Sporo opisu, jeszcze więcej miłości :)) Miłej lektury!
***
Leżała właśnie na złotym piasku,
delektując się ostatnimi chwilami na wyspie. Już nie mogła się doczekać, aby
wrócić do domu, gdzie wyściska swoich przyjaciół i podziękuje im za tak
wspaniały czas. Nie spodziewała się jak ten okres szybko jej upłynie na urlopie
i ani się obejrzała, a już nadszedł czas świąt i ślubu dwójki przyjaciół.
Wszystkie zmartwienia, jakie miała uciekły tuż po zjawieniu się na wyspie. Sama
już nie pamiętała czym tak naprawdę była tak bardzo zmęczona i dlaczego
znalazła się w takim stanie wtedy przy Harry’m. Święta postanowiła mimo
wszystko spędzić w samotności na wyspie, aby cieszyć się do samego końca
urlopem. Jej powrót wyznaczony był na datę ślubu Ginny Weasley i Potter’a, ale
przyjaciele nie mieli jej za złe, że spędziła święta osobno. Tęsknili za nią,
lecz wiedzieli, że zasługuje na odpoczynek. I Hermiona w pełni z niego
skorzystała. Obok niej leżał ciemnowłosy czarodziej, a kiedy na niego zerknęła,
ten uśmiechnął się zawadiacko. Doskonale wiedziała, że ich krótki, wakacyjny
romans dobiega końca, ale wcale nie było jej tego żal. Dariusa poznała w
pierwszym tygodniu wyjazdu i szybko się zaprzyjaźnili. Sami nie wiedzieli jak,
ale któregoś dnia wylądowali razem w łóżku i nie potrafili się powstrzymać.
Oboje przyjechali samotnie wypocząć, jednak najlepiej odpoczywało im się we
własnym towarzystwie. Uciekali od problemów szarej codzienności i to sprawiło,
że się spotkali.
- Dzisiaj się
deportujesz?- zapytał z miłym dla ucha akcentem. Uśmiechnęła się ciepło do
niego i skinęła głową. Jej włosy rozsypały się w podmuchu wiatru, teraz
jaśniejsze o ton niż przed wakacjami. – Szybko minęły te trzy tygodnie, prawda?
-
Niesamowicie – przytaknęła, obracając opaloną twarz do słońca. – Nie mogę
uwierzyć, że tak się broniłam przed urlopem. – Darius zaśmiał się melodyjnie na
wyznanie koleżanki. Wiedzieli już trochę o sobie i doskonale ją rozumiał. Sam
nie chciał wyjeżdżać na wakacje, zmusili go do tego przyjaciele, zupełnie jak
ją.
- Warto było – uśmiechnął się szeroko i
rozłożył swoje umięśnione ramiona na piasku. Hermiona spojrzała na niego raz
jeszcze, po czym przekręciła się na brzuch. Słońce przyjemnie grzało jej ciało.
Nawet nie zauważyła, w której chwili usnęła.
Stalowe tęczówki uważnie
wodziły za nią wzrokiem. W tych dwóch lodowych tunelach odnalazła uczucia,
jakich nigdy nie spodziewała się tam ujrzeć. Lekki, ironiczny uśmiech
przyozdobił bladą twarz, a jasne kosmyki opadły na jego zmarszczone czoło.
Zimna dłoń zetknęła się z ciepłymi palcami szatynki. Dreszcze uderzyły w nią ze
zdwojoną mocą, kiedy dostrzegła w jego spojrzeniu coś bardzo głębokiego i
bardzo rzadkiego.
- Zostań – poprosił. W
jego głosie nie było nawet nutki rozkazu, natomiast czaiło się w nim coś niemal
ciepłego. Coś, co przyjemnie owiało jej serce i wpuściło tam odrobinę nadziei.
Uśmiech sam wypłynął na jej twarz, gdy poczuła jak zwinne palce gładzą skórę na
jej dłoni.
- To ty odchodzisz –
wypowiedziały za nią jej własne usta. Czuła się jakby to ona wypowiedziała
słowa, ale zupełnie nad tym nie panowała. Nie miała wpływu na to, co mówi.
