Nocą, kiedy nikt się nie przyglądał,
było mu o wiele prościej. Wszystkie myśli, które za dnia wędrowały w eterze, uwalniały
się. Pozwalał im wtedy dowolnie latać w głowie i nie musiał się martwić, czy
ktoś dostrzeże jakąkolwiek emocję w stalowych, zwykle zimnych, oczach. Tego
wieczoru nie robił niczego konstruktywnego, pierwszy raz od czasu opuszczenia
kliniki, nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Minęło wiele dni odkąd stanął na
nogi i wrócił do normalnego trybu życia. Jednak pomiędzy spotkaniami z piękną
Astorią, pracą i sprzeczkami z Zabini'm, brakowało mu czegoś. Podświadomość
podsuwała mu kilkukrotnie obraz młodej lekarki, jednak nie miał ochoty ciągnąć
tej myśli. Wiedział, że to, czego dokonała podczas jego śpiączki, było
czasochłonne i wymagało wielkiego samozaparcia. Wiedział też, że powinien być
wdzięczny. I był. Na swój ślizgoński sposób. Pamiętał dzień, w którym cała jego
pamięć powróciła. Dostrzegł wtedy w ciepłych, brązowych oczach przerażenie. To
nie był strach, to było coś o wiele silniejszego, niemal panika. Granger bała
się go. Na jej twarzy odnalazł uczucie, którego by się nie spodziewał. Znali
się tyle lat, a doskonale widoczne przerażenie na jej twarzy, wprawiło go w
osłupienie. I ten felerny pocałunek. Był wściekły na nią, że mu na to
pozwoliła. W końcu to nie była jego wina, to był tylko odruch. Jako facet miał
do tego pełne prawo, do cholery! Nie zapanował nad odruchem własnego, męskiego,
zdradliwego ciała. A ona to wykorzystała. To nie była jego wina!
Siedział w skórzanym fotelu,
obserwując wesoło trzaskające drewno w kominku. Ogień nie był spektakularny,
ale jego ciepło w pełni go zadowalało. Jasne kosmyki opadały mu na przymknięte
oczy. Jego blade usta na zmianę zaciskały się w poziomą linię i otwierały,
jakby chciał coś powiedzieć. Jedna ręka swobodnie spoczywała na nodze, a drugą
ściskał wypełnioną po brzegi szklankę z Ognistą Whisky. W pewnym momencie
odrzucił kosmyki włosów z twarzy i spojrzał na tlący się płomień. Szybkim ruchem
podniósł naczynie i wychylił całą jego zawartość. Skrzywił się lekko, kiedy
poczuł gorąco w przełyku. Nie lubił tego uczucia. Chwilę później zerwał się z
fotela z całą butelką i zarzucił na siebie starą, zniszczoną marynarkę. Niczego
teraz tak nie potrzebował, jak wizyty u Felcor'a, najbliższego przyjaciela.
Obrócił się w poszukiwaniu różdżki, a kiedy ją znalazł, włożył ją do kieszeni,
żeby chwilę później z cichym pyknięciem zostawić po sobie pustkę w mieszkaniu.
Pojawił się pod samym wejściem do
Smoczej Jamy. Z wnętrza buchało ciepłe powietrze, jednak nie mogło go to
zniechęcić. Z czasem przyzwyczaił się do zapachu i okropnego ukropu w tym
miejscu. Ruszył skalistą ścieżką w stronę wnętrza, co jakiś czas popijając z
butelki bursztynowy alkohol. Z daleka widział wnękę, w której zwykle przebywał
jego przyjaciel. Słyszał pod nogami chrzęst kamyków, a niedaleko szum wody. O
tej godzinie nikogo się tu nie spodziewał oprócz Alfora, opiekuna Smoczej
Doliny. Jednak Alfor zwykle przebywał na zewnątrz jaskini. Spiął się, kiedy
przed oczami zamajaczyła mu postać. Światło, które rzucały pochodnie, pozwoliło
mu rozpoznać czarodzieja. Mężczyzna stał niedaleko wnęki Felcor'a, przyglądając
się smokom, które latały na dole jaskini, tuż nad wodą. Wiedział, że jest on
nieszkodliwy, ale i tak nie darzył go sympatią. Nie wiedział czemu, ale ten
francuz nigdy nie sprawiał na nim dobrego wrażenia, nie potrafił mu zaufać
nawet na moment.
- Draconie, bonjour! - usłyszał
melodyjny głos, należący do Michela. Jasnowłosy czarodziej z uśmiechem
przywitał arystokratę. Ten momentalnie stał się jeszcze bardziej czujny, pomimo
wypitego alkoholu. Podniósł butelkę i skinął mu głową na znak przywitania.
Wypił porządny łyk, wciąż idąc w stronę mężczyzny. - Widzę, że dobrze się
miewasz.
- Doskonale!
- prychnął Malfoy, nie chcąc kontynuować rozmowy z tym śmiesznym francuzikiem.
Nigdy za nim nie przepadał, ponieważ wiecznie wtrącał nos w nie swoje sprawy,
zupełnie jak Granger w Hogwarcie.
- Jesteś
rozdrażniony. Dlaczego? - zapytał niczym niezrażony jasnowłosy. Zawsze udawał,
że nie widzi niechęci młodego jeźdźca. Uśmiechnął się promiennie, kiedy
dostrzegł na twarzy rozmówcy irytację. Tak łatwo mu było wyprowadzić go z
równowagi.
- Michel,
dobrze ci radzę, nie wsadzaj swojego krzywego nosa w nie swoje sprawy! -
warknął Draco, mijając mężczyznę. Pociągnął spory łyk z butelki i poszedł
dalej, chociaż ten coś jeszcze do niego mówił. Nie wydało mu się to na tyle
ważne, aby słuchać, cokolwiek miał on do powiedzenia.
Kiedy dotarł do wnęki Felcor'a, zauważył,
że smoka nie ma. Zjeżył się ze złości. Ten wieczór powoli doprowadzał go do
szału. Miał dosyć niespodzianek. Brakowało jeszcze, żeby jego przyjaciel
zniknął.
- Felcor - zawołał w myślach. Liczył na
to, że nie będzie musiał zbyt długo czekać. Alkohol powoli zaczynał szumieć mu
w głowie, a nie zamierzał spędzić nocy w jaskini. Na szczęście chwilę później
jego oczom ukazała się lśniąca, niemal czarna łuska. Smok zajął swoje miejsce i
wydał z siebie głośne syknięcie. Złote oczy zabłyszczały psotnie, gdy tylko
poczuł rozdrażnienie swojego towarzysza. Jego ogromne serce wypełniło się
ciepłem, kiedy zobaczył go pierwszy raz od pamiętnego wypadku. Wiedział, w
jakim stanie był jego jeździec i nic nie mogło go ucieszyć bardziej niż powrót
do zdrowia. Wydał z siebie pomruk zadowolenia i przybliżył dużą głowę do Draco,
który na ten gest wydał z siebie prychnięcie, ale mimo to, dotknął pysk
przyjaciela i pogładził. W końcu też tęsknił za tym stworzeniem. - Gdzie byłeś? - dodał w myślach, udając
niezadowolenie.
- Obserwowałem - odpowiedział krótko,
mrużąc złote oczy. - Ciągle chodzi ci po
głowie ta dziewczyna... - Draco spiął się na to stwierdzenie. Wiedział, że
nic nie ukryje się przed smokiem. Nie chciał nic ukrywać, ale nie rozumiał
tego. I nie zamierzał zrozumieć.
- Nieprawda. To tylko zwykła szlama! -
warknął, tracąc cierpliwość. Sekundę później nastąpił najgłośniejszy ryk, jaki
miał okazję kiedykolwiek usłyszeć. Felcor nie powstrzymywał się. Echo poniosło
się po całej jaskini, wybudzając ze snu część smoków. Te zasyczały
ostrzegawczo, wciąż jednak pozostając na swoich miejscach. Blondyn w szoku nie
zrobił nic, stał w miejscu, nie poruszając się. Nie wiedział co powiedzieć, ani
co zrobić. Pierwszy raz w życiu, jego najlepszy przyjaciel, jego towarzysz,
naryczał na niego w złości. I to w obronie Granger.
- To najlepsze, co cię kiedykolwiek spotkało
- usłyszał głęboki, zirytowany głos w swojej głowie. Zasępił się jeszcze
bardziej. - Ma ogromne serce. Przez cały
czas, kiedy ty leżałeś nieprzytomny, ta dziewczyna się zadręczała. Codziennie
do ciebie przychodziła. Uratowała ci życie...
- Merlinie, to Granger! - prychnął coraz
bardziej wściekły. Dlaczego jego własny smok chciał być jego sumieniem? To
niedorzeczne.
- Draco, opamiętaj się - czarna łuska
nieznośnie odbijała światło prosto w oczy czarodzieja, który już nie potrafił
zapanować nad złością. Miał dosyć. Wszędzie tylko ta lekarka! W jego głowie, w
życiu, w rozmowach! Czym sobie zasłużyła, żeby trwać w jego myślach? Dlaczego
wszystko prowadziło do jej osoby, nawet kiedy nie chciał mieć z nią nic
wspólnego? - Jak ją traktowałeś, kiedy
częściowo nie miałeś pamięci? - Draco zacisnął zęby. Pamiętał. Była jedyną
osobą, z którą rozmawiał, która się nim interesowała. Niezależnie jakie pobudki
nią kierowały, pomogła mu. Paradoksalnie, osoba, która nie chciała powrotu jego
pamięci, sprawiła, że ona wróciła. A on nie traktował jej wtedy źle. Szanował
ją za to jaka była, lubił jej ciepłe spojrzenie i nieśmiały uśmiech. Poruszył
się niespokojnie na samą myśl.
Wyobraźnia podsuwała mu jej obraz.
Zaróżowione policzki, brązowe loki opadające na ramiona i pełne, malinowe usta
wygięte w delikatnym uśmiechu. To była cała Granger. I miała miękkie wargi,
które smakowały malinami. Od tego nieznośnego pocałunku, jednego wybryku, za
każdym razem, kiedy całował przyszłą panią Malfoy, liczył, że poczuje tę samą
miękkość i słodki smak malin. Jednak Astoria miała chłodne usta i nie smakowała
niczym, co przywodziłoby na myśl jakikolwiek owoc. Po jego plecach przebiegły dreszcze,
a on sam się wzdrygnął. Jak mógł myśleć w ten sposób o młodej lekarce? Już nie
wiedział, co myśleć. Z jednej strony dalej była tylko zwykłą szlamą, którą
poznał w Hogwarcie. A z drugiej strony stała się dojrzałą kobietą. I na
dodatek... Pociągała go. Rzucił przestraszone spojrzenie w stronę swojego
towarzysza, który bacznie mu się przyglądał. Smoki wiedzą o wiele więcej niż
ludzie. Zdają sobie sprawę z rzeczy, które trudno jest dostrzec komukolwiek. Felcor
wiedział dokładnie, co działo się w głowie jasnowłosego. Ale zdawał sobie
sprawę również z tego, co czuła Hermiona. To dlatego tak łatwo przyszło mu
zrozumienie ich zachowań.
- Jestem Malfoy'em, Felcor - stwierdził
zrezygnowany, nie wiedząc już kompletnie nic.
- Podziękuj jej tak, jak na to zasługuje
- Dobra... Niech będzie - zgodził się,
biorąc kolejny łyk alkoholu. Chciał już tylko, aby ten dzień się wreszcie
skończył. Miał nadzieję, że nic więcej już się nie wydarzy. Wyjątkowy pech
prześladował go tego wieczoru. A na dodatek zgodził się okazać wdzięczność
pannie-wiem-to-wszystko. Nie tego się spodziewał po wizycie w Smoczej Dolinie.
Pragnął jedynie odrobiny wsparcia i zrozumienia, a dostał po nosie. - Ale nie masz racji. Nigdy nie będzie dla
mnie znaczyła "najlepszego, co mnie spotkało". To tylko Granger.
Smok syknął,
mrużąc oczy. Chwilę potem zniknął wysoko nad głową Malfoy'a, opuszczając
jaskinię.
Powróciłaś po długiej przerwie i bardzo się cieszę :) ja dopiero wczoraj tu trafiłam, ale przeczytałam wszystkie rozdziały i bardo mi się podobają!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Felcora! Chociaż było go niewiele ale dobrze że potrafi postawić Draco do pionu!
Czekam na więcej i dłużej :)
Weny, Pix.
Nie wyobrażasz sobie jak się cieszę, że skomentowałaś :) W końcu to daje tyyyyyle motywacji, żeby pisać dalej :) Mogę wiedzieć, jak tutaj trafiłaś?
UsuńTeż kocham Felcora, chociaż to wymysł mojej wyobraźni :3 Cieszę się, że się podoba, nie wiesz nawet jak!
Trafiłam tu przez Katalog Granger :) Ogólnie jestem po chyba dwuletniej przerwie w czytaniu Dramione i tak sobie odwiedzam raz na jakiś czas jakiegoś bloga. Nie mogę narzekać bo trafiłam na kilka interesujących (twój tez do nich zaliczam) ale większość to ... aż szkoda słów ;)
UsuńWidzę, że dodałaś kolejny rozdział wiec zabieram się za czytanie i jak będę miała chwile skomentowane!
A tym razem to ja mam pytanie do Ciebie :) czyżby nick inspirowany językiem hiszpańskim ;> ?
Weny i wytrwałości,
Pix.
Nawet nie wiesz jak mega się cieszę, że tu trafiłaś :D Brakowało mi tutaj jakieś duszyczki, która by mnie motywowała komentarzem :) A jeszcze bardziej się cieszę, że Ci się podoba mój blog :) Też miałam długą przerwę (w pisaniu) i dlatego się ciągle gdzieś tam po cichu obawiam. Ale najtrudniej jest znaleźć czytelnika, który by komentował :)
UsuńJeśli o nick chodzi, to owszem. Wpadł mi do głowy, kiedy jeszcze uczyłam się hiszpańskiego. :) A dlaczego Cię to zainteresowało? :)
Dzięki, pozdrawiam,
Empiezo