Dziś trochę inaczej, mam nadzieję, że mimo to - spodoba się. Draco w odsłonie, jakiej się nie spodziewałam. Nie wiem jakim cudem wyszło mi coś takiego. Ale w sumie... Czemu nie :) Mam nadzieję, że się spodoba. Dziękuję za wszystkie komentarze i życzę miłej lektury. Co do najbliższych rozdziałów - mogą pojawić się dłuższe przerwy w dodawaniu ich, ze względu na wszystkie zajęcia i obowiązki, jakie na siebie wzięłam. Wszystko mi się nakłada w jednym czasie, więc proszę o wyrozumiałość. Będę wdzięczna za każdy komentarz. :)
Draco Malfoy był wściekły. A to
oznaczało, że nieprzewidywalny. Jego poranek, pomimo upojnej nocy z Astorią,
nie zaczął się zbyt dobrze. Obudził go krzyk kobiety, a to nie wróżyło nic
dobrego. Nie mógł się powstrzymać przed osłonięciem uszu i przewróceniem się w
łóżku na drugi bok. Nie zamierzał reagować, wręcz przeciwnie. Z wielką
satysfakcją ignorował ciemnowłosą piękność. Jednak z momentem, w którym poczuł
na swoim ciele chłód, a jego droga pierzyna zetknęła się z zimą posadzką,
powoli zaczynał tracić cierpliwość. Miał wolne, dlaczego więc nie mógł się
wyspać? To była jakaś cholerna kpina. Otworzył oczy, kiedy usłyszał, że kobieta
wypowiada zaklęcie, a sekundę później poczuł na swoim ciele lodowatą wodę.
Zerwał się z łóżka, klnąc pod nosem. Nie mógł uwierzyć w absurd tej sytuacji. A
przecież nic złego nie zrobił. Jednak widząc oburzoną twarz przyszłej żony, nie
mógł oprzeć się wrażeniu, że ona uważała inaczej. Jej zielone, zwykle zimne,
ale spokojne oczy, teraz ciskały błyskawice złości. Usta miała zaciśnięte w
wąską linię, a czoło przecinała zmarszczka irytacji.
- Jak śmiesz?
- syknął przez zęby, widząc jak ta kieruje w jego stronę różdżkę. Nikt,
absolutnie nikt, nie będzie atakował go we własnym domu. Zacisnął dłoń i w
kilka sekund dobył swoje ukochane drewienko. Jego stalowe oczy nie wyrażały
absolutnie nic.
- Draco, nie
ośmieszaj się - prychnęła ciemnowłosa, dalej w niego mierząc. Blondyn nie mógł
uwierzyć własnym uszom, ani oczom. W ogóle to, co się działo, wydało mu się
śmieszne. I żałosne.
- Astorio...
Odłóż ten cholerny patyk! - warknął, ściskając swoją różdżkę. Nie chciał zrobić
jej krzywdy, to by się źle odbiło na ich małżeństwie.
- Masz rację.
To głupota - stwierdziła po chwili milczenia. Jak gdyby nigdy nic, schowała
różdżkę do torebki i spojrzała przez okno w sypialni. Z jej gardła wydobyło się
ciche westchnienie. - Co ci się śniło?- zapytała. Malfoy rzucił jej spojrzenie
pełne niedowierzania, po czym wygiął usta w ironicznym uśmiechu.
- Tylko o to
chodzi? - prychnął. Właściwie to nie pamiętał, co dokładnie mu się śniło. Miał
poczucie, że sen był przyjemny i sprawił, że po przebudzeniu czuł się
odprężony, i to pierwszy raz od długiego czasu. Ale jakoś nie mógł sobie
przypomnieć, co w nim zobaczył. Mimo to, postanowił podręczyć kobietę i
odwdzięczyć się za brutalną pobudkę. - Miałem piękne towarzyszki tej nocy -
dodał ze złośliwym uśmieszkiem. Astoria zmierzyła go chłodnym spojrzeniem, na
jej twarzy wciąż malował się niepokój.
- Posłuchaj
uważnie, Draco...- zaczęła, ale ten jej niegrzecznie przerwał.
- Jesteś nienormalna.
- Uważaj, bo
drogo cię będą kosztować te słowa - syknęła, ściskając torebkę.
- Chroń mnie, Salazarze - udawał przejęcie. Na jego twarzy pojawił się wyraz pełen kpiny. Nie
mógł się powstrzymać, kiedy widział jej irytację. Wszystkie kobiety były takie
same, niezależnie od pochodzenia.
- Draco,
zachowuj się! - zbliżyła się do niego, powoli tracąc rezon. Miała ochotę go
uderzyć, żeby przestał się zachowywać w ten sposób.