Srebrne oczy przecięła błyskawica irytacji.
- Czy ty nic nie
rozumiesz?!- wrzask złości przeciął panującą wokół ciszę. Hermiona skuliła się
w sobie, słysząc tę negatywną emocję. – Muszę!
- Draco…
Jego jasne włosy powoli stawały się
dłuższe i proste, stalowe oczy zmieniły wyraz, a usta stały się wąskie i
zaciśnięte w poziomą kreskę. Przed nią nie stał już młody Malfoy, a Lucjusz.
Lucjusz, w którego oczach można było dostrzec błysk nienawiści i obrzydzenia.
-
Durna szlama – warknął starszy mężczyzna i pchnął ją swoją ciężką, metalową
laską. – Zginął z twojego powodu!- krzyknął.
- Hermiona,
obudź się! – melodyjny, przyjemny głos wyrwał ją z tego dziwnego snu. W panice
zerwała się do pozycji siedzącej. Szok malował się na jej twarzy. – Miałaś zły
sen?- zapytał Darius. Odpowiedziała mu cisza. Granger nie wiedziała. Nie
wiedziała czy to był zły sen, w ogóle nie mogła zrozumieć dlaczego śnił jej się
Malfoy. Na dodatek w takiej sytuacji. Sen był dziwny, a myśl o ciepłym
spojrzeniu blondyna wydała jej się jednocześnie absurdalna i miła. Na jej
twarzy pojawiły się rumieńce, kiedy zdała sobie sprawę, że pierwsza część snu
była dla niej przyjemna.
- To był
dziwny sen – mruknęła w odpowiedzi. Poprawiła niesforne włosy, opadające pod
wpływem wiatru na twarz i uśmiechnęła się niemrawo. – Muszę wracać, Darius.
- Wiem, wiem.
I tak to przeciągamy – podrapał się po głowie wyraźnie zakłopotany. Szatynka zaczęła
zbierać swoje rzeczy i kiedy wrzuciła je do torebki, pochyliła się i złożyła
delikatny pocałunek na jego gładkim policzku. Pogładził ją po twarzy i
pomachał, gdy już odchodziła w kierunku domku.
Kobieta westchnęła głośno,
spoglądając na spakowany kufer. Nie była pewna czy chce wracać do domu. I to
chyba bolało ją najbardziej, urlop zdążył zaszczepić w niej ziarenko
niepewności. Chciała jedynie być szczęśliwa. Dlaczego nie mogła odnaleźć
szczęścia w Londynie? Spojrzała na zegarek. Do ślubu zostały jedynie dwie
godziny i nie powinna już nawet o minutę przeciągać swojego powrotu. Musiała
się przygotować, a jako druhna powinna być znacznie wcześniej. Tęsknym
spojrzeniem omiotła salon i widok za oknem, po czym złapała za kufer i zniknęła
z cichym pyknięciem. Pojawiła się w kuchni swojego mieszkania i z westchnieniem
przywitała się z dawnym widokiem. Uśmiechnęła się na moment, gdy uświadomiła
sobie, że tęskniła za swoim mieszkaniem. Tak dawno tutaj nie była. Rozejrzała
się i postanowiła… Czas przygotowania zacząć.
Godzinę później była gotowa, aby
deportować się wprost do panny młodej. Miała nadzieję, że nie przesadziła ze
swoim wyglądem. Ginny musiała tego dnia wyglądać najpiękniej na świecie.
Hermiona miała na sobie jasną, kremową sukienkę sięgającą do połowy uda.
Delikatnie opinała drobne ciało, dekolt wycięty w literę V doskonale eksponował
jej biust, natomiast odkryte ramiona prezentowały się bardzo kusząco. Jej
opalone ciało idealnie kontrastowało z jasnym kolorem sukienki. Na stopy
wsunęła średniej wysokości obcasy w kolorze beżowym. W dłoni trzymała czarną
kopertówkę, do której włożyła różdżkę. Na ciemnym nadgarstku swobodnie zwisała
złota bransoletka, którą dostała od Azalii. Włosy ułożyła w delikatnie
spływające falę. Niezbyt wyzywający, wręcz delikatny makijaż dopełnił całości.
Na opalonej twarzy nie było widać śladu zmęczenia sprzed miesiąca. Uśmiechnęła
się radośnie do swojego odbicia w lustrze.
- Miłej
zabawy – szepnęła do siebie i okręciła się wokół własnej osi, znikając.
Pojawiła się w Norze, a dokładniej w pokoju Ginny, która teraz stała w miejscu
i przyglądała jej się z niedowierzaniem.
- Merlinie…
Wyglądasz przepięknie!- krzyknęła Granger na widok rudej w sukni ślubnej. Mimo
ciąży wyglądała naprawdę ładnie i promieniowała radością, od razu było po niej
widać, że jest szczęśliwa. Szatynka bez wahania przytuliła się do przyjaciółki
i ucałowała jej zaróżowione policzki.
- Miona, ty wyglądasz cudownie!- pisnęła nagle
rudowłosa, ściskając mocno lekarkę.- Tak się stęskniłam! Nawet sobie nie wyobrażasz!
- Ja też
tęskniłam! Tak się cieszę, że cię widzę!- uśmiechnęła się szeroko, a jej
czekoladowe oczy zabłyszczały radośnie. Chwilę porozmawiały o wakacjach młodej
lekarki, a zaraz potem zajęły się przygotowaniem panny młodej do ceremonii. Po
Ginny widać było, że bardzo się stresuje, jednak pomimo to w jej oczach
malowało się wszechogarniające ciepło i bezgraniczna miłość. Harry miał
szczęście, że trafił na taką osobę. Na osobę, która byłaby w stanie poświęcić
swoje własne życie dla tej drugiej połówki, zresztą z wzajemnością. Hermiona
obserwując ich miłość nie mogła reagować inaczej niż radością, choć momentami
czuła ukłucia zazdrości. Cieszyła się szczęściem tej dwójki, ale zazdrościła
im, że odnaleźli siebie wzajemnie tak wcześnie. Ona nie miała takiej okazji.
Jednak ich miłość wydawała jej się idealna, nieskazitelna. Każdy gest młodej
Weasley’ówny przepełniony był czułością i troską. W każdym jej spojrzeniu można
było dostrzec ogrom ciepła, chwilami niemal przytłaczający. Na jej twarzy
zwykle pojawiał się uśmiech, gdy jej oczy spotykały się z zielonymi oczami
przyszłego małżonka. Nie potrafiła ukryć wszystkich uczuć, jakie ją
przepełniały za każdym razem, kiedy jego dłonie napotykały jej jasną skórę. Gdy
gładziła swój ciężarny brzuch, na jej twarzy widać było jedynie szeroki,
szczery uśmiech. Miłość sprawiała, że z dnia na dzień stawała się piękniejsza.
Hermiona zeszła na dół, aby
zorientować się na jakim etapie przygotowania stanęły. Kiedy jej stopy zetknęły
się z posadzką na parterze, usłyszała niedowierzające westchnienie ze swojej
lewej strony. To Ron z szokiem wymalowanym na twarzy uważnie śledził każdy ruch
jej ciała. Szatynka skinęła mu głową w geście przywitania i nie czekając na
nic, wyszła z Nory. Na polu, które zewsząd otaczało dom państwa Weasley
znajdowała się ogromna, lewitująca altanka. Była zrobiona z białego drewna, a
fikuśne ornamenty dodawały jej wiele wdzięku. Do jej wnętrza prowadziły
niewielkie, jasne schodki, a wokół niej rozsypane na niebie były białe róże.
Kiedy wspięła się po schodach, znalazła się na ogromnym parkiecie, otoczonym okrągłymi
stoliczkami. W powietrzu unosił się złoty brokat, który z zetknięciu ze skórą
opływał całe ciało, a później się przesuwał. Przy każdym stoliczku znajdowały
się cztery krzesła, a nad jego powierzchnią unosił się płomień, który oświetlał
jego pobliże. Nad głową lewitowały tysiące białych, błyszczących róż. Hermionie
na moment zaparło dech w piersi. To wszystko było takie piękne. Zeszła z
powrotem na trawę, a tam z ogromnym ciepłem przywitała ją rodzina Weasley.
Nawet nie zauważyła, kiedy nadszedł ten moment.
Na ślubie pojawiła się masa
czarodziei. Nawet sam minister magii zaszczycił ich swoją obecnością. Harry nie
chciał rozgłosu, ale pomimo to jego prośba nie została wysłuchana. Na weselu
pojawiło się więcej nieznajomych niż jego bliskich i sam nie mógł się nadziwić,
dlaczego tak jest. Uratował czarodziejski świat, ale nie sam, a pomimo
wszelkich starań z jego ślubu zrobiło się zbiegowisko. Pojawili się reporterzy,
pojawili się urzędnicy, jego pracownicy, znajomi rodziny rudej, przyjaciele i
nie tylko. Najbardziej zdziwił go widok pewnego blondyna z długonogą partnerką
o chłodnej karnacji. Nie wiedział, co młody arystokrata tu robił, ale nie miał
czasu nikogo zapytać.
Kiedy znaleźli się pośrodku
parkietu, stojąc twarzą w twarz, nie mógł powstrzymać łzy, która zebrała się w
kąciku jego oka. Przyszedł czas, aby ślubować wierność i miłość aż do śmierci.
Harry nigdy nie czuł się tak niesamowicie, jak w tej chwili. Niczego na świecie
nie pragnął tak bardzo, jak mieć jedynie dla siebie tę rudowłosą istotę. W jego
głowie uparcie krążyła myśl o dziecku, które niedługo przyjdzie na świat, a w
jego żyłach będzie płynęła jego potterowska krew. Wyjął różdżkę w momencie, w
którym zrobiła to jego przyszła małżonka. Za jej plecami dostrzegł uśmiechającą
się, opaloną Hermionę. Jej zgrabna dłoń znajdowała się na ramieniu Ginny.
Natomiast na swoim barku czuł ciężar dłoni Rona. Wiedział, że wybór świadka był
nietrafiony, ale nie miało to dla niego aż takiego znaczenia. Tego dnia
rudowłosy miał stać się dla niego rodziną, o ile już dawno dla niego nią nie
był. Zetknęli czubki drewienek, a pozostałe dłonie spletli w ciasnym, choć
delikatnym uścisku. Dwie pary oczu, zielone i niebieskie, zamknęły się. Harry
uścisnął mocniej dłoń swojej narzeczonej, a kiedy ta uspokajająco pogładziła
skórę jego ręki, westchnął. I w myślach wypowiedzieli formułę, która na wieki
miała ich połączyć. Kończąc ją, dodali na głos „Fidelis ad mortem”, a z ich
różdżek wypłynęła bladoróżowa poświata, która po chwili zmieniła barwę na
intensywną czerwień. Potem rozpłynęła się w białą mgłę i lekko musnęła
wszystkich zebranych, uznając ich za świadków tej bezgranicznej miłości. Para
uchyliła powieki, aby sekundę później połączyć się w miłosnym pocałunku,
oddającym wszelkie uczucia.
***
I jak się podoba? :))
Super rozdział :D Sen Hermiony... wspaniały :) Czekam na następny rozdział :D
OdpowiedzUsuńDobrze, że Hermiona odpoczęła. Ten wyjazd był jej bardzo potrzebny. Mam tylko nadzieję, że Ron nie odezwie się słowem. Koleś po prostu mnie wkurza i zaczyna zwracać uwagę na Granger dopiero, kiedy jest zrobiona na bóstwo, a do tego wypoczęta. Ciekawi mnie, kto zaprosił naszego blondyna :)
OdpowiedzUsuńZnalazłam tylko taki mały błąd - z tego co wiem, Ginny miała brązowe oczy (był nawet fragment chyba pod koniec Insygnii, że jeden z ich synów wyglądał identycznie jak James Potter).
Pozdrawiam, Anna.
/releve-moi/
Rozdział naprawdę cudowny! ;)
OdpowiedzUsuńWięcej nie napisze, nawet gdybym chciała, bo brakuje mi słów ;)