Ciemność. Zewsząd otaczała go
niewyobrażalna ciemność, która wzbudzała w nim przerażenie. Nigdy, gdziekolwiek
kiedykolwiek był, nie czuł się tak przestraszony. Czuł przenikające zimno,
paraliżujący chłód i obezwładniający ból. Paliło go od środka poczucie
bezsilności. Wokół nie było niczego oprócz przejmującej pustki. Pustki, która
przywodziła na myśl tylko jedno. Śmierć. Czuł jak lepkie macki śmierci starają
się go obezwładnić całą swoją siłą. I nie pragnął niczego, jak tylko uciec od
tego przerażającego uczucia. Całe ciało piekło go tępym, pulsującym bólem. W
głowie cały czas słyszał jakieś dźwięki. Bez przerwy towarzyszyły mu huki, których za nic nie potrafił się
pozbyć. Miał ciężką głowę, od nadmiaru myśli i wszędobylskiego hałasu. Bał się.
I z każdym kolejnym momentem tracił coraz bardziej siły. Miał coraz mniej
zaparcia, aby oprzeć się hipnotyzującemu głosowi śmierci. Kusił go coraz
bardziej, podsuwając mu perspektywę spokoju. I dawało mu to poczucie
bezpieczeństwa. Myśl, że nie będzie czuł więcej tego ogromnego bólu sprawiała,
że nie chciał dłużej walczyć. Powoli opadał z sił i brakowało mu oddechu z
każdą chwilą coraz bardziej. Wiedział, że nie powinien się poddawać, że to
jeszcze nie jego czas, ale czuł się taki słaby. Kusząca wizja ciepłego
schronienia w ramionach śmierci nie dawała mu spokoju. Wciąż powracała do jego
myśli, powodując jeszcze większą słabość. Umierał... Wiedział o tym, ale nie
chciał dłużej się bronić. Nie mógł, ponieważ cierpienie odebrało mu wszelkie
siły i nadzieję. I kiedy było z nim już tak bardzo źle, że nie widział innego
wyjścia, absolutnie wyczerpany oddał się śmierci prawie całym sobą... Usłyszał pewien
głos. Ciepły, silny i dający poczucie ulgi. Huki ustały, a w głowie słyszał
jedynie ten melodyjny, kojący dźwięk. Poczuł, jak gorąco rozchodzi się po jego
ciele, a poczucie bólu, pustki i straty powoli się oddala. Odzyskał nadzieję,
czuł jak siła i witalność powraca do jego ciała. Zaczęły dochodzić do niego
szmery, z każdą chwilą coraz więcej bodźców do niego docierało, powoli wracało
czucie we wszystkich częściach ciała. Poczuł na twarzy światło i okropne
pieczenie jej lewej strony.
- Mógłbyś się
już obudzić - kobiecy, delikatny jak powiew motylich skrzydeł głos wdarł się z
wielką mocą do jego głowy. Chciał odpowiedzieć, ale nie potrafił. Okropna
suchość w ustach i klucha w gardle wcale temu nie pomagały. Przez kilka chwil
kłócił się ze sobą w myślach. Musiał otworzyć oczy. Wiedział, że musi to
zrobić. Jego powieki były przeraźliwie ciężkie i ledwie starczyło mu siły, aby
lekko je uchylić. Zaraz potem poczuł pulsujący ból skroni. Ostre, białe światło
wdarło się do jego oczu i ledwie je otworzył, a zaczął mrugać z zawrotną
szybkością. W kącikach oczu zebrały się łzy. Nad sobą zobaczył piękną istotę.
Była to młoda kobieta o dużych, brązowych oczach. W ich wnętrzu czaiły się
ciepłe iskierki. Jej długie, spływające falami włosy lekko zakręcały się przy
twarzy. Miała pełne, malinowe usta i mały, zgrabny nosek. Akurat poprawiała
pościel gdzieś w okolicach jego barku. Chciał coś powiedzieć, ale z jego ust
wydarł się jedynie głuchy, chrypiący jęk pełen cierpienia. Ciemnowłosa, gdy
tylko się zorientowała, od razu spojrzała wprost na jego twarz. Jej oczy stały
się jeszcze większe, a źrenice zwęziły się w szoku. Na jej policzkach wymalował
się rumieniec, a zdziwienie zastąpiło zawstydzenie.
- Wody... -
szepnął chrapliwie, ledwie go było słychać. Nieużywany głos dał o sobie znać,
brzmiąc po prostu dziwacznie. Kobieta nie czekając ani minuty dłużej wyciągnęła
różdżkę i machnęła nią, a przed nią pojawił się dzbanek wody i kubek, który mu
podała. Chwyciła go pod ramię i pomogła się wygodnie usadowić na łóżku.
Poczekała spokojnie aż upije łyk cieczy i uśmiechnęła się. Był to najcieplejszy
i zarazem najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek miał poczucie widzieć. Odkaszlnął
lekko, rozglądając się po pomieszczeniu. Nie wiedział, gdzie się znajduje ani
dlaczego. Białe ściany sprawiały naprawdę niemiłe wrażenie.
- Draco, jak
się czujesz? - zapytała ciemnowłosa, uważnie obserwując każdy ruch mężczyzny.
On jedynie zmarszczył czoło i zwrócił na nią swe stalowe oczy. Poruszył
karkiem, aż słychać było trzask.
- Boli mnie
wszystko. Co tutaj robię? - zadał pytanie, które go męczyło. Przyjrzał się
lepiej jej twarzy, a jego usta mimowolnie wygięły się w lekki łuk. Była
naprawdę urocza.
- Miałeś
wypadek! - kobieta usiadła obok niego na krześle i przymknęła powieki,
wzdychając cicho. I w momencie, w którym użyła słowo "wypadek"
wszystko zaczęło do niego wracać ze zdwojoną mocą. Pamiętał doskonale co się
wydarzyło. Podczas bitwy nad Doliną Rzezi zupełnie stracił kontrolę nad
Felcor'em i zaczęli lecieć głowami w dół, na dodatek smok zionął ogniem przez
cały czas, jakby w panice. Poobijani wylądowali w pobliskiej wiosce,
jednocześnie ją doszczętnie rujnując. Dalej jego pamięć się urywa. Przerażony
poderwał się na równe nogi. Przez moment zakręciło mu się w głowie, jednak to nie było w tej chwili ważne. Gdzie jest Felcor? Czuł, że nic
mu nie grozi, jednak nie wiedział co się z nim stało. Nie wiedział, gdzie jest
ani czy nikt go wcześniej nie skrzywdził.
- Gdzie jest
Felcor? - zapytał zmartwiony, usiłując dostrzec gdzieś swoje własne ubrania.
Niestety pokój był pusty.
- Draco,
połóż się! - warknęła ciemnowłosa, wpychając go delikatnie z powrotem na
pościel. Posłusznie usiadł, jednak ani myślał się kłaść czy przykrywać. - Masz
gorączkę. - stwierdziła, przykładając dłoń do czoła mężczyzny. Machnęła
różdżką, przywołując tym samym niezbędny eliksir wzmacniający i zbijający
gorączkę, po czym wcisnęła w jego blade dłonie. Wypił posłusznie, o nic nie
pytając.
- Jak mam się
do ciebie zwracać? – mruknął, przyglądając się badawczo szatynce. Rzuciła mu
zdezorientowane spojrzenie i zastanowiła się chwilę.
- Nie bardzo
rozumiem...
- No, jak się
nazywasz? – zdziwił się, kiedy ta nie odpowiedziała. Na jej twarzy pojawiła się
konsternacja. Zagryzła delikatnie wargę i ścisnęła swoją dłoń, jakby w
zastanowieniu. Coś było tutaj ewidentnie nie tak.
- Draco…
Jestem Granger, nie wygłupiaj się! – brązowooka spoważniała dosłownie w ułamku
sekundy. Wystarczyło zaledwie rzucić okiem, aby dostrzec niezrozumienie
wymalowane w oczach jasnowłosego. I to zdziwiło ją jeszcze bardziej. Wiedziała
już, co się stało, ale musiała się upewnić.
- Nie znam
cię przecież – stwierdził pewny siebie, poprawiając brzydką koszulkę, jaka
została mu przydzielona. Jej kolor przypominał barwę wymiocin i nie podobała
się nikomu. Skrzywił się na jej widok. Hermiona uchyliła usta w szoku po tym,
co usłyszała.
- Draco, co
pamiętasz? – zapytała po chwili milczenia, bez ogródek. Nie miała czasu na
głowienie się, musiała się wszystkiego dowiedzieć od razu.
- Co to za
durne pytanie! – warknął obruszony. Nie wiedział jak można komukolwiek
zasugerować, że czegoś takiego nie pamięta. Jednak mina tej całej Granger
mówiła sama za siebie i postanowił nie zwlekać z odpowiedzią. – Nazywam się
Dracon Malfoy, mam dwadzieścia dwa lata. Mieszkałem w Malfoy Manor. I jestem
jeźdzcem smoka.
- I nie
pamiętasz mnie? – zdziwiła się. Skoro pamiętał większość faktów dotyczących
jego samego, dlaczego nie pamiętał jej twarzy…
- Nie, a
powinienem?
- Ja…
Właściwie to… Nie – odpowiedziała, lekko się rumieniąc. Skłamała. Powinna się
wstydzić czegoś takiego. Była lekarką i nie powinna była tego robić. Jednak nie
chciała ryzykować, by znów traktował ją w określony sposób, niczym brud spod
buta.
- To jak masz
na imię? Wątpię żeby Granger nim było – westchnął, przeczesując swoje blond
włosy palcami lewej ręki. I zamarł, patrząc na nią.
- Hermiona –
szepnęła, obserwując zachowanie stalowookiego. Wiedziała, że będzie dla niego
niemałym szokiem widok własnego ciała, teraz w bliznach. Obrócił rękę w lewo i
w prawo, wpatrując się z obrzydzeniem na oparzenia. Ani trochę mu się nie
spodobał widok, jaki zastał. Zerwał się z łóżka w poszukiwaniu lustra. Zobaczył
jedno przy drzwiach i nie czekając ani sekundy dłużej podszedł do niego. Kiedy
spojrzał na swoją twarz, oniemiał. Całą lewą stronę obejmowały blizny po
bliskim kontakcie z ogniem. Z przejęciem dotknął swojego policzka, niegdyś
gładkiego i aż sapnął. Odebrało mu mowę. Zupełnie nie przejmując się obecnością
szatynki, zrzucił z siebie okropną koszulkę. Z jego gardła wydobyło się coś na
kształt niedowierzającego jęku. Dokładnie obserwował swoje ciało, obracając się
powoli plecami do wiszącego szkła. Z odrazą przyglądał się każdemu kawałkowi
skóry. Ślady po oparzeniach znajdowały się na całej ręce i skrawku pleców.
Patrząc w swoje odbicie dostrzegł również wstręt wymalowany na własnej twarzy. Stał tak jeszcze przez kilka minut, wciąż
spoglądając na siebie. I wrócił na miejsce, absolutnie zrezygnowany. Naciągnął
koszulkę i usiadł. Hermiona z wypiekami na twarzy przyglądała się wszystkiemu.
Widok nagiego ciała mężczyzny wydał jej się pobudzający. Pomimo blizn, jego
sylwetka była w świetnej kondycji. Miał idealne kształty i mięśnie widocznie
zarysowane pod skórą. Jego ciało było dopracowane w najmniejszych szczegółach,
nie licząc ran spowodowanych wypadkiem. Malfoy był przystojny i nic, według
szatynki, nie było w stanie tego zakłócić czy zniszczyć. Jednak on sam był
zupełnie innego zdania.
- Nikogo nie
pamiętam – uświadomił sobie w pewnym momencie, pocierając skronie palcami. Był
wściekły. Złość bardzo skutecznie obejmowała nad nim powoli kontrolę. Jak coś
takiego mogło się zdarzyć?! Nikogo nie pamiętał! Był paskudny! Czuł się
okropnie. Nie wiedział, dlaczego życie postanowiło go tak pokarać.
- Draco…
Pozbędziemy się tych blizn – powiedziała bardzo cicho, nie chcąc go rozjuszyć
jeszcze bardziej. Widziała w jego oczach czającą się wściekłość. Wiedziała, że
jest blisko wybuchu i pragnęła za wszelką cenę tego uniknąć. – Szukam sposobu i
znajdę. Obiecuję! – szepnęła, potrząsając głową z ogromną zawziętością.
- Dzięki… -
mruknął nie do końca przekonany. Nie wierzył w zapewnienia, ale nic innego nie
pozostało mu, jak przytaknąć. – To… Znasz mnie?
Hermiona w
odpowiedzi skinęła głową, nieco się wahając. Do tej pory dowiedziała się, że
Malfoy częściowo stracił pamięć. Znał podstawowe fakty o sobie i swoim życiu,
jednak wyrzucił z pamięci każdą osobę, z jaką kiedykolwiek miał styczność. Czy
to znaczyło, że mogli zacząć znajomość od nowa? Brązowooka głęboko w to
wątpiła. W większości przypadków, niezależnie od stopnia amnezji, ludzie po
jakimś czasie odzyskują pamięć. Nie mogła się łudzić, że jasnowłosy będzie dla
niej ludzki czy tolerancyjny.
- Tak –
powiedziała w końcu.
- Musisz mi
pomóc! Dowiesz się co z Felcor’em? Proszę – spojrzał na nią błagalnym wzrokiem.
Widać było, że to stworzenie znaczyło dla niego więcej niż możnaby się
spodziewać. W jednej chwili Hermiona podjęła decyzję. Pomoże mu. I poczeka, aż
wróci jego pamięć. Niezależnie od skutków, chciała mu pomóc.
- Gdzie mogę
go znaleźć?
- Powinien
być w Dolinie Smoków. – odpowiedział, wzdychając głośno. Był wyczerpany do
granic swoich możliwości. Złość wcale nie opuszczała jego ciała, wręcz
przeciwnie. Z każdą chwilą się nasilała. Czuł, że wiele stracił. Myśl, że nie
pamięta niczyjej twarzy wydała mu się przerażająca i aż skurczył się w sobie.
Tłumił w sobie uczucia, a chaotyczne myśli wciąż nie dawały mu spokoju. Pragnął
jedynie chwili odpoczynku, momentu, aby odetchnąć. Wypadek wszystko zmienił w
jego życiu i nagle zdał sobie z tego sprawę. Czarodzieje spróbują go
wykorzystać, jeśli dowiedzą się o stanie jego zdrowia. Był idealnym pionkiem w
ich politycznej grze, zwłaszcza z brakującą pamięcią. Ta perspektywa wydała mu
się żałosna i śmieszna jednocześnie. Prychnął pod nosem na ten pomysł. Nigdy
nie będzie zabawką w rękach kogokolwiek. Był Malfoy’em, do cholery! Nie
pozwoli, aby ktokolwiek się nim wysługiwał czy litował! Nie potrzebował tego.
Niczego nie potrzebował, a już na pewno nie bandy idiotów na karku. Zerknął
pospiesznie na młodą lekarkę, teraz wiedząc już, jak jej na imię i prychnął
poraz kolejny. Dlaczego widział w jej ciepłych, brązowych oczach taką zawziętość
i determinację? Dlaczego ta drobna istotka tak bardzo się uparła, aby mu pomóc?
W jej spojrzeniu coś nie dawało mu spokoju. Miał wrażenie, że bardzo wiele razy
ją skrzywdził, choć nie wiedział skąd ono się brało. Poczucie, że nieraz dał
jej w kość nieco ochłodziło jego złość. A Hermiona… Czuła się skrępowana jego
obecnością. Otwierała się przed nim każdego dnia, a on jej zwyczajnie nie
pamiętał. Nie wiedział kim jest i dlaczego chce mu pomóc. Zresztą… Czy ona sama
wiedziała, dlaczego to robi? To nie przez fakt, że była jego magomedyczką…
Przecież nie musiała dbać o to, aby nie martwił się dłużej o smoka. Nie
musiała, ale w jakiś dziwny, pokręcony sposób chciała ukoić jego skołatane
nerwy. Coś w jej podświadomości mówiło, że może się udać, że już więcej nie
spojrzy na nią z taką pogardą. I to była wystarczająca motywacja, aby mu pomóc.
Myśl, że Malfoy nigdy więcej nie nazwie jej szlamą, nie spojrzy na nią z obrzydzeniem
w tych stalowych, zimnych oczach, dostarczała jej dodatkową energię.
- Daj mi się
zbadać – poprosiła, wyciągając różdżkę. Kiedy skinął w milczeniu głową z
zaciśniętymi w wąską kreskę ustami, wiedziała, że mimo wszystko jest taki sam.
W końcu jego charakter nie uległ zmianie, choć część wydarzeń, których nie
pamiętał, także go ukształtowała. Jego przeszłość nie zniknęła tylko dlatego,
że on nie może jej sobie przypomnieć. Dalej jest tym samym Malfoy’em. Chociaż
przed wypadkiem kilkukrotnie dał jej okazję, aby pomyślała, że się zmienił.
Dokładnie pamiętała dzień, w którym dosłownie na kilka sekund odkrył się przed
nią. Machnęła różdżką, wypowiadając formułę, po czym dotknęła jej czubkiem
bladego czoła Draco. Drewienko wypuściło biały dym, a moment później czerwony.
Hermiona odetchnęła z ulgą. Stan pamięci arystokraty nie okazał się trwały i
kwestią czasu był jej powrót, tak jak wcześniej myślała. Lekki półksiężyc
przyozdobił jej twarz, kiedy z zarumienionymi policzkami okrywała mężczyznę
puchową pościelą.
-
A… - jasnowłosy chciał zadać pytanie, jednak Granger uprzedziła go.
- Powinieneś
się zdrzemnąć, twój organizm teraz najbardziej potrzebuje odpoczynku.- wcięła
mu się w słowo i poprawiła jeszcze poduszkę. Na szafkę obok łóżka położyła
niewielką tackę, a na niej eliksiry, każdy jeden podpisany. – Musisz je wziąć
na noc. Rano zajrzę do ciebie. Powinnam już wtedy wiedzieć co z Felcor’em. –
uśmiechnęła się szerzej, obserwując błysk tęsknoty w jego szarych oczach.
- To do
zobaczenia, Hermiono – powiedział, gdy lekarka opuszczała salę. Sam się zdziwił
jak słodko brzmi jej imię w jego ustach. Nie spodziewał się, że gdy je wypowie,
na jej twarzy pojawi się taki szok. Jej policzki kolejny raz podczas tej wizyty
przybrały intensywnie różową barwę. Szatynka nie odpowiedziała, zbyt zajęta
swoimi myślami i analizowaniem jego słów. Zamknęła za sobą cichutko drzwi i
ruszyła do najbliższego kominka podłączonego do sieci Fiuu. Musiała powiadomić
Lucjusza Malfoy’a.
***
I jak Wam się podoba? Co byście zmienili? Chętnie wysłucham Waszych sugestii :))
Cudowny rozdział. Draco jeźdźcem smoka? Bardzo mnie tym zdziwiłaś. Ciekawe kiedy Malfoyowi wróci pamięć. Życzę weny.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że zaskoczyłam! :)))
UsuńSmoki? Wow. Serio. Nie spodziewałam się.
OdpowiedzUsuńI ciekawy pomysł z tą pamięcą - tego też sie nie spodziewałam. Myślałam, że przeżyje szok, zacznie się pieklić i wściekać, jak zobaczy, któż to się nim opiekuje, a tu taka niespodzianka. Autentycznie. Jestem w szoku ;)
Lumossy
To idealnie się składa :D Miało to nieco zdziwić ;))
UsuńJa chcę dalej! Jak ten Dupek odzyska pamięć i będzie dla niej nie miły.. to się wkurzę!A\
OdpowiedzUsuńDupki mają to do siebie, że zwykle nimi pozostają... :D
UsuńJestem bardzo ciekawa co dalej...;)
OdpowiedzUsuńJózefina
Świetny pomysł z tą pamięcią :) Podoba mi się to, że utracił ją tylko częściowo i, że nie jest to stały uszczerbek na zdrowiu.
OdpowiedzUsuńTo, że jest jeźdźcem smoka... mnie bardziej zastanawia o co w tym chodzi :D
Rozdział fajny.
Pozdrawiam,
DiaMent.
PS u mnie też jest nowa notka. Zapraszam.
dramionovelove.blogspot.com