- Nawet nie
wiesz, jak mi przykro, że wiecznie cię zawodzę - westchnął, wciąż się nie
przejmując. Ta kobieta działała mu na nerwy. Jej postawa miała wiele plusów,
ale wielokrotnie potrafiła go wyprowadzić z równowagi bardziej, niż ktokolwiek.
Spoglądał na nią z kpiną wymalowaną na twarzy, a w myślach porównywał ją do kogoś zupełnie innego. Miała
ciemne włosy, zwykle ułożone w ciasny kok. Niczym nie przypominały brązowych loków,
sięgających łopatek. Jej zielone oczy nie równały się spojrzeniu o kolorze
mlecznej czekolady. Były lodowate, zupełnie jak jego własne, natomiast te dwa
czekoladowe tunele zawsze buchały ciepłem. Miała ostre rysy twarzy i mocny
makijaż, natomiast druga z nich była kobieca i delikatna. Patrzył teraz na tę
piękną twarz, całkowicie inną od tej, która nie dawała mu spokoju, i poczuł
złość. Odkrył jak bardzo denerwowało go, że to nie jest taka sama twarz.
Astoria niczym nie przypominała mu Granger. A myśl, że ten fakt go irytował, rozzłościła
go jeszcze bardziej.
- Co ci się
śniło? - zapytała ponownie, zaciskając mocno usta. Malfoy zachowywał się
niepoprawnie, a ona coraz bardziej miała tego dosyć. Miał być jej mężem,
powinien ją szanować.
- Powiedziałem
już - prychnął rozjuszony.- Na pewno nie ty - dodał z bezczelnym błyskiem w
oku.
- Draco, masz
mnie szanować, na Salazara! - wysyczała była ślizgonka, powoli kierując swoje
kroki bliżej mężczyzny. Ten udawał, że niczego nie zauważył.
- Nie bądź
śmieszna - skwitował tylko, sięgając po koszulę, która leżała przy łóżku. -
Jeszcze nie jesteś moją żoną.
- Ale nią
będę! - warknęła na krawędzi wściekłości. Jak on śmiał się zachowywać w ten
sposób wobec niej, wobec przyszłej Pani Malfoy?
- To się może
zmienić - uśmiechnął się złośliwie, zarzucając na siebie błękitny materiał.
- Ty... -
brunetka nawet nie potrafiła nazwać arystokraty tak, aby w pełni oddać swoją
złość. - Znowu śniła ci się ta szlama, przyznaj! - wykrzyczała mu prosto w
oczy. Ten przerwał zapinanie koszuli, w szoku. Zatrzymał swoje zgrabne palce na
jednym z guzików i spojrzał na nią z niedowierzaniem. Jak to... Śniła mu się?
Znowu? Musiał przyznać, że Astoria bardzo go zaskoczyła oskarżeniem. Wydało mu
się to nieprawdopodobne.
- O czym ty
mówisz? - mruknął niepewnie. Usilnie próbował skojarzyć fakty, jednak im
bardziej chciał sobie przypomnieć sen, tym większy miał z tym problem. To
niemożliwe, żeby śniło mu się coś takiego.
- Mówiłeś jej
imię przez sen - odparła, owijając się szczelniej płaszczem. Na jej twarzy
wymalowało się niezadowolenie. I już wiedział, dlaczego poranek wyglądał tak, a
nie inaczej. Brunetka była zła, ponieważ mamrotał przez sen. I na dodatek było
to imię Granger. Po jego ciele przebiegł dreszcz. Używał imienia tej
wkurzającej Granger. Granger, o której starał się zapomnieć, zwłaszcza tej
nocy. - Znowu - dodała czarownica. Czoło Draco przecięła zmarszczka. Jak to,
znowu?! Prychnął ze złością, to było niemożliwe. - Nie masz nic do powiedzenia?
- Oczywiście,
że nie, idiotko! - warknął na przyszłą żonę. Jak śmiała wmawiać mu, że śniła mu
się ta dziewczyna. To nie do pomyślenia. - Coś ty wymyśliła?!
- Draco,
uspokój się w tej chwili! - krzyknęła, tracąc resztki opanowania.- Nie zwracaj
się do mnie w ten sposób nigdy więcej!
- Wyjdź -
rozkazał, nawet na nią nie spoglądając. Być może okazało się to błędem. Po
sypialni rozniósł się głuchy dźwięk uderzenia. Poczuł na swoim gładkim policzku
pieczenie. Jego źrenice rozszerzyły się w szoku. Zanim zdążył zareagować,
Astoria ulotniła się z głośnym trzaskiem drzwi. Zerknął na swoje odbicie w
lustrze. Na jego gładkiej skórze z każdą chwilą coraz mocniej widoczny był ślad
po dłoni. - Kurwa! - zaklął szpetnie, przykładając palce do bolącego miejsca. Ten
dzień nie zaczął się najlepiej. I to za sprawą Granger, pomimo, że była
nieobecna. Westchnął donośnie, czuł się jak przegrany tego dnia.
Blondyn stał pod prysznicem,
delektując się kropelkami wody, które przyjemnie chłodziły jego ciało. Emocje
powoli opadały i czuł jak z każdą sekundą powracają do niego siły. Nie mógł
uwierzyć, że poranek zaczął się w taki sposób i to z tak błahego powodu. Zimno studziło jego złość. Obserwował jak woda spływa po ciele, opierając się
rękoma o ścianę. Głowę miał zwieszoną w dół, a do oczu leciały mu kropelki.
Stał nieruchomo, zastanawiając się nad swoim snem. Hermiona Granger. Nie znał drugiej,
tak bardzo upierdliwej osoby, jak ona. Nawet kiedy jej nie było, mąciła w jego
życiu.
- Co się z tobą dzieje, kretynie -
warknął na siebie. Złość, która przed momentem się rozpływała, wróciła ze
zdwojoną mocą. Czuł jak wściekłość powoli zaciska macki na jego sercu.
Pulsowała mu w żyłach. Nie mógł się powstrzymać. Z całej siły uderzył
zaciśniętą pięścią w ścianę. Z jego gardła wyrwał się jęk. Zabolało. Jednak to
nie wystarczyło, by wyładować całą frustrację. Uderzył jeszcze raz, boleśnie
raniąc sobie dłoń. Zamachnął się jeszcze kilka razy, a kiedy krew zaczęła ściekać
z jego ręki, sapnął zaskoczony. Czuł jak jego pięść pulsuje tępym bólem, a
kropelki wody dostające się do rany, powodują pieczenie. - To twoja wina,
Granger - skwitował. Oparł się plecami o zimne kafelki ściany i westchnął.
Ścisnął palcami nasadę nosa, próbując się uspokoić. I nagle uderzyła go
świadomość, że ta drobna szatynka, naprawdę mu się przyśniła. W jednej chwili
przypomniał sobie cały sen, który przyniósł mu tyle kłopotu.
-
C-co ty wyprawiasz... - wyjąkała szczupła postać. Jej głos drżał, pełen
niepewności, ale mimo to był ciepły, jak pierwszy poranek lata. W powietrzu
unosił się zapach jej perfum, mieszający się z jego ulubionym zapachem. Stała,
przyciśnięta do chłodnej ściany, bezbronna jak nigdy. Nie poruszała się, ale
doskonale widać było jak drży jej warga od nadmiaru emocji. W pomieszczeniu
powoli zapadała ciemność, przynosząc ze sobą noc. Jedyne światło w pokoju
stanowiła zapalona świeczka, stojąca na stoliku nocnym. Znajdowali się w jego
sypialni, nie wiedzieć czemu. Rozejrzał się po niej, przyzwyczajając oczy do
ciemności. Zajmował miejsce tak blisko tej drobnej kobiety, że mógł poczuć jej
oddech na swojej szyi, gdy spoglądała na jego twarz. Widok jej oczu powodował w
nim coś dziwnego. Czuł wewnątrz siebie coś ciepłego, przyjemnego. Coś, co delikatnie
poruszało jego twarde serce. Coś, co z każdą chwilą sprawiało, że mięsień
przestawał być zimną skałą. Spoglądał w jej czekoladowe oczy i jedyne, co
dostrzegał to nieograniczone gorąco. W dłoniach czuł jej szczupłe nadgarstki,
trzymał je pewnie, jednak z delikatnością. Nie chciał jej skrzywdzić zbyt
mocnym chwytem. Przyglądała mu się z ufnością. Uniósł jej ręce nad bujne loki i
przyszpilił do ściany. Przylgnął do niej całym ciałem, wciąż spoglądając w te
dwa tunele o barwie czekolady. Pochylił twarz w jej stronę, a ich oddechy się
zmieszały. Jej blade policzki powoli pokrywały się rumieńcem, którego nie była
w stanie powstrzymać. Zacisnęła powieki, ukrywając oczy pod wachlarzem gęstych
rzęs. Dokładnie słyszał, jak przełyka ślinę. Palcami ręki czuł jak bardzo jej
własne dłonie drżą.
- Granger...- mruknął, przysuwając
usta do jej policzka. Nosem lekko musnął gładką skórę szatynki. Nie mógł
powstrzymać swoich odruