21 grudnia, 2013

10. Kłam­stwo jest je­dyną ucie­czką słabych.

Heeej :) Dawno nie było notki, za co przepraszam i zapraszam od razu na kolejną, całkowicie świeżą! Wesołych świąt! :) 
Mam nadzieję, że się podoba!





***



            Hermiona spanikowała. Pierwszy raz odkąd sięga pamięć, Granger kompletnie sfiksowała. Kiedy zobaczyła jak ciało blondyna uderza o twardą, szpitalną posadzkę z gruchotem, przestraszyła się. W tym momencie zupełnie zignorowała palącą potrzebę rozpłakania się. Wspomnienia paliły ją od środka i nie miała pojęcia jak się zachować, a dodatkowo Malfoy stracił przytomność. Przez krótki moment stała bez ruchu, a potem się zaczęło…

            Podbiegła do bezwładnie leżącego ciała, nachyliła się nad nim i zaczęła nasłuchiwać. Ulga, jaką poczuła, gdy usłyszała świst powietrza była nie do opisania. Machnęła różdżką i przetransportowała mężczyznę do łóżka. Przez kilka chwil stała nad nieprzytomnym, a potem pochyliła się, aby odgarnąć z jego czoła parę niesfornych, jasnych kosmyków. Kiedy jej ciepła dłoń zetknęła się z chłodem twarzy Draco, ten otworzył swoje zimne, stalowoszare oczy. Szatynka zamarła w bezruchu. Spoglądając w jego oczy, zrozumiała. Dostrzegła w nich irytację, złość i coś, czego nie potrafiła opisać. Właśnie stała się rzecz, której pragnęła uniknąć. Gwałtownie odsunęła się od jasnowłosego. Nie chciała patrzeć na jego twarz, w oczy, które na pewno znów wyrażały obrzydzenie. Jej serce przyśpieszyło, pełna obaw zerknęła szybko na pacjenta. A on usiadł i uważnie obserwował poczynania młodej kobiety. W jego stalowych oczach malowała się mieszanka skrajnych uczuć.

- Granger… - mruknął jedynie, przyglądając się lekarce. Ta z dudniącym sercem zwróciła swoje ciepłe, brązowe oczy wprost na jego twarz. W jej głowie kołatało się tysiąc myśli i zupełnie nie wiedziała, co z sobą zrobić, jak powinna się zachować. Podeszła nieco bliżej i usiadła na skraju łóżka, próbując uspokoić samą siebie.

- Proszę – wyjąkała, a trzęsącymi się rękoma poprawiła ciemne włosy, opadające na oczy. Nie chciała słyszeć obelg, nie mogłaby w tym momencie tego znieść. Tak bardzo nie chciała tracić tego, co zyskała przez jego pobyt w szpitalu. Wiedziała, że kiedyś nastąpi ten moment, ale miała nadzieję, że zdąży oswoić się z tą myślą. Rzeczywistość jednak była taka, że arystokrata przypomniał sobie wszystko i nic nie mogła na to poradzić. Już nie będzie mogła przesiadywać przy jego łóżku. Nie będzie mogła się przed nim otworzyć nigdy więcej. Pomimo, że okres, gdy był w śpiączce nie był dla niej najszczęśliwszym, był wyjątkowy.

- Dziękuję – powiedział cicho, zaciskając usta w wąską linię. Przez cały czas bacznie obserwował szatynkę i nie mógł pozbyć się wrażenia, że czegoś się bała. Hermiona w zdumieniu spoglądała na blondyna. Podziękował jej, nie obraził. Młoda kobieta chciała się upewnić, że dobrze usłyszała i już miała coś powiedzieć, ale mężczyzna jej nie pozwolił. – Nie powtórzę tego drugi raz – prychnął, zupełnie jakby wiedział, co chciała powiedzieć ciemnowłosa. Mimowolnie na jej twarz wypłynął delikatny uśmiech. Chciało jej się śmiać, chociaż w obecnej sytuacji nie powinna.

- Dziś dostaniesz eliksiry i sprawdzimy ich skuteczność na twoich bliznach – odpowiedziała, zmieniając temat. Było jej nieco niezręcznie. Siedziała tuż przy swoim odwiecznym wrogu, rozmawiali, a z jego oczu wcale nie bił wstręt. Skinął w milczeniu głową. – To… wracam do pracy – dodała szybko, po czym podniosła się. Malfoy nic nie odparł, dalej milcząco wpatrywał się w swoją magomedyczkę. A Hermiona z minuty na minutę czuła się coraz bardziej zakłopotana. Nie czekając na nic, w pośpiechu opuściła salę.

            Dziesięć minut później stała przy recepcji i szukała swojej przyjaciółki. O dziwo miejsce jej pracy było puste. Brązowooka postanowiła poczekać na Azalię i zajęła jej krzesło. Na małym stoliku, tuż przy stercie dokumentów i papierów, stała ramka. Na zdjęciu znajdował się ciemnowłosy mężczyzna. Poruszył się na zdjęciu i z uśmiechem wzleciał na miotle w kierunku nieba, po czym zawrócił i stanął na nogach. Hermiona rozpoznała w nim Blaise’a. Ale nie byle jakiego. Z fotografii uśmiechał się do niej zawadiacko sam Zabini. Zamrugała kilkukrotnie i z niedowierzaniem przyjrzała mu się lepiej.

- Fantastyczny, prawda? – zahukała nad uchem jej przyjaciółka. Granger odwróciła się do niej twarzą i westchnęła.

- To Zabini – parsknęła z żalem, poprawiając włosy. Zielone oczy przeszyły ją na wskroś. Uśmiech z twarzy ciemnowłosej zniknął.

- Blaise to naprawdę fajny facet – odparowała. Młoda lekarka nie zamierzała zaprzeczać, doskonale pamiętała jak bez żadnych problemów podszedł do niej i blondyna na imprezie, i zagadał.

- Wierzę ci, Az – stwierdziła jedynie. Przetarła dłonią zmęczoną twarz i ponownie westchnęła.

- To, co jest grane?

- To przyjaciel Malfoy’a.

- No i co? – zapytała brunetka. Na jej twarzy malowało się niezrozumienie, a gładkie czoło przecięła zmarszczka.

- Masz rację, właściwie to nic.

- Miona, wszystko w porządku? – zielone oczy z ogromną uwagą obserwowały każdy ruch młodej kobiety. Azalia widziała, że coś nie gra i lekarka wiedziała, że nie pozbędzie się przyjaciółki, dopóki jej nie powie.

- Malfoy… - zaczęła niepewnie i już trzeci raz podczas tej rozmowy, westchnęła – On wszystko sobie przypomniał – dodała szybko.

- Wszystko? – Oczy brunetki przypominały teraz dwa wielkie spodki.

- Tak myślę – odparła Granger, przyglądając się twarzy przyjaciółki. Przez moment malowało się tam zrozumienie, a zaraz potem wypłynął szeroki,  szczery uśmiech.

- To znaczy, że wie, że mu pomogłaś bardziej niż ktokolwiek!

- Nie Az, to nie tak…- broniła się ciemnowłosa, ale bezskutecznie.

- Miona, on na pewno jest ci bardzo wdzięczny!

- Ale…

- Każdy byłby! Jest arogancki i zakochany w sobie, ale na pewno potrafi docenić taką pomoc! Ciekawe, czy pamięta jak do niego mówiłaś… A może w ramach wdzięczności zaprosi cię gdzieś! – rozmarzyła się zielonooka.

- Azalia, to jest Malfoy!- oburzyła się szatynka, zupełnie tracąc cierpliwość. Nie wiedziała dlaczego, ale słowa koleżanki wyprowadziły ją z równowagi.

- Przestań się wściekać. Pomogłaś mu, przywróciłaś mu zdrowie, a potem wykonałaś jego prośbę. Mimo wszystko jest człowiekiem i  myślę, że jak każdy, chciałby ci właściwie podziękować. Nie wiem w jakim świecie ty żyjesz, skarbie!- wyrzuciła z siebie na jednym wydechu brunetka. Hermiona zgromiła ją spojrzeniem, a zaraz potem skierowała się do swojego gabinetu. Musiała przygotować odpowiednie eliksiry dla jasnowłosego.

            Siedząc samotnie w gabinecie i przyrządzając wywary, dotarło do niej, że Felcor miał wiele racji. Smok, który jej nie znał, skwitował ją jednym zdaniem. Była kompletnie zagubiona i sama nie wiedziała, jak powinna żyć. Zawsze miała wszystko poukładane, dopięte na ostatni guzik, jednak od kiedy Ron ją wystawił, nic nie potrafiła uporządkować. Całe jej dotychczasowe życie wywróciło jej się do góry nogami i nie umiała na nowo się w nim odnaleźć. Przygotowała odpowiednią dawkę eliksiru i z ciężkim sercem ruszyła w stronę pokoju pacjenta. Dawka była silna i brązowooka miała nadzieję, że wystarczy, aby pozbawić go wszelkich blizn. Gdy przekroczyła próg pomieszczenia, zobaczyła młodego arystokratę, wyglądającego przez szpitalne okno. Wyglądał niezwykle dostojnie, pomimo powyciąganej piżamy i rozczochranych włosów. Jego chłodne, stalowe oczy uważnie przyglądały się widokowi za oknem.

- Przyniosłam dla ciebie lekarstwo – odezwała się. Nie chciała niszczyć ciszy, która panowała w pomieszczeniu, jednak czym prędzej chciała się przekonać o skuteczności wywaru. Kiedy Draco podszedł bliżej, od razu wcisnęła w jego dłonie fiolkę z gęstą mazią o fioletowym kolorze. Powąchał ją i skrzywił się, ale bez słowa wypił wszystko do ostatniej kropli. Zaraz potem skierował swoje oczy na odbicie w lustrze. Na jego twarzy, w miejscu oparzeń pojawiła się różowa piana. Cały proces niemiłosiernie piekł, ale spoglądając w lustro nie mógł powstrzymać westchnienia ulgi. Jego twarz wróciła do poprzedniego stanu, znów był nieziemsko przystojny. Poczuł to samo pieczenie na ręku, barku i plecach, a kiedy podciągnął koszulkę, zauważył, że rany zniknęły. Na jego twarzy pojawił się ten sam, zabójczy uśmiech, którym zwykle oczarowywał wszystkie kobiety wokół. I Hermiona nie potrafiła odwrócić wzroku. Jej twarz przyozdobił delikatny, nieśmiały uśmiech, kiedy obserwowała zmiany na twarzy blondyna. Poczuła niemałą satysfakcję, że jej się udało. Tak bardzo chciała mu pomóc, i wszystko powoli wracało do normy. Mogła poczuć się dumna, że kolejny pacjent uratowany. Jednak jej spokój burzyła wizja powrotu do szarej codzienności, w której mężczyzna jest wyniosłym, dumnym arystokratą, a ona szlamą-lekarką. Jej oczy lekko przygasły i już zamierzała się odwrócić, aby odejść, jednak silna, męska dłoń ją powstrzymała.

Zimne palce jego dłoni spotkały się z ciepłem jej policzka. Chłód stali spotkał się z czekoladą, i wszystko wokół stanęło. Na ten jeden moment, cały świat przestał istnieć. Każda rzecz, dziejąca się wokół wydawała się być niczym. Ich oddechy zmieszały się, gdy blade usta mężczyzny nieubłagalnie zbliżały się do malinowych warg szatynki. Palce Draco wsunęły się w burzę włosów Hermiony, a wygłodniałe usta wpiły się w ich drugą parę. Malfoy sam nie wiedział, co w tej chwili nim kierowało, ale nie mógł powstrzymać odruchów własnego ciała, natomiast czarownica w szoku nie zrobiła nic. W ogóle nie zareagowała. Nie wiedziała co się dzieje, w jej głowie pierwszy raz od długiego czasu zapanowała wszechobecna pustka. Dopiero po kilku sekundach, jedyne, co usłyszała w swojej głowie, to głosik, który pchał ją swoimi zapewnieniami w ramiona tego mężczyzny. Nie wiedziała jak, ani kiedy, ale zaczęła odwzajemniać pieszczotę. Ich pocałunek był długi, pełny pasji i namiętności, a jednocześnie niemożliwie zachłanny. Jej drobne palce przesunęły się na kark mężczyzny, a ciało mimowolnie się przysunęło odrobinę w poszukiwaniu bliskości drugiej osoby. Usta Draco były zimne, a wargi Hermiony rozgrzane do czerwoności. Smakowała maliną i czymś jeszcze, czego nie potrafił nazwać. Wiedział jedno, nigdy nie całował tak miękkich, i tak ciepłych ust. W przypływie nagłego głodu złapał ją za biodro jedną ręką, a drugą mocniej wsunął w jej gęste, pachnące włosy. Nie zauważyli kiedy ich pocałunek stał się tak żarliwy. Ostatnią rzeczą, jakiej Hermiona w tej chwili chciała, to żeby to wszystko się skończyło. Coś gorącego łaskotało ją w brzuch, a po plecach i karku spływały falami dreszcze przyjemności. I mimo, że nie chciała, to odsunęła się na sekundę, by nabrać wdechu. I jeśli naprawdę pragnęła, aby trwało to dłużej, to okazało się to błędem. Malfoy równie gwałtownie jak wcześniej odsunął się i uciekł spojrzeniem. Na twarzy Hermiony malowały się czerwone rumieńce, a jej rozbiegane, błyszczące oczy z uporem wpatrywały się w twarz arystokraty. Blondyn przez chwilę milczał, a potem zwrócił na nią swoje lodowate spojrzenie. Jego usta zacisnęły się w wąską linię, a brwi zmarszczyły się w geście irytacji. Granger wiedziała, że to, co zaraz powie, sprawi jej ból.

- Jesteś niezła, szlamo – warknął. Jego zimny ton głosu przeszył ją na wylot. Pogarda doskonale słyszalna w głosie uderzyła ją ze zdwojoną mocą. Zabolało. Ale najwyraźniej to nie wystarczyło. – Teraz wiem, dlaczego Wieprzlej uciekł z inną – prychnął. Tego było zbyt wiele dla kobiety. W jej brązowych, dotychczas ciepłych oczach pojawił się ból i wściekłość. Nie była pewna jakie uczucie przeważa. Przez łzy złości widziała, jak jego idealne usta wykrzywiają się w ironicznym uśmieszku. I zrobiła coś, o czym każde z nich myślało, że jest odpowiednim wyjściem z sytuacji, opuściła salę z cichym trzaskiem drzwi. Ucieczka wydała jej się najlepszym rozwiązaniem. 





***
I jak? :)) 

2 komentarze:

  1. Z rozdziału na rozdział jest coraz lepiej. <3
    Nie mogę się doczekać następnego, prosze nie każ mi czekać zbyt długo. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A gdzie kop w twarz przed wyjściem z sali? :<

    OdpowiedzUsuń