12 maja, 2015

15. Dziecko to uwidoczniona miłość





Nowy post dosyć szybko, w porównaniu z poprzednimi. Mam nadzieję, że się spodoba. Ostatnio mam niewiele wolnego czasu, ale nadrabiam dobrymi chęciami. Sesja zbliża się z każdym dniem, zaczną się nieprzespane noce i ciągła nauka, dlatego mam nadzieję, że tutaj odnajdę trochę spokoju i radości. Ucieszyłabym się z każdego komentarza, to naprawdę motywuje do dalszej pracy. ;)




            Był piękny styczniowy poranek, gdy Hermiona dostała wiadomość o pobycie rudowłosej przyjaciółki w Św.Mungu. Biała sowa uporczywie stukała w szybę jej okna, dopóki nie zerwała się z łóżka. Dopiero, kiedy rozpoznała w niej zwierzę znajomych, wpuściła ją do środka.  Szybkim ruchem rozwiązała pergamin i rozłożyła go. Na beżowym, pogniecionym materiale napisane było tylko jedno zdanie. Ginny została przyjęta w trybie natychmiastowym do Św.Munga. Poród zaczął się niespodziewanie i nikt nie był na to przygotowany. W końcu dziecko miało przyjść na świat dopiero za miesiąc. Szatynka nie zwlekała po przeczytaniu wiadomości, od razu złapała za różdżkę i rzuciła zaklęcie, dzięki któremu oszczędziła mnóstwo czasu. Zwarta i gotowa, mocno ściskając w dłoni drewienko, zniknęła z cichym pyknięciem. 

            Gdy tylko dotarła do szpitala, okazało się, że nie tylko Ginny leży w jednej z sal. Harry Potter, zbawiciel czarodziejskiego świata, Złoty Chłopiec, jej przyjaciel i mąż rudowłosej zajmował łóżko obok niej. Hermiona stanęła na środku pomieszczenia lekko zdezorientowana. Nie wiedziała, do którego z dwójki ma się zwrócić najpierw. Ciemnowłosy leżał krzywo na białym prześcieradle, był blady, a oczy miał zamknięte. Natomiast jego żona spoczywała niedaleko, zwijając się w spazmach. Co chwilę wydawała z siebie westchnienie lub jęk. Miała mocno zaciśnięte wargi, a dłonie zwinięte w pięści. Młoda lekarka nie mogła pozbyć się wrażenia, że coś tutaj jest nie tak. Dopiero, gdy z ust rudej wyrwał się głośny krzyk, poruszyła się niespokojnie. Swoje brązowe oczy zwróciła w jej stronę z wyraźnym niepokojem. Wcześniej nie miała do czynienia z porodami, nie wiedziała jak się zachować.  Mimo to podbiegła do łóżka kobiety i złapała ją za dłoń. Ginny uchyliła powieki i posłała jej pełne bólu spojrzenie. 

- Ginny, może weź eliksir...- zaproponowała lekarka, nie mogąc patrzeć na cierpienie przyjaciółki. Wiedziała, że wywary nie są wskazane w trakcie porodu, a dopiero po nim, ale nie miała lepszego pomysłu. Zamiast odpowiedzi, usłyszała jedynie głośny jęk. Kiedy Hermiona przyglądała się rudowłosej, poczuła strach. Bała się o młodą panią Potter, ale i o swojego chrześniaka. James Syriusz Potter miał zostać jej oczkiem w głowie. Jednak zdawała sobie sprawę, że trudne porody nigdy nie sprzyjają zdrowiu dziecka, jak i matki. Zmarszczyła czoło w zmartwieniu, gładząc delikatnie głowę dawnej Weasley. Naprędce rzuciła spojrzenie w stronę przyszłego ojca. Dlaczego Harry leżał w łóżku? Rudowłosa od razu kojarząc fakty, pomiędzy jednym jękiem, a drugim, prychnęła ze złością. 

- Zemdlał! - pisnęła, mocno zaciskając zęby ze wzburzenia. Była wściekła na Pottera. Za to, że to ona musiała się męczyć. Za to, że stracił przytomność. Za to, że piszczał jak Ron, kiedy ten zobaczył jakiegoś pająka. A przede wszystkim za to, że ją zapłodnił! Gdyby nie on, nie musiałaby teraz zwijać się z bólu.- Nienawidzę go! 

