27 października, 2013

9. Smok ma twardą łuskę, ale czer­wo­ne ser­ce na wierzchu...



 Hej wszystkim, dzisiaj nieco dłuższa notka niż zwykle :)) Mam nadzieję, że się spodoba. Chętnie przyjmę także wszelką krytykę, dlatego proszę o pozostawienie komentarza po przeczytaniu, każda opinia jest dla mnie cenna.


***




            Hermiona starała się być cierpliwa, naprawdę. Starała się jak mogła, ale nie potrafiła. Nie mogła poradzić sobie ze złością, jaka rodziła się w niej za każdym razem, gdy próbowała porozumieć się z tym ogromnym mężczyzną. Alfor był rosłym krasnoludem i jednocześnie opiekunem Smoczej Doliny. Jego ruda broda zapleciona w długi warkocz sięgała kolan, tak samo jak jego kręcone włosy. Sam był niewielkiego wzrostu, miał zaledwie jeden metr i pięć centymetrów. Bursztynowe oczy z rozbawieniem przyglądały się wszystkiemu. Niezależnie od sytuacji w jego spojrzeniu zawsze można było dostrzec psotne błyski. Szatynka wściekała się podczas każdej rozmowy z nim, ponieważ nad wyraz ciężko było się z nim dogadać. Hermiona od tygodnia próbowała się dowiedzieć jak się miewa Felcor, smok Dracona. Jednak to nie było takie proste, jakby się mogło wydawać. Krasnolud najwyraźniej nie przepadał za młodym arystokratą, gdyż robił wszystko, aby nie ułatwić zadania brązowookiej. Po którejś nieudanej rozmowie z tym mężczyzną, zwyczajnie ruszyła w kierunku serca Doliny Smoków, wprost do Smoczej Jamy. Miała już dosyć użerania się z nim. Nie znała się zbytnio na smokach, ale skoro Malfoy mógł bezpiecznie przy nich przebywać, to uznała, że nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo. Z każdym krokiem powietrze robiło się coraz cieplejsze, w niektórych momentach wręcz gorące. I z każdym krokiem traciła pewność siebie. Stojąc pod wejściem do groty, czując buchające ciepło z wnętrza, miała ogromne wątpliwości czy chce zaryzykować. Wiedziała, że w razie czego żadna różdżka czy magia jej nie pomoże. Smok pozostawał smokiem, niezależnie od wszystkiego.

            Odetchnęła głośno dwa razy. Potrzebowała dodać sobie otuchy. Miała nadzieję, że wyjdzie z tego cało. Malfoy zaczynał się niecierpliwić, grożąc, że wyjdzie z kliniki i od razu powędruje do Felcor’a. Nie chciała ryzykować jego zdrowiem. Obiecała mu, że się dowie i zrobi to.

- Dalej, Miona… - mruknęła do siebie, siląc się na pewny ton. Zacisnęła mocno palce na swojej różdżce i zrobiła krok do środka. Znalazła się w ciemnym korytarzu utworzonym ze skał, oświetlanym jedynie przez żarzące się pochodnie.  Ścieżka była krzywa i stroma, jednak to wcale nie zniechęciło młodej kobiety. Najgorszy był zapach i ukrop, unoszący się w powietrzu. Nieznośne gorąco paliło ją w twarz, a dłonie się spociły. Przeszła może piętnaście metrów, kiedy napotkała rozwidlenie dróg. Prawo czy lewo… Zastanawiała się jedynie chwilę, zanim skręciła w prawo. To okazało się nieznaczącą nic decyzją, bowiem obie drogi prowadziły do tego samego miejsca. Znalazła się we wnętrzu skały. Bezmiar otoczenia ją zachwycił. Tuż przed nią rozciągała się wolna przestrzeń, trzy metry od niej zaczynała się wielka, niekończąca się przepaść. W lewą i prawą stronę od miejsca, w którym stała rozchodziły się dwie ścieżki wzdłuż całej długości skały. Wokół niej panował półmrok rozświetlany jedynie pochodniami. Skała podzielona była na sekcje. Wzdłuż każdej ściany porozmieszczane były klitki różnej wielkości, prowadzące w górę i w dół, aż do samego dna przepaści. Gdy podeszła bliżej krawędzi, zobaczyła, że na dolnych ścianach również znajdują się takie wnęki. Doskonale słyszała szum wody, a gdy skierowała swoje spojrzenie w dół, dostrzegła niewielki wodospad, który zalewał dno tego miejsca. Zwróciła swe spojrzenie w górę, słysząc donośny pomruk smoka. Zorientowała się, że wyżej, niedaleko niej, ktoś właśnie pożywiał swojego przyjaciela. Kąciki jej ust samowolnie powędrowały ku górze. Bardzo wysoko nad głową zauważyła dziurę. Domyśliła się, że jest to wylot dla smoków. O dziwo powietrze było świeże, a nie tak duszące jak w korytarzu, którym przyszła. Było nieco chłodniej niż na zewnątrz, ale przyjemnie. Rozejrzała się raz jeszcze i po chwili na jej twarzy wypłynął wyraz zrozumienia. Dotarło do niej, że każda wnęka wewnątrz skały służy jako odzielny boks dla latającego stworzenia. Jej oczy rozszerzyły się w zdumieniu. Do tej pory nie zdawała sobie sprawy jak wiele tych magicznych istot można odnaleźć w Anglii. Ogrom tej przestrzeni zwyczajnie odebrał jej mowę. Była tak zafascynowana, że nie zauważyła nawet, że ktoś jej się przygląda. Mimowolnie uchyliła usta, będąc pod absolutnym wrażeniem uroku tego miejsca. Lecz po kilku sekundach mina jej zrzedła. Jak ma odnaleźć Felcor’a pośród tych wszystkich wnęk i smoków? Nie miała pojęcia jak wygląda ani gdzie powinna szukać. Czy zareagowałby na jej wołanie? Głęboko w to wątpiła, przecież jej nie znał. Nic nie wiedziała o tych stworzeniach i nie miała zielonego pojęcia w jaki sposób dowiedzieć się czy ze smokiem wszystko w porządku. Zupełnie zapomniała zapytać o to Draco. A i on najwyraźniej zbyt przejęty stanem swojego przyjaciela całkowicie zignorował te informacje, w tej chwili tak bardzo potrzebne. Z nikłą nadzieją na jakieś olśnienie powoli poruszała się wzdłuż krawędzi, idąc drogą prowadzącą wzdłuż lewej strony jaskini.

- Madam, pomóc w czymś? – do jej uszu dotarł bardzo uprzejmy, męski głos. Odwróciła się niepewnie. Przed nią stał wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Miał jasne, proste włosy, sięgające ramion i ciemne, niemal czarne oczy. Spoglądał na nią z nieukrywanym zaciekawieniem. Jego akcent świadczył o francuskim pochodzeniu. Hermiona speszyła się, nerwowo rozglądając się wokół. Co miała mu powiedzieć? Że nie wie po co tutaj przyszła? Że Malfoy miał wypadek i nie wiadomo co ze smokiem? Zastanowiła się w ciszy przez moment i zwróciła swe oczy ku mężczyźnie.

- Szukam smoka – odpowiedziała bardzo cicho, niepewna siebie. Miała nadzieję, że blondyn postanowi jej pomóc w poszukiwaniach, bo inaczej nie wiedziała jak sobie poradzi. Jakim cudem miałaby odnaleźć stworzenie pośród tych wszystkich istot? Nie wiedziała nawet jak wygląda. Nie wiedziała nic, oprócz tego jak się nazywa, i że należy do Draco.

- Jakiego, modemoiselle? – jego oblicze rozjaśnił szczery uśmiech. Doskonale widział jak spięta i zdezorientowana jest jego towarzyszka. Nie chciał jeszcze bardziej jej zestresować. Było mu jej zwyczajnie szkoda. Wydała mu się absolutnie zagubiona i nic nie mógł poradzić na to, że jej widok go rozczulił.

- J-ja.. Nic o nim nie wiem. Jedynie, że ma na imię Felcor – zawstydziła się jeszcze bardziej, o ile było to możliwe i objęła swoje ramiona dłońmi. Chłód tego miejsca powoli zaczynał jej dokuczać, nie była przyzwyczajona do takiej temperatury. Zakłopotana poprawiła kosmyk włosów, opadający na jej twarz i uniosła delikatnie kąciki ust.

- To wystarczy – z uśmiechem odparł nieznajomy. Wyciągnął swoją wypielęgnowaną dłoń w stronę szatynki. Zastanawiał się czy ją przyjmie, jednak widząc jej niepewną minę pozwolił, aby uśmiech delikatnie objął również jego ciemne jak noc oczy. – Jestem Michel – dodał po chwili. Hermiona nieco jeszcze skonsternowana ścisnęła lekko jego silną dłoń, a kiedy chciała ją zabrać, on pochylił się i ucałował jej wierzch.

- Hermiona – mruknęła zażenowana. Jej twarz przypominała teraz kolorem dorodną truskawkę.

- Więc… Dlaczego tak wrażliwa dusza poszukuje Trucizny Serca? – zapytał ciemnooki, uważnie obserwując lekarkę. Ta zwróciła na niego swoje ciepłe, brązowe oczy ze zdziwieniem. Nie wiedziała, o co dokładnie pyta. – Och, wybacz. Nie wiedziałaś, że Felcor to znaczy Nienawiść, Trucizna Serca?- dodał naprędce. Hermiona zdziwiła się jeszcze bardziej, ale ruchem głowy zaprzeczyła. Ta nazwa idealnie pasowała jej do tego zimnego, wywyższającego się arystokraty. Draco doskonale wpasowywał się w swoją rolę. Zupełnie jakby nienawiść zatruła jego serce tak dawno temu. Czy jego smok był taki sam? Imię mówiło samo za siebie. Przez moment zwątpiła, czy dobrze postąpiła, chcąc mu pomóc.

- Znasz Felcor’a? – zapytała jedynie, ignorując wcześniej zadane pytanie przez jasnowłosego.

- Każdy zna – odpowiedział zagadkowo. Jego twarz przybrała nieco tajemniczy wyraz, a Hermionę wprawiła w osłupienie taka odpowiedź jeszcze bardziej. To miejsce zaskakiwało ją coraz bardziej, a spędziła tu zaledwie kilka chwil.

- A Draco?

- Co z Malfoy’em? – odpowiedział jej pytaniem na pytanie, uważnie jej się przyglądając. Jego oczy zwęziły się w chwilowej irytacji, a młode, gładkie czoło przecięła zmarszczka.

- To jego smok – odparła niepewnie. Powoli kierowali się ku największej wnęce, która od początku przyciągała jej uwagę.

- Tak, Felcor wybrał Dracona.

- Wybrał? Smoki wybierają swojego jeźdźca? – spytała zaciekawiona. Im dłużej czasu spędzała w tym miejscu, tym więcej chciała wiedzieć. Każdy kolejny element układanki sprawiał, że ciekawiło ją to jeszcze bardziej. Smoczy świat zaczynał jej się podobać i łaknęła coraz większej wiedzy na jego temat. Mężczyzna w milczeniu skinął w odpowiedzi głową. Zbliżali się coraz bardziej do wielkiego wgłębienia w ścianie skały. A ona czuła coraz większe podekscytowanie. Czy pozna jego smoka, czy go ujrzy na własne oczy?

- Nie zobaczysz go, dopóki sam nie przyjdzie do ciebie – stwierdził Michel, jakby czytając jej w myślach. Poczuła się nieco zawiedziona. Tak bardzo zaciekawiła ją wyjątkowość tego smoka. – Felcor jest specyficzny. To najsilniejszy smok, o jakim kiedykolwiek słyszeliśmy.

- Draco posiada najbardziej rozwiniętego magicznie smoka?

- Nie tylko magicznie. Felcor jest na tyle potężny, że wszystkie inne smoki pragną mu służyć. Budzi w nich respekt. Ile wiesz o smokach? – przerwał na moment opowiadanie o istocie i uśmiechnął się smutno, kiedy ta odpowiedziała milczeniem. Nic nie wiedziała, nie miała żadnego pojęcia o tych niesamowitych stworzeniach. – Felcor wybrał Draco po śmierci swojego poprzedniego towarzysza. On był wtedy jedynie nastolatkiem i miał zerową wiedzę na temat smoków. Jednak Felcor już zdecydował. I nie musiał mieć przyzwolenia od Malfoy’a, aby magicznie się z nim związać. Ich więź powstała mimowolnie, a Dracon jej nawet nie chciał. Tylko, że już było za późno. Ich moc magiczna i siła okazała się być na bardzo zbliżonym poziomie, a ich charaktery podobne. Nic nie jest w stanie zniszczyć tej więzi, nawet sam towarzysz. Dlatego właśnie Draco pozostał jeźdźcem smoka. Pomimo, że tego nie chciał. Braterstwo smoka zobowiązało go do końca życia.


Serdeczne, brązowe oczy zabłysły radosnym blaskiem, kiedy słuchała tej historii. Zafascynowały ją te stworzenia i wiedziała, że nic już nie będzie w stanie zgasić jej zapału.  

- Opowiedz mi ogólnie o smokach, proszę – poprosiła z cichą nadzieją w oczach.

- Smoki to przede wszystkim reprezentanci siły natury i żywiołów. Istoty o najczystszych sercach świata. I jedynie takich ludzi akceptują. Są bardzo inteligentne i bystre, zwłaszcza dorosłe. Często bierze się je za wyniosłe, dumne, ale przede wszystkim lojalne. I tak w rzeczywistości jest. Więź między towarzyszami jest niezniszczalna i jedyna w swoim rodzaju. Związuje ich potężna magia i nawet ona nie jest już w stanie ich rozdzielić. Jednak cała relacja opiera się na zaufaniu, bez niego nie może istnieć partnerstwo, nie można stać się towarzyszem.

- A w jaki sposób porozumiewają się towarzysze? – zapytała zaciekawiona.

- Och, to proste. – mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie i dodał – Myślami. Ponadto dzielą się uczuciami.

- To znaczy?

- Czują siebie nawzajem, czują swoje emocje i doskonale wiedzą, kiedy coś się dzieje.- odparł na setne już tego popołudnia pytanie. Trochę zaczynało go to męczyć, ale kiedy spoglądał na zafascynowaną, drobną kobietę nie mógł się powstrzymać przed odpowiedzią. – Dlaczego przychodzisz do Felcor’a?

- Malfoy miał wypadek i poprosił, abym sprawdziła gdzie on się znajduje.

- Ach, pamiętam ten dzień… Bitwa nad Doliną Rzezi. Wielu jeźdźców nie powróciło do tej pory.- mruknął jakby do siebie.- Brakuje dwóch smoków, ale na pewno nie Felcor’a.

- Widziałeś go?

- Jasne. Jest cały i zdrowy, tylko trochę samotny.

Hermiona pokiwała ze zrozumieniem głową. A potem z jej gardła wyrwał się pisk. Tuż obok jej głowy przeleciał ogromny smok o szafirowych skrzydłach i srebrnych oczach. Podmuch wiatru wywołany skrzydłami był tak silny, że się zachwiała. Słysząc dźwięk, smok jedynie syknął i poleciał dalej, nie przejmując się niczym. Lekarka jeszcze przez moment stała osłupiała w miejscu, a potem zaczęła wypatrywać stworzenie w oddali. Uchyliła usta ze zdumieniem.

- Piękny…- szepnęła cicho, obserwując pełne gracji ruchy skrzydeł i wysoko uniesioną smoczą głowę. Duma i wyniosłość jaka emanowała z tej istoty była niemal przytłaczająca.

- Staraj się nie hałasować. Jesteśmy w Smoczej Jamie, to oczywiste, że będą tutaj smoki – zganił jej zachowanie, uważnie ją obserwując.

- Przepraszam – zakłopotała się brązwooka.

- Jeśli chcesz zobaczyć Felcor’a, musisz spróbować do niego przemówić – podpowiedział jej jasnowłosy. Hermiona zastygła w bezruchu, a potem spojrzała na niego niepewnie. Co miała zrobić? Mówić w przestrzeń? – Nie patrz tak na mnie. Wyjmij różdżkę i zanim zaczniesz go wołać, powiedz „Consensio”. Możesz do niego mówić cokolwiek, a on zrozumie. Zostawię cię tutaj,  a jakbyś chciała coś jeszcze wiedzieć to będę przy wejściu. – zanim Granger zdołała zareagować, mężczyzny już nie było.

            Stała w miejscu już prawie piętnaście minut, cały czas zastanawiając się czy chce to zrobić. Jak powinna się przy nim zachować? Jeszcze nie czuła się w pełni bezpieczna we wnętrzu skały, pomimo wcześniejszego towarzystwa Michel’a. I nie była pewna czy powinna nawoływać smoka Draco. Ale tak właściwie to co może jej się stać? Wielu ludzi tutaj przychodziło i wychodziło stąd w jednym kawałku. Nie miała się czego obawiać. Taką przynajmniej żywiła nadzieję. Ścisnęła w dłoni mocno różdżkę, usiłując uspokoić mordercze bicie serca. Czuła szybkie uderzenia, raz za razem, zupełnie jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi. Wzięła głęboki wdech i jeszcze chwilę stała w bezruchu.

- Consensio! Felcor… - szepnęła, coraz bardziej przerażona. Chciała się wycofać w chwili, w której przed nią pojawiła się wielka istota. Duże, złote oczy spoglądały na nią z ogromną uwagą. Taksowały ją bystrym, niemal ostrym spojrzeniem. Te dwa szkła błyszczały się w ciemności jaskini, odbijając światło pobliskich pochodni. Widziała w nich swoje własne, niepewne odbicie i poczuła się taka mała, drobna, i nic nieznacząca. Zgarbiła się i objęła dłońmi ramiona, pocierając lekko. Jeśli wcześniej myślała, że tamten szafirowy smok jest duży, to Felcor swoją wielkością przytłaczał. Jego ciemne, granatowo-czarne łuski mieniły się w słabym, jaskiniowym świetle. W niektórych momentach wydawały się prawie białe. Wiedziała, że właśnie została poddana ocenie smoka. I modliła się w duchu, aby nie przegrać. Domyślała się, że istoty są raczej nieprzewidywalne. Smok przekrzywił głowę i zbliżył ją jeszcze bardziej, na co ciemnowłosa się spięła. Starała się zachować spokój i w myślach cały czas powtarzała sobie, aby nie panikować. Pomruk jaki wydobył się z gardła stworzenia wydał jej się niegroźny, prawie przyjazny... Zupełnie jakby ją właśnie zaakceptował.

- Draco jest bezpieczny? - usłyszała chrypiący, donośny głos w swojej głowie. Jej źrenice rozszerzyły się w szoku. Zerknęła szybko w złote tęczówki i wiedziała, że to on. Felcor siedział w jej głowie i przemawiał.

- Tak – odparła z całą pewnością siebie, na jaką było ją stać. Dbała o Draco przez cały jego pobyt w klinice i niczego nie była tak pewna, jak tego, że ma on dobrą opiekę.

- Jesteś bardzo zagubiona… - jego ciężki głos znów dostał się do jej głowy – Przekaż mu, że jego pamięć wróci, zarówno jak dotychczasowy wygląd.

Hermiona się zdumiała, słysząc pierwsze słowa smoka. Ona? Zagubiona? Tylko czasem, tak sobie wmawiała. Bywały momenty, kiedy wątpiła w swoją mądrość, a nawet w swoje decyzje. Jedna chwila potrafiła ją skłonić do wątpliwości na temat całego swojego życia. Prawda była taka, że od momentu nieudanego ślubu, wciąż prześladowało ją poczucie bezsilności i absolutnego braku racji w czymkolwiek. Była całkowicie zagubiona w swoich przemyśleniach, w swoich decyzjach i uczuciach. Ron okazał się skończonym kretynem, ale w tym momencie pojawił się Malfoy, i chociaż wcale od niego nie wymagała, starał się jej nie wyzywać. Starał się ją przede wszystkim tolerować. Kilka razy zdarzyła im się potyczka słowna, jednak koniec końców starał się. Widać było, że walczył sam ze sobą. Wiedziała, że wewnątrz jego głowy trwa zacięta bitwa. Walka o to, jak powinien postąpić. Nie wiedziała tylko dlaczego. Oboje byli tak bardzo zmieszani, zadumani i zagubieni w całym swoim życiu, że nic nie wiedzieli. I to było coś, co ich łączyło. Niepewność. Żadne z nich nie było pewne swoich uczuć, swoich decyzji, swoich losów. Każde walczyło z samym sobą codziennie, nieprzerwanie. I dodatkowo Hermiona wstydziła się tego, że Malfoy może jej się spodobać jako mężczyzna. Jego ciało było idealne, a ona była jedynie kobietą i nic nie mogła poradzić na to, jak reaguje na jego widok. Na dodatek podczas śpiączki cały czas z nim przebywała, ponieważ działał na nią łagodząco. Jego obecność poprawiała jej samopoczucie i koiła zszargane nerwy. Nie wiedziała dlaczego i jeśli kiedykolwiek się zastanawiała, to ani razu nie doszła do żadnych właściwych wniosków. Od momentu, kiedy były ślizgon pojawił się tego feralnego dnia, jakimś niewyjaśnionym przypadkiem zajął stałe miejsce w jej życiu. Odwiedzała go i dbała, aby poczuł się lepiej, cały czas usilnie wmawiając sobie, że chodzi jedynie o jego zdrowie. Nie była pewna, czy chodziło jedynie o to. W końcu miała też masę innych pacjentów, a o żadne z nich tak bardzo się nie troszczyła. Kiedy Draco był nieprzytomny, odchodziła od zmysłów, głowiła się godzinami jak mogłaby mu pomóc. Jej życie przez ten okres stało się życiem poświęconym młodemu arystokracie. I nawet nie zauważyła, kiedy zdążyła się do niego w jakimś stopniu przywiązać. Nie chciała przyznać przed sobą, ale okropnie się bała jego powrotu do rzeczywistości. Przerażała ją i paraliżowała świadomość, że w jej życiu nagle zabraknie jego obecności. Przez ten czas stał się częścią jej codzienności i nie potrafiła wyobrazić sobie, że nagle ich światy zostają rozdzielone. Wiedziała jednak, że to nieuniknione. Gdy Malfoy odzyska pamięć, na zawsze do reszty ją znienawidzi  i to, że chociaż przez moment próbowała z nim normalnie przebywać. Poczuje się strasznie, mając świadomość, że pomagała mu szlama. I wróci całe obrzydzenie. Hermiona bez przerwy miała to w myślach i nie chciała do końca w to wierzyć. W jej małym, czułym i ciepłym sercu jakiś czas wcześniej rozpaliła się niewielka iskierka. Płomień nadziei. I robiła wszystko, aby nie przygasł nawet na moment.

- Przepraszam, zamyśliłam się – mruknęła cichutko do stworzenia. Smok przyglądał jej się badawczo, po czym skinął głową. – Muszę iść, Felcor. – dodała po chwili. Wcześniejsza wypowiedź skrzydlatego gada zmusiła ją do refleksji. Ale przede wszystkim przypomniała, po co tutaj przybyła. Musiała wrócić do kliniki, aby powiadomić blondyna o tym, czego się dowiedziała. Felcor zamachał mocniej skrzydłami i moment później już go nie było. Hermiona przez chwilę obserwowała jak wylatuje górą ze Smoczej Jamy, a później sama ruszyła w kierunku wyjścia.

            Wchodząc do szpitala, czuła się nieco skrępowana, niemal obnażona. Stworzenie odkryło przed nią samą wszystkie jej wątpliwości i niepewności ostatnich dni. Skierowała swoje kroki na pierwsze piętro, wprost do sali przeznaczonej Dracon’owi. Zarumieniła się lekko na myśl o  kolejnym spotkaniu z jasnowłosym. To tylko Malfoy, powtarzała sobie w myślach. Nie zauważyła nawet, kiedy stanęła pod drzwiami. Uchyliła je delikatnie, a widząc, że nie śpi, weszła do środka.

            Jasnowłosy siedział na białym parapecie, patrząc przez obszerne okno. Wyglądał komicznie w powyciąganej, szpitalnej piżamie. Wydawał się być prawie kruchy. Hermiona przyglądała mu się przez moment, a potem podeszła bliżej.

- Znalazłam go – uśmiech rozpromienił jej twarz, gdy dostrzegła radość czającą się w kącikach jego stalowych oczu. Nigdy wcześniej nie widziała, aby emocje sięgały jego oczu. Rzadko, w ogóle, okazywał jakiekolwiek uczucia. Zwykle reagował na wszystko maską obojętności. Niezniszczalną maską chłodnej obojętności.

- W Dolinie? – zapytał, spoglądając na lekarkę. Miał roztrzepane włosy we wszystkich stronach świata, a pod oczami cienie, ale wciąż wyglądał przystojnie.

- Tak, prosił, abym przekazała, że pamięć i dawny wygląd wróci – mruknęła, ściskając nerwowo palce prawej dłoni.

- Rozmawiałaś z nim? – zdziwił się.

- Tak. Przez kilka minut. – odpowiedziała Hermiona, siadając na krześle obok okna.

- On zawsze jest taki nieufny… - zamyślił się Draco.

- Tak, wydawał się dokładnie taki…

- To dziwne – zerknął na lekarkę. – Ale widocznie cię zaakceptował.

-  Myślę, że za półtorej tygodnia będziesz mógł wyjść. Obawiam się tylko tego zaniku pamięci – zmieniła temat Granger. Zarumieniona odwróciła wzrok.

- Właściwie po tych eliksirach, które mi dajesz, czuję jakby wszystko powracało.

- To dobry znak, Draco! Przypomniałeś sobie już coś? – spytała, starając się ukryć swój strach. Właściwie wydał jej się nieuzasadniony, nigdy przecież nie byli blisko, wręcz przeciwnie.

- Pamiętam moich rodziców – stwierdził po chwili milczenia. Skrzywił się na wspomnienie ojca, jednak głośno nic już nie powiedział. W pokoju nastała cisza. Żadne nie chciało jej przerywać. Hermiona aż zbyt dobrze pamiętała Malfoy’a Seniora i strasznie go nienawidziła. Bała się go. Mimowolnie złapała się za przedramię. To miało miejsce w Malfoy Manor, w jego domu rodzinnym. Byli tam wszyscy Malfoy’owie. Draco zauważył jej niespokojny ruch i podążył wzrokiem za jej dłonią. Z przejęciem zauważył ból w jej oczach i przeraźliwy strach. Widział jak w kącikach oczu tej drobnej szatynki zbierają się niechciane łzy. Poczuł jak złość uderza mu do głowy, choć jego mina pozostała obojętna. Nie wiedział dlaczego, ale pod wpływem impulsu złapał jej lewą rękę i podciągnął biały rękaw kitla. Jego oczy zwęziły się, czoło przecięła kreska, a palce lewej ręki zacisnęły się w pięść. Nie wiedząc czemu, ogarnęła go wściekłość i irytacja. Kto mógł zrobić jej coś takiego? Dotknął napisu, delikatnie przesuwając opuszkami palców po krawędzi każdej litery po kolei. „Szlama”- tak ją naznaczyli. Spojrzał w brązowe oczy, teraz pełne strachu i poczuł to. Fala gorąca wlała się w jego ciało. Przed oczami na moment zrobiło się całkowicie ciemno, a na skórze poczuł chłód. Narastający ból głowy dał o sobie znać. I odpłynął zupełnie, uderzając ciałem o białą posadzkę. 






3 komentarze:

  1. Cudowny rozdział. Fajnie , że Felcor zaakceptował Hermionę. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, w którym mam nadzieję wyjaśnisz tajemnicze omdlenie Draco.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne! Mam wielką nadzieję, że następny rozdział niedługo się pojawi. : )
    Angela. : )

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że całkowicie zerwałaś z kanonem, wprowadzając przyjazne smoki i jeźdźców. Skojarzyło mi się z Eragonem. No, zobaczymy co będzie dalej. mam nadzieję, że Draco nie znienawidzi znów Hermiony.

    OdpowiedzUsuń