Hej wszystkim, dzisiaj nieco dłuższa notka niż zwykle :)) Mam nadzieję, że się spodoba. Chętnie przyjmę także wszelką krytykę, dlatego proszę o pozostawienie komentarza po przeczytaniu, każda opinia jest dla mnie cenna.
***
Hermiona starała się być cierpliwa,
naprawdę. Starała się jak mogła, ale nie potrafiła. Nie mogła poradzić sobie ze
złością, jaka rodziła się w niej za każdym razem, gdy próbowała porozumieć się
z tym ogromnym mężczyzną. Alfor był rosłym krasnoludem i jednocześnie opiekunem
Smoczej Doliny. Jego ruda broda zapleciona w długi warkocz sięgała kolan, tak
samo jak jego kręcone włosy. Sam był niewielkiego wzrostu, miał zaledwie jeden
metr i pięć centymetrów. Bursztynowe oczy z rozbawieniem przyglądały się
wszystkiemu. Niezależnie od sytuacji w jego spojrzeniu zawsze można było
dostrzec psotne błyski. Szatynka wściekała się podczas każdej rozmowy z nim,
ponieważ nad wyraz ciężko było się z nim dogadać. Hermiona od tygodnia
próbowała się dowiedzieć jak się miewa Felcor, smok Dracona. Jednak to nie było
takie proste, jakby się mogło wydawać. Krasnolud najwyraźniej nie przepadał za
młodym arystokratą, gdyż robił wszystko, aby nie ułatwić zadania brązowookiej.
Po którejś nieudanej rozmowie z tym mężczyzną, zwyczajnie ruszyła w kierunku
serca Doliny Smoków, wprost do Smoczej Jamy. Miała już dosyć użerania się z
nim. Nie znała się zbytnio na smokach, ale skoro Malfoy mógł bezpiecznie przy
nich przebywać, to uznała, że nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo. Z każdym
krokiem powietrze robiło się coraz cieplejsze, w niektórych momentach wręcz
gorące. I z każdym krokiem traciła pewność siebie. Stojąc pod wejściem do
groty, czując buchające ciepło z wnętrza, miała ogromne wątpliwości czy chce
zaryzykować. Wiedziała, że w razie czego żadna różdżka czy magia jej nie
pomoże. Smok pozostawał smokiem, niezależnie od wszystkiego.
Odetchnęła głośno dwa razy.
Potrzebowała dodać sobie otuchy. Miała nadzieję, że wyjdzie z tego cało. Malfoy
zaczynał się niecierpliwić, grożąc, że wyjdzie z kliniki i od razu powędruje do
Felcor’a. Nie chciała ryzykować jego zdrowiem. Obiecała mu, że się dowie i
zrobi to.
- Dalej,
Miona… - mruknęła do siebie, siląc się na pewny ton. Zacisnęła mocno palce na
swojej różdżce i zrobiła krok do środka. Znalazła się w ciemnym korytarzu
utworzonym ze skał, oświetlanym jedynie przez żarzące się pochodnie. Ścieżka była krzywa i stroma, jednak to wcale
nie zniechęciło młodej kobiety. Najgorszy był zapach i ukrop, unoszący się w
powietrzu. Nieznośne gorąco paliło ją w twarz, a dłonie się spociły. Przeszła
może piętnaście metrów, kiedy napotkała rozwidlenie dróg. Prawo czy lewo… Zastanawiała
się jedynie chwilę, zanim skręciła w prawo. To okazało się nieznaczącą nic
decyzją, bowiem obie drogi prowadziły do tego samego miejsca. Znalazła się we
wnętrzu skały. Bezmiar otoczenia ją zachwycił. Tuż przed nią rozciągała się wolna
przestrzeń, trzy metry od niej zaczynała się wielka, niekończąca się przepaść.
W lewą i prawą stronę od miejsca, w którym stała rozchodziły się dwie ścieżki
wzdłuż całej długości skały. Wokół niej panował półmrok rozświetlany jedynie
pochodniami. Skała podzielona była na sekcje. Wzdłuż każdej ściany
porozmieszczane były klitki różnej wielkości, prowadzące w górę i w dół, aż do
samego dna przepaści. Gdy podeszła bliżej krawędzi, zobaczyła, że na dolnych
ścianach również znajdują się takie wnęki. Doskonale słyszała szum wody, a gdy
skierowała swoje spojrzenie w dół, dostrzegła niewielki wodospad, który zalewał
dno tego miejsca. Zwróciła swe spojrzenie w górę, słysząc donośny pomruk smoka.
Zorientowała się, że wyżej, niedaleko niej, ktoś właśnie pożywiał swojego
przyjaciela. Kąciki jej ust samowolnie powędrowały ku górze. Bardzo wysoko nad
głową zauważyła dziurę. Domyśliła się, że jest to wylot dla smoków. O dziwo
powietrze było świeże, a nie tak duszące jak w korytarzu, którym przyszła. Było
nieco chłodniej niż na zewnątrz, ale przyjemnie. Rozejrzała się raz jeszcze i
po chwili na jej twarzy wypłynął wyraz zrozumienia. Dotarło do niej, że każda
wnęka wewnątrz skały służy jako odzielny boks dla latającego stworzenia. Jej
oczy rozszerzyły się w zdumieniu. Do tej pory nie zdawała sobie sprawy jak
wiele tych magicznych istot można odnaleźć w Anglii. Ogrom tej przestrzeni
zwyczajnie odebrał jej mowę. Była tak zafascynowana, że nie zauważyła nawet, że
ktoś jej się przygląda. Mimowolnie uchyliła usta, będąc pod absolutnym wrażeniem
uroku tego miejsca. Lecz po kilku sekundach mina jej zrzedła. Jak ma odnaleźć
Felcor’a pośród tych wszystkich wnęk i smoków? Nie miała pojęcia jak wygląda
ani gdzie powinna szukać. Czy zareagowałby na jej wołanie? Głęboko w to
wątpiła, przecież jej nie znał. Nic nie wiedziała o tych stworzeniach i nie
miała zielonego pojęcia w jaki sposób dowiedzieć się czy ze smokiem wszystko w
porządku. Zupełnie zapomniała zapytać o to Draco. A i on najwyraźniej zbyt
przejęty stanem swojego przyjaciela całkowicie zignorował te informacje, w tej
chwili tak bardzo potrzebne. Z nikłą nadzieją na jakieś olśnienie powoli
poruszała się wzdłuż krawędzi, idąc drogą prowadzącą wzdłuż lewej strony
jaskini.
-
Madam, pomóc w czymś? – do jej uszu dotarł bardzo uprzejmy, męski głos.
Odwróciła się niepewnie. Przed nią stał wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna.
Miał jasne, proste włosy, sięgające ramion i ciemne, niemal czarne oczy.
Spoglądał na nią z nieukrywanym zaciekawieniem. Jego akcent świadczył o
francuskim pochodzeniu. Hermiona speszyła się, nerwowo rozglądając się wokół.
Co miała mu powiedzieć? Że nie wie po co tutaj przyszła? Że Malfoy miał wypadek
i nie wiadomo co ze smokiem? Zastanowiła się w ciszy przez moment i zwróciła
swe oczy ku mężczyźnie.
- Szukam
smoka – odpowiedziała bardzo cicho, niepewna siebie. Miała nadzieję, że blondyn
postanowi jej pomóc w poszukiwaniach, bo inaczej nie wiedziała jak sobie
poradzi. Jakim cudem miałaby odnaleźć stworzenie pośród tych wszystkich istot?
Nie wiedziała nawet jak wygląda. Nie wiedziała nic, oprócz tego jak się nazywa,
i że należy do Draco.
- Jakiego, modemoiselle?
– jego oblicze rozjaśnił szczery uśmiech. Doskonale widział jak spięta i
zdezorientowana jest jego towarzyszka. Nie chciał jeszcze bardziej jej
zestresować. Było mu jej zwyczajnie szkoda. Wydała mu się absolutnie zagubiona
i nic nie mógł poradzić na to, że jej widok go rozczulił.
- J-ja.. Nic
o nim nie wiem. Jedynie, że ma na imię Felcor – zawstydziła się jeszcze
bardziej, o ile było to możliwe i objęła swoje ramiona dłońmi. Chłód tego
miejsca powoli zaczynał jej dokuczać, nie była przyzwyczajona do takiej
temperatury. Zakłopotana poprawiła kosmyk włosów, opadający na jej twarz i
uniosła delikatnie kąciki ust.
- To
wystarczy – z uśmiechem odparł nieznajomy. Wyciągnął swoją wypielęgnowaną dłoń
w stronę szatynki. Zastanawiał się czy ją przyjmie, jednak widząc jej niepewną
minę pozwolił, aby uśmiech delikatnie objął również jego ciemne jak noc oczy. –
Jestem Michel – dodał po chwili. Hermiona nieco jeszcze skonsternowana ścisnęła
lekko jego silną dłoń, a kiedy chciała ją zabrać, on pochylił się i ucałował
jej wierzch.
- Hermiona –
mruknęła zażenowana. Jej twarz przypominała teraz kolorem dorodną truskawkę.
- Więc…
Dlaczego tak wrażliwa dusza poszukuje Trucizny Serca? – zapytał ciemnooki,
uważnie obserwując lekarkę. Ta zwróciła na niego swoje ciepłe, brązowe oczy ze
zdziwieniem. Nie wiedziała, o co dokładnie pyta. – Och, wybacz. Nie wiedziałaś,
że Felcor to znaczy Nienawiść, Trucizna Serca?- dodał naprędce. Hermiona
zdziwiła się jeszcze bardziej, ale ruchem głowy zaprzeczyła. Ta nazwa idealnie
pasowała jej do tego zimnego, wywyższającego się arystokraty. Draco doskonale
wpasowywał się w swoją rolę. Zupełnie jakby nienawiść zatruła jego serce tak
dawno temu. Czy jego smok był taki sam? Imię mówiło samo za siebie. Przez
moment zwątpiła, czy dobrze postąpiła, chcąc mu pomóc.
- Znasz
Felcor’a? – zapytała jedynie, ignorując wcześniej zadane pytanie przez
jasnowłosego.
- Każdy zna –
odpowiedział zagadkowo. Jego twarz przybrała nieco tajemniczy wyraz, a Hermionę
wprawiła w osłupienie taka odpowiedź jeszcze bardziej. To miejsce zaskakiwało
ją coraz bardziej, a spędziła tu zaledwie kilka chwil.
- A Draco?
- Co z Malfoy’em?
– odpowiedział jej pytaniem na pytanie, uważnie jej się przyglądając. Jego oczy
zwęziły się w chwilowej irytacji, a młode, gładkie czoło przecięła zmarszczka.
- To jego
smok – odparła niepewnie. Powoli kierowali się ku największej wnęce, która od początku
przyciągała jej uwagę.
- Tak, Felcor
wybrał Dracona.
- Wybrał?
Smoki wybierają swojego jeźdźca? – spytała zaciekawiona. Im dłużej czasu
spędzała w tym miejscu, tym więcej chciała wiedzieć. Każdy kolejny element
układanki sprawiał, że ciekawiło ją to jeszcze bardziej. Smoczy świat zaczynał
jej się podobać i łaknęła coraz większej wiedzy na jego temat. Mężczyzna w
milczeniu skinął w odpowiedzi głową. Zbliżali się coraz bardziej do wielkiego
wgłębienia w ścianie skały. A ona czuła coraz większe podekscytowanie. Czy
pozna jego smoka, czy go ujrzy na własne oczy?
- Nie
zobaczysz go, dopóki sam nie przyjdzie do ciebie – stwierdził Michel, jakby
czytając jej w myślach. Poczuła się nieco zawiedziona. Tak bardzo zaciekawiła
ją wyjątkowość tego smoka. – Felcor jest specyficzny. To najsilniejszy smok, o
jakim kiedykolwiek słyszeliśmy.
- Draco
posiada najbardziej rozwiniętego magicznie smoka?
- Nie tylko
magicznie. Felcor jest na tyle potężny, że wszystkie inne smoki pragną mu
służyć. Budzi w nich respekt. Ile wiesz o smokach? – przerwał na moment
opowiadanie o istocie i uśmiechnął się smutno, kiedy ta odpowiedziała
milczeniem. Nic nie wiedziała, nie miała żadnego pojęcia o tych niesamowitych
stworzeniach. – Felcor wybrał Draco po śmierci swojego poprzedniego towarzysza.
On był wtedy jedynie nastolatkiem i miał zerową wiedzę na temat smoków. Jednak
Felcor już zdecydował. I nie musiał mieć przyzwolenia od Malfoy’a, aby
magicznie się z nim związać. Ich więź powstała mimowolnie, a Dracon jej nawet
nie chciał. Tylko, że już było za późno. Ich moc magiczna i siła okazała się
być na bardzo zbliżonym poziomie, a ich charaktery podobne. Nic nie jest w
stanie zniszczyć tej więzi, nawet sam towarzysz. Dlatego właśnie Draco pozostał
jeźdźcem smoka. Pomimo, że tego nie chciał. Braterstwo smoka zobowiązało go do
końca życia.
Serdeczne, brązowe oczy zabłysły radosnym blaskiem, kiedy słuchała tej historii. Zafascynowały ją te stworzenia i wiedziała, że nic już nie będzie w stanie zgasić jej zapału.
- Opowiedz mi
ogólnie o smokach, proszę – poprosiła z cichą nadzieją w oczach.
- Smoki to
przede wszystkim reprezentanci siły natury i żywiołów. Istoty o najczystszych
sercach świata. I jedynie takich ludzi akceptują. Są bardzo inteligentne i
bystre, zwłaszcza dorosłe. Często bierze się je za wyniosłe, dumne, ale przede
wszystkim lojalne. I tak w rzeczywistości jest. Więź między towarzyszami jest
niezniszczalna i jedyna w swoim rodzaju. Związuje ich potężna magia i nawet ona
nie jest już w stanie ich rozdzielić. Jednak cała relacja opiera się na
zaufaniu, bez niego nie może istnieć partnerstwo, nie można stać się towarzyszem.
- A w jaki
sposób porozumiewają się towarzysze? – zapytała zaciekawiona.
- Och, to
proste. – mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie i dodał – Myślami. Ponadto
dzielą się uczuciami.
- To znaczy?
- Czują
siebie nawzajem, czują swoje emocje i doskonale wiedzą, kiedy coś się dzieje.-
odparł na setne już tego popołudnia pytanie. Trochę zaczynało go to męczyć, ale
kiedy spoglądał na zafascynowaną, drobną kobietę nie mógł się powstrzymać przed
odpowiedzią. – Dlaczego przychodzisz do Felcor’a?
- Malfoy miał
wypadek i poprosił, abym sprawdziła gdzie on się znajduje.
- Ach,
pamiętam ten dzień… Bitwa nad Doliną Rzezi. Wielu jeźdźców nie powróciło do tej
pory.- mruknął jakby do siebie.- Brakuje dwóch smoków, ale na pewno nie Felcor’a.
- Widziałeś
go?
- Jasne. Jest
cały i zdrowy, tylko trochę samotny.
Hermiona
pokiwała ze zrozumieniem głową. A potem z jej gardła wyrwał się pisk. Tuż obok
jej głowy przeleciał ogromny smok o szafirowych skrzydłach i srebrnych oczach.
Podmuch wiatru wywołany skrzydłami był tak silny, że się zachwiała. Słysząc
dźwięk, smok jedynie syknął i poleciał dalej, nie przejmując się niczym.
Lekarka jeszcze przez moment stała osłupiała w miejscu, a potem zaczęła wypatrywać
stworzenie w oddali. Uchyliła usta ze zdumieniem.
- Piękny…-
szepnęła cicho, obserwując pełne gracji ruchy skrzydeł i wysoko uniesioną
smoczą głowę. Duma i wyniosłość jaka emanowała z tej istoty była niemal
przytłaczająca.
- Staraj się
nie hałasować. Jesteśmy w Smoczej Jamie, to oczywiste, że będą tutaj smoki –
zganił jej zachowanie, uważnie ją obserwując.
- Przepraszam
– zakłopotała się brązwooka.
- Jeśli chcesz zobaczyć Felcor’a, musisz spróbować do niego przemówić – podpowiedział jej jasnowłosy. Hermiona zastygła w bezruchu, a potem spojrzała na niego niepewnie. Co miała zrobić? Mówić w przestrzeń? – Nie patrz tak na mnie. Wyjmij różdżkę i zanim zaczniesz go wołać, powiedz „Consensio”. Możesz do niego mówić cokolwiek, a on zrozumie. Zostawię cię tutaj, a jakbyś chciała coś jeszcze wiedzieć to będę przy wejściu. – zanim Granger zdołała zareagować, mężczyzny już nie było.
Stała w miejscu już prawie
piętnaście minut, cały czas zastanawiając się czy chce to zrobić. Jak powinna
się przy nim zachować? Jeszcze nie czuła się w pełni bezpieczna we wnętrzu
skały, pomimo wcześniejszego towarzystwa Michel’a. I nie była pewna czy powinna
nawoływać smoka Draco. Ale tak właściwie to co może jej się stać? Wielu ludzi
tutaj przychodziło i wychodziło stąd w jednym kawałku. Nie miała się czego
obawiać. Taką przynajmniej żywiła nadzieję. Ścisnęła w dłoni mocno różdżkę,
usiłując uspokoić mordercze bicie serca. Czuła szybkie uderzenia, raz za razem,
zupełnie jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi. Wzięła głęboki wdech i jeszcze
chwilę stała w bezruchu.
-
Consensio! Felcor… - szepnęła, coraz bardziej przerażona. Chciała się wycofać w
chwili, w której przed nią pojawiła się wielka istota. Duże, złote oczy spoglądały
na nią z ogromną uwagą. Taksowały ją bystrym, niemal ostrym spojrzeniem. Te dwa
szkła błyszczały się w ciemności jaskini, odbijając światło pobliskich pochodni.
Widziała w nich swoje własne, niepewne odbicie i poczuła się taka mała, drobna,
i nic nieznacząca. Zgarbiła się i objęła dłońmi ramiona, pocierając lekko.
Jeśli wcześniej myślała, że tamten szafirowy smok jest duży, to Felcor swoją
wielkością przytłaczał. Jego ciemne, granatowo-czarne łuski mieniły się
w słabym, jaskiniowym świetle. W niektórych momentach wydawały się prawie
białe. Wiedziała, że właśnie została poddana ocenie smoka. I modliła się w
duchu, aby nie przegrać. Domyślała się, że istoty są raczej nieprzewidywalne.
Smok przekrzywił głowę i zbliżył ją jeszcze bardziej, na co ciemnowłosa się
spięła. Starała się zachować spokój i w myślach cały czas powtarzała sobie, aby
nie panikować. Pomruk jaki wydobył się z gardła stworzenia wydał jej się
niegroźny, prawie przyjazny... Zupełnie jakby ją właśnie zaakceptował.
- Draco jest
bezpieczny? - usłyszała chrypiący, donośny głos w swojej głowie. Jej źrenice
rozszerzyły się w szoku. Zerknęła szybko w złote tęczówki i wiedziała, że to
on. Felcor siedział w jej głowie i przemawiał.
- Tak –
odparła z całą pewnością siebie, na jaką było ją stać. Dbała o Draco przez cały
jego pobyt w klinice i niczego nie była tak pewna, jak tego, że ma on dobrą
opiekę.
- Jesteś
bardzo zagubiona… - jego ciężki głos znów dostał się do jej głowy – Przekaż mu,
że jego pamięć wróci, zarówno jak dotychczasowy wygląd.
Hermiona się
zdumiała, słysząc pierwsze słowa smoka. Ona? Zagubiona? Tylko czasem, tak sobie
wmawiała. Bywały momenty, kiedy wątpiła w swoją mądrość, a nawet w swoje
decyzje. Jedna chwila potrafiła ją skłonić do wątpliwości na temat całego
swojego życia. Prawda była taka, że od momentu nieudanego ślubu, wciąż
prześladowało ją poczucie bezsilności i absolutnego braku racji w czymkolwiek.
Była całkowicie zagubiona w swoich przemyśleniach, w swoich decyzjach i
uczuciach. Ron okazał się skończonym kretynem, ale w tym momencie pojawił się
Malfoy, i chociaż wcale od niego nie wymagała, starał się jej nie wyzywać.
Starał się ją przede wszystkim tolerować. Kilka razy zdarzyła im się potyczka
słowna, jednak koniec końców starał się. Widać było, że walczył sam ze sobą.
Wiedziała, że wewnątrz jego głowy trwa zacięta bitwa. Walka o to, jak powinien
postąpić. Nie wiedziała tylko dlaczego. Oboje byli tak bardzo zmieszani, zadumani
i zagubieni w całym swoim życiu, że nic nie wiedzieli. I to było coś, co ich
łączyło. Niepewność. Żadne z nich nie było pewne swoich uczuć, swoich decyzji,
swoich losów. Każde walczyło z samym sobą codziennie, nieprzerwanie. I
dodatkowo Hermiona wstydziła się tego, że Malfoy może jej się spodobać jako
mężczyzna. Jego ciało było idealne, a ona była jedynie kobietą i nic nie mogła
poradzić na to, jak reaguje na jego widok. Na dodatek podczas śpiączki cały
czas z nim przebywała, ponieważ działał na nią łagodząco. Jego obecność
poprawiała jej samopoczucie i koiła zszargane nerwy. Nie wiedziała dlaczego i
jeśli kiedykolwiek się zastanawiała, to ani razu nie doszła do żadnych właściwych
wniosków. Od momentu, kiedy były ślizgon pojawił się tego feralnego dnia, jakimś
niewyjaśnionym przypadkiem zajął stałe miejsce w jej życiu. Odwiedzała go i
dbała, aby poczuł się lepiej, cały czas usilnie wmawiając sobie, że chodzi
jedynie o jego zdrowie. Nie była pewna, czy chodziło jedynie o to. W końcu
miała też masę innych pacjentów, a o żadne z nich tak bardzo się nie
troszczyła. Kiedy Draco był nieprzytomny, odchodziła od zmysłów, głowiła się
godzinami jak mogłaby mu pomóc. Jej życie przez ten okres stało się życiem
poświęconym młodemu arystokracie. I nawet nie zauważyła, kiedy zdążyła się do
niego w jakimś stopniu przywiązać. Nie chciała przyznać przed sobą, ale
okropnie się bała jego powrotu do rzeczywistości. Przerażała ją i paraliżowała
świadomość, że w jej życiu nagle zabraknie jego obecności. Przez ten czas stał
się częścią jej codzienności i nie potrafiła wyobrazić sobie, że nagle ich
światy zostają rozdzielone. Wiedziała jednak, że to nieuniknione. Gdy Malfoy odzyska
pamięć, na zawsze do reszty ją znienawidzi i to, że chociaż przez moment próbowała z
nim normalnie przebywać. Poczuje się strasznie, mając świadomość, że pomagała
mu szlama. I wróci całe obrzydzenie. Hermiona bez przerwy miała to w myślach i
nie chciała do końca w to wierzyć. W jej małym, czułym i ciepłym sercu jakiś
czas wcześniej rozpaliła się niewielka iskierka. Płomień nadziei. I robiła
wszystko, aby nie przygasł nawet na moment.
-
Przepraszam, zamyśliłam się – mruknęła cichutko do stworzenia. Smok przyglądał
jej się badawczo, po czym skinął głową. – Muszę iść, Felcor. – dodała po
chwili. Wcześniejsza wypowiedź skrzydlatego gada zmusiła ją do refleksji. Ale
przede wszystkim przypomniała, po co tutaj przybyła. Musiała wrócić do kliniki,
aby powiadomić blondyna o tym, czego się dowiedziała. Felcor zamachał mocniej
skrzydłami i moment później już go nie było. Hermiona przez chwilę obserwowała
jak wylatuje górą ze Smoczej Jamy, a później sama ruszyła w kierunku wyjścia.
Wchodząc do szpitala, czuła się
nieco skrępowana, niemal obnażona. Stworzenie odkryło przed nią samą wszystkie
jej wątpliwości i niepewności ostatnich dni. Skierowała swoje kroki na pierwsze
piętro, wprost do sali przeznaczonej Dracon’owi. Zarumieniła się lekko na myśl
o kolejnym spotkaniu z jasnowłosym. To
tylko Malfoy, powtarzała sobie w myślach. Nie zauważyła nawet, kiedy stanęła
pod drzwiami. Uchyliła je delikatnie, a widząc, że nie śpi, weszła do środka.
Jasnowłosy siedział na białym
parapecie, patrząc przez obszerne okno. Wyglądał komicznie w powyciąganej,
szpitalnej piżamie. Wydawał się być prawie kruchy. Hermiona przyglądała mu się
przez moment, a potem podeszła bliżej.
- Znalazłam
go – uśmiech rozpromienił jej twarz, gdy dostrzegła radość czającą się w
kącikach jego stalowych oczu. Nigdy wcześniej nie widziała, aby emocje sięgały jego oczu.
Rzadko, w ogóle, okazywał jakiekolwiek uczucia. Zwykle reagował na wszystko
maską obojętności. Niezniszczalną maską chłodnej obojętności.
- W Dolinie? –
zapytał, spoglądając na lekarkę. Miał roztrzepane włosy we wszystkich stronach
świata, a pod oczami cienie, ale wciąż wyglądał przystojnie.
- Tak,
prosił, abym przekazała, że pamięć i dawny wygląd wróci – mruknęła, ściskając
nerwowo palce prawej dłoni.
- Rozmawiałaś
z nim? – zdziwił się.
- Tak. Przez
kilka minut. – odpowiedziała Hermiona, siadając na krześle obok okna.
- On zawsze
jest taki nieufny… - zamyślił się Draco.
- Tak,
wydawał się dokładnie taki…
- To dziwne –
zerknął na lekarkę. – Ale widocznie cię zaakceptował.
- Myślę, że za półtorej tygodnia będziesz mógł
wyjść. Obawiam się tylko tego zaniku pamięci – zmieniła temat Granger.
Zarumieniona odwróciła wzrok.
- Właściwie
po tych eliksirach, które mi dajesz, czuję jakby wszystko powracało.
- To dobry
znak, Draco! Przypomniałeś sobie już coś? – spytała, starając się ukryć swój
strach. Właściwie wydał jej się nieuzasadniony, nigdy przecież nie byli blisko,
wręcz przeciwnie.
- Pamiętam
moich rodziców – stwierdził po chwili milczenia. Skrzywił się na wspomnienie
ojca, jednak głośno nic już nie powiedział. W pokoju nastała cisza. Żadne nie
chciało jej przerywać. Hermiona aż zbyt dobrze pamiętała Malfoy’a Seniora i
strasznie go nienawidziła. Bała się go. Mimowolnie złapała się za przedramię.
To miało miejsce w Malfoy Manor, w jego domu rodzinnym. Byli tam wszyscy Malfoy’owie.
Draco zauważył jej niespokojny ruch i podążył wzrokiem za jej dłonią. Z
przejęciem zauważył ból w jej oczach i przeraźliwy strach. Widział jak w
kącikach oczu tej drobnej szatynki zbierają się niechciane łzy. Poczuł jak
złość uderza mu do głowy, choć jego mina pozostała obojętna. Nie wiedział
dlaczego, ale pod wpływem impulsu złapał jej lewą rękę i podciągnął biały rękaw
kitla. Jego oczy zwęziły się, czoło przecięła kreska, a palce lewej ręki
zacisnęły się w pięść. Nie wiedząc czemu, ogarnęła go wściekłość i irytacja.
Kto mógł zrobić jej coś takiego?
Dotknął napisu, delikatnie przesuwając opuszkami palców po krawędzi każdej
litery po kolei. „Szlama”- tak ją naznaczyli. Spojrzał w brązowe oczy, teraz
pełne strachu i poczuł to. Fala gorąca wlała się w jego ciało. Przed oczami na
moment zrobiło się całkowicie ciemno, a na skórze poczuł chłód. Narastający ból
głowy dał o sobie znać. I odpłynął zupełnie, uderzając ciałem o białą posadzkę.
Cudowny rozdział. Fajnie , że Felcor zaakceptował Hermionę. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, w którym mam nadzieję wyjaśnisz tajemnicze omdlenie Draco.
OdpowiedzUsuńŚwietne! Mam wielką nadzieję, że następny rozdział niedługo się pojawi. : )
OdpowiedzUsuńAngela. : )
Widzę, że całkowicie zerwałaś z kanonem, wprowadzając przyjazne smoki i jeźdźców. Skojarzyło mi się z Eragonem. No, zobaczymy co będzie dalej. mam nadzieję, że Draco nie znienawidzi znów Hermiony.
OdpowiedzUsuń