- Godryku...-  parsknęła Hermiona, próbując powstrzymać uśmiech. Harry Potter zemdlał, ponieważ jego żona zaczęła rodzić. A Ginny przeklinała go i winiła za wszystko, cokolwiek się działo. Sytuacja wydawała się młodej magomedyczce co najmniej absurdalna. Psotny uśmiech sam wpełzł na jej twarz i za nic nie potrafiła go powstrzymać.

- Miona, pr-proszę! Zrób coś! - krzyknęła rudowłosa, łapiąc się za brzuch. To był jakiś koszmar. Dawniej myślała, że nie istnieje większy ból niż ten, gdy jest się trafionym crucio. A jednak. Okazało się, że jedyne prawdziwe cierpienie w życiu, to poród własnego dziecka. Jak bardzo żałowała, że jedynie kobiety to przeżywały! Chciałaby, aby czarnowłosy musiał to znosić. Ten cholerny facet sprawił jej małego Jamesa, a sam leżał teraz nieprzytomny w łóżku! 

- Pójdę po magomedyka prowadzącego ciążę - stwierdziła Granger, nie chcąc przeciągać. Modliła się w myślach, aby nie było żadnych komplikacji, aby wszystko się powiodło. Jedyne o czym myślała, to żeby Ginny poradziła sobie i była dzielna. Mimo wszystko Hermionie chciało się śmiać na samą myśl o tym, przez co Harry będzie przechodził z powodu omdlenia. Młoda pani Potter na pewno da mu odczuć, że nawalił na całej linii. I to w takim momencie. 

            Skierowała swoje kroki do pomieszczenia dla pracowników. Zapukała do białych drzwi, a kiedy się przed nią otworzyły, zaniemówiła. Ciemne włosy krótko obcięte były idealnie ułożone, smukłą twarz przyozdabiał ciepły uśmiech, a niebieskie oczy delikatnie błyszczały. Mężczyzna był wysoki i szczupły. To te pogodne oczy pozwoliły jej rozpoznać czarodzieja. Przed nią stał Neville Longbottom. Dojrzały i przystojny. Zmienił się nie do poznania przez te kilka lat. Nie miała pojęcia, że został lekarzem. Serdeczny uśmiech wypłynął na jej twarz, gdy ten zamknął ją w swoich szerokich ramionach. Nie spodziewała się go. Ginny nigdy o tym nie wspomniała. 

- Neville, jak dobrze cię widzieć! Szkoda, że w takich okolicznościach, ale...

- Wiem, Harry i jego pierwsze dziecko... Całkiem zabawna sytuacja - stwierdził, próbując ukryć rozbawienie.- Prowadzę ich ciążę - dodał po chwili namysłu. Szatynka westchnęła, a na jej twarzy pojawiła się wyraźnie widoczna ulga. Nie mogło ich spotkać nic lepszego. Neville zawsze był nieśmiały, ale też wrażliwy i delikatny. Mogła mieć pewność, że jej przyjaciółka jest w dobrych rękach. I nie musiała się o nic obawiać. 

- Ginny strasznie cierpi - odparła, rzucając proszące spojrzenie. - A Harry musi wstać! 

- Podamy mu eliksir trzeźwiący, zaraz będzie na nogach - uśmiechnął się lekko, zarzucając biały fartuch. - A co do Ginny... Wiesz, że nie powinienem jej nic podawać. Spróbujemy przyspieszyć poród, jak tylko Harry się ocknie. - pocieszył młodą lekarkę. Ta skinęła jedynie głową i razem ruszyli w stronę sali.

- Jak to się stało, że tu pracujesz? - zapytała z ciekawością wymalowaną na twarzy. Dla niej to była zagadka. Był ostatnią osobą, której się mogła tutaj spodziewać. Głównie ze względu na jego nieśmiałość. To musiała być nie lada przeszkoda w tej pracy. Ciągły kontakt z ludźmi nie wydawał się dla mężczyzny dobrym rozwiązaniem. A jednak, szedł teraz obok niej, ramię w ramię. Każda osoba, która go mijała, witała go z uśmiechem. Widocznie mu się powodzi. Inni czarodzieje szanują go. 

- Wiesz, to przez tę sprawę z moimi rodzicami... Chciałem ratować tych, którym jeszcze jestem w stanie pomóc. Babcia zawsze mówiła, żeby dążyć do naprawy naszego świata. Zwłaszcza teraz, kiedy Voldemort zniknął. Świat może się zmienić jedynie na lepsze - radosny uśmiech wpełzł na jego twarz. 

            Gdy dotarli do wyznaczonej sali, od razu spoważnieli. Ginny dalej zwijała się z bólu na materacu, cała czerwona na twarzy od wysiłku. Czoło Lonbottom'a przecięła pozioma linia, widocznie się zmartwił. Hermiona wzięła od niego eliksir i nie czekając na zgodę, wlała go do gardła przyjaciela. Nie minęło kilka sekund, a stał na równych nogach, lekko pokasłując. Widząc Hermionę poczerwieniał na twarzy ze wstydu i podrapał się z zakłopotaniem po czubku głowy. 

- Ginny... jak się czujesz? - szybko się zreflektował, podchodząc do ukochanej. Próbował ją pogładzić po policzku, ale jej zabójcze spojrzenie powstrzymało go. Była wściekła, i wiedział, że będzie musiał się długo tłumaczyć, jeśli poród nie pójdzie sprawnie. 

- Świee-świetnie! - wyjęczała ruda. Miała zaszklone oczy, a po różowych policzkach spływały pojedyncze łzy. Zmęczenie wywołane bólem dawało o sobie znać. Nie miała już siły. 

- Niedobrze - skwitował Neville, przyglądając się pani Potter. Machnął nad nią różdżką, używając diagnozującego zaklęcia, a kiedy z jej końca buchnął ciemnoczerwony dym, zgarbił się nieco. - Musimy podać eliksir wzmacniający i przyśpieszający poród. I trzeba to zrobić w tej chwili. Hermiona, pomożesz mi - stwierdził jedynie, podając młodej lekarce drugi fartuch. Szatynka bez chwili wahania zarzuciła go na siebie. Nie mogła pozwolić, aby cokolwiek stało się rudowłosej lub dziecku. W tym czasie Longbottom podawał ciężarnej niezbędne wywary i w myślach trzymał kciuki. Wiedział, że liczy się każda minuta. Nie mogli tego przeciągać, ponieważ dziecko mogło zrobić krzywdę Ginny i sobie samemu. Magia, która w nim drzemała, zbudziła się i istniało ryzyko, że kogoś skrzywdzi. Niemowlak był niczego nieświadomy i nie potrafił nad tym panować, natomiast jego magiczna moc okazała się silniejsza niż przeciętnych noworodków. A wszystko dlatego, że to dziecko Pottera. Neville podrapał się z zastanowieniem po głowie, kiedy Ginny znów zaczęła krzyczeć i wić się od pulsującego bólu. Wszystko ją bolało i mimo, że dostała eliksir wzmacniający, czuła się wyczerpana. Hermiona mocno trzymała ją za jedną dłoń, a mąż za drugą. 

            - Na trzy, Ginny, przyj - zarządził lekarz, trzymając swoją różdżkę. Sekundę później zaczął wypowiadać jakieś formuły, dla nikogo niezrozumiałe. Zaklęcie, którego używał nie należało do najprostszych, dlatego potrzebował spokoju. Jednak w trakcie porodu trudno o coś takiego, jak cisza. Z całych sił skupił swoje myśli na tym jednym zadaniu, a gdy skończył wypowiadać formułę, dawna Weasley pisnęła. - Raz... Dwa... TRZY! - krzyknął, a z jego różdżki wypłynęła żółta chmura. Owiała postać leżącą na łóżku i szczelnie ją opatuliła, powoli zmieniając barwę. W momencie, gdy opłynęła całe ciało Ginny, zamknęła się w kokon. Na sali nastała cisza, podczas której Harry stracił przytomność po raz drugi. Nigdy nie miał do czynienia z czymś takim, i kiedy zobaczył to wszystko na własne oczy, przeraził się. Nie był tylko pewien, czy bardziej martwił się o swoją żonę, czy o swoją głowę. Miał nieodparte wrażenie, że po tym co zobaczył, nie będzie w stanie normalnie funkcjonować. Granger odetchnęła z ulgą, gdy kokon zaczął pękać i powoli się kruszyć. Zza niego powoli zaczęło wyłaniać się ciało przyjaciółki, na którym leżało nowonarodzone dziecko. Neville zabrał je, zanim wypuściło swój pierwszy oddech, i zanim rudowłosa się zdążyła zorientować, co się dzieje. Przyłożył wtedy swoją różdżkę do małego ciała, a drewienko zmieniło swój kolor na krótką chwilę. I to był moment, w którym rozległ się płacz. W pomieszczeniu zabrzmiał cichutki, wręcz nieśmiały szloch dziecka. W kąciku oka Hermiona nieustannie czuła upartą łzę, która za wszelką cenę chciała się wydostać. Jej chrześniak, synek Potterów, był piękny. Longbottom oddał go lekarce, ponieważ musiał zająć się jeszcze przez chwilę młodą mamą. Kiedy patrzyła na niemowlę, nie mogła powstrzymać uśmiechu. Jego główka osłonięta była ciemnymi, skręconymi włoskami, a zielone oczy się śmiały, mimo że z ust wydobywał się szloch. Drobne ciałko było zabawnie pomarszczone i ozdobione niewielkimi pieprzykami, a małe rączki wymachiwały bezcelowo w powietrzu. Nigdy nie widziała równie uroczego dziecka, jak James. I pomyśleć, że takie zawiniątko kosztowało tyle siły i zdrowia rudą przyjaciółkę. 

            - Miona... Podasz mi go? - poprosiła mama, kiedy została zbadana i podano jej odpowiednie eliksiry. Tak bardzo pragnęła zobaczyć swoje maleństwo. Ciemnowłosa bez chwili wahania ułożyła chłopca w jej objęciach. Doskonale widziała, jak różowe wargi Ginny drżą od nadmiaru emocji. W jej oczach znajdowała się fontanna łez, ale na twarzy z każdą sekundą pojawiał się coraz szerszy uśmiech. Przyglądała się jego słodkiej buzi, jego zielonym oczom przypominającym kolorem Avadę, jego malutkim dłoniom zawiniętym w piąstki. Miał takie śmieszne, niewielkie stópki i okrągłe uda. Zawinęła go w błękitny kocyk, który podał jej Neville i rozkoszowała się widokiem. - Taki maluszek, a tyle bólu... - szepnęła ruda, całując małe czółko. To był jej synek, jej własne dziecko, jej światło w tunelu i jej powód do życia. Pokochała go całą sobą w momencie, kiedy pierwszy raz poczuła kopnięcie w brzuchu. A teraz trzymała go w swoich ramionach i nie mogła uwierzyć, jak piękny i silny się urodził. 

- Może obudzę Harry'ego...- zastanowiła się Hermiona, nie chcąc psuć chwili. Szkoda by było, żeby świeżo upieczony ojciec przegapił coś takiego. Podała mu odpowiedni napar, a zielonooki podniósł się parę sekund później. I nie mógł uwierzyć na własne oczy. Na jego twarzy wymalowało się przerażenie, kiedy Ginny wyciągnęła ramiona w jego stronę, podając mu zawiniątko. Nie mógł go wziąć na ręce, nie potrafił. James był tak mały, że bał się, że go skrzywdzi. Nie chciał sprawić dziecku bólu przez swoją nieuwagę. I to sprawiło, że stanął jak wryty, a z jego oczu można było wyczytać strach. - Nie bój się Harry - próbowała go pokrzepić Hermiona. 

- Nie boję się - prychnął Złoty Chłopiec, ale wciąż nie zrobił nic, żeby mieć dziecko w ramionach. Zasępił się, gdy poczuł jak bardzo trzęsą mu się ręce. Wyciągnął je w stronę niemowlaka, a ten na nowo się rozpłakał. Tym samym Harry się spłoszył i natychmiast cofnął dłonie. 

- Kto by pomyślał... Zbawiciel świata, a boi się własnego dziecka - skomentowała ze złośliwym uśmiechem Ginny, chcąc go sprowokować. Podziałało jak kubeł lodowatej wody. Momentami aż zbyt dobrze znała swojego męża. 

            Złapał pewnym chwytem zawiniątko i przytulił je do piersi. Dziecko poruszyło zabawnie noskiem, w momencie gdy mężczyzna przybliżył swoją twarz do niego. Przyłożył rączkę dziecka do swojego policzka, a to uderzyło go lekko w nos. Z gardła aurora wyrwał się perlisty śmiech. Nigdy nie czuł się tak szczęśliwy, jak w tej chwili. Zakochał się na zabój. A James nie zapłakał tego dnia już ani razu. 





8 komentarzy:

  1. Widzę, że jedziemy na tym samym wózku: sesja tuż tuż... Dlatego tym bardziej się ciesze, że dodałas 15 :)
    Rozdział komiczny! Wybraniec, który widział śmierć, pokonał Voldemorta mdleje bo dzidziuś mu się rodzi, hahah, no ale cóż, faceci tacy są ;P
    A to "Przyłożył rączkę dziecka do swojego policzka, a to uderzyło go lekko w nos." jakie słodkie, uśmiechnęłam się sama do sobie bo zobaczyłam to mega wyraźnie w swojej głowie :) Niepewność Harrego tez jest taka urocza!
    Rozdział mi się podobał, ale gdzie mój Dracuś i Felcor, co!? ;P
    zdecydowanie czekam na więcej!
    Życzę weny i pokonania nieszczęsne sesji w pierwszych terminach, żebys we wrześniu mogła nas zarzucić cała masą rozdziałów! ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, maj i czerwiec to dla mnie gorące miesiące... Zwłaszcza, że mam spore zaległości :P Dlatego piszę naprzód, jak tylko mam wolną chwilę. W tym roku i lipiec, i sierpień będzie trudny - jeśli mowa o dodawaniu notek, ale mam nadzieję, że jakoś to będzie.
      Haha, widzę, że pokochałaś Felcora :D Spokojnie, jeszcze przeczytasz o tej dwójce ;) Mogę jedynie powiedzieć, że następny rozdział już gotowy czeka na komputerze :) Osobiście myślę, że może Ci się spodobać, choć nie ma tam ani trochę Felcora. Za to zdradzę, że jest jego towarzysz :)
      A z Harrego całkiem niechcący zrobiłam taką sierotę :P No ale cóż... Coś za coś.

      Ojej, dziękuję bardzo (nie ukrywam, że takie życzenia się przydadzą). Tobie też powodzenia i zdania sesji bezproblemowo! :)
      PS. Z ciekawości - na którym roku jesteś? :)

      Usuń
    2. To już się nie mogę doczekać!!! :))
      Na drugim ;)
      A jeśli chodzi o nick to zapytałam bo studiuje właśnie filologię hiszpańską ^^

      Pix.

      Usuń
    3. To myślę, że się dogadamy, też studiuję filologię, ale niestety nie tę, którą chciałam ;)

      Usuń
    4. Ah, ja niby tą co chciałam, ale to nie ta bajka chyba... A ty jaką jak mogę wiedzieć? ;)

      Czekam na 16 ;)
      Pozdrawiam, Pix.

      Usuń
    5. Filologię klasyczną... Błąd ;P ale co zrobić...

      Usuń
  2. Cudownie, że wróciłaś. Sprawiłaś mi niesamowitą niespodziankę! Świetne rozdziały! Mam nadzieję, że uda wena będzie z Tobą współpracować i skończysz to opowiadanie!
    PS; Gratuluję powrotu w wielkim stylu i powodzenia na sesji :)

    Ignis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się że się podoba :) mam nadzieje że wytrwasz ze mną do samego końca, a później kto wie.. może i podczas następnego Dramione :)
      dziękuję za wsparcie i komentarz :))

      Usuń