nieco opadł, kiedy czytała już ostatnią stronę, a nie odnalazła wciąż żadnej
przydatnej informacji. Zerknęła raz jeszcze na nieprzytomnego mężczyznę i
westchnęła głośno. Tak bardzo pragnęła, aby wreszcie się podniósł. Zwłaszcza,
że Lucjusz Malfoy zaczynał się niecierpliwić. Zagroził nawet, że powiadomi
odpowiednie służby, jeśli Draco się nie wybudzi w najbliższym terminie. Chciała
uniknąć za wszelką cenę nieprzyjemności, jakie mógłby jej zaserwować ojciec
pacjenta, ale nie mogła nic poradzić na jego śpiączkę.
Contra legem było bardzo
skomplikowaną formułą i wiązało się z całą gamą nieprzewidzianych konsekwencji.
Niewiele o tym mówiono, ponieważ jedynie szaleńcy się na to porwali. Legenda,
którą znają wszyscy magomedycy głosi, że sam Merlin wypróbował tego zaklęcia na
swoim bratanku. Miał on wypadek i trwał w śpiączce ponad pół roku. O wiele za
długo, by nie pozostawiło to po sobie żadnych śladów. Niestety, zaklęcie
okazało się zgubne. Nie dość, że Merlin utracił na stałe całą swoją magiczną
moc, był to urok nieodwracalny w skutkach. Kaleb, jego bratanek wybudził się ze
śpiączki, ale nie radził sobie sam w żadnej dziedzinie życia. Nie mógł
swobodnie się poruszać, miał problemy z mową, a co gorsza stał się zwyczajnie
przygłupi. Zaklęcie sprawiło, że ze zdrowego, pełnego sił, wigoru i życia
młodego chłopaka, stał się życiowym nieudacznikiem, na dodatek ułomnym i
nieświadomym tego, co się dzieje wokół niego. Z czasem kompletnie oszalał.
Natomiast Merlin umarł, zaraz po tym jak wykonał ten czar, ponieważ jak się
okazało... Żadna istota magiczna nie może żyć bez magii. Od tamtego czasu nikt
nie chciał spróbować tego zaklęcia na własnej skórze. I Hermiona także nie
zamierzała się przekonać o jego wpływie. Dlatego cierpliwie czekała, aż
arystokrata samodzielnie się wybudzi z tego letargu.
Odłożyła książkę na półkę, a potem
machnęła różdżką, sprawdzając stan pacjenta. Wszystkie wskaźniki pozostawały w
miejscu, nic się nie zmieniło od tygodnia. Mimo wszystko ogólny stan Draco był
o niebo lepszy. I nawet tyle ją cieszyło. Dostrzegała znaczną poprawę.
- No,
Draco... Na dzisiaj już koniec odwiedzin. Ale jutro przyjdę. Może mi powiesz,
dlaczego ta kobieta była taka zdenerwowana... - uśmiechnęła się pod nosem. Stała
jeszcze przez moment przy łóżku, a potem poprawiła poduszkę blondyna i ze
spokojem opuściła pomieszczenie. Na dzisiaj miała już dosyć kliniki.
***
I jak? Podoba się? Mam nadzieję, że tak. Odkąd wróciłam staram się żeby rozdziały były raczej przyjemne dla oka i nie aż tak krótkie. Dziękuję za wszystkie komentarze, te długie, krótkie. Cieszę się, że w ogóle znalazły się osoby, które chcą to komentować. A jest to dla mnie dodatkowa motywacja. Dziękuję raz jeszcze! :))
"Im mniej nienawiści, tym więcej zdrowia." Dokładnie tak :)
OdpowiedzUsuńFajne :D Ale niech się w końcu obudzi.
OdpowiedzUsuńSuper. Mam nadzieję, że Draco w końcu się obudzi.
OdpowiedzUsuńTroszkę cierpliwości :))
UsuńOby tak dalej, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
OdpowiedzUsuńNadrobiłam zaległości :)
OdpowiedzUsuńJa tam wiem, że Draco się wybudzi. Bardziej zastanawia mnie co mu się stało i kim jest ta kobieta. Mam też wrażenie, że jeśli Hermiona usunie mroczny znak z jego ręki, może mieć problemy - w końcu zrobiłaby to bez jego zgody.
Jest ciekawie i czekam na jeszcze :)
Dziękuję, że mnie poinformowałaś. Mogłabym prosić, abyś nadal to robiła ? :)
Pozdrawiam serdecznie,
DiaMent.
Dlaczego Draco miałby się nie wybudzić, to jest pytanie :D
UsuńCo mu się dokładnie stało wyjaśni się w następnej części :)) Wszystko już gotowe, napisane, tylko czeka, aby opublikować.
I tak, oczywiście, mogę Cię informować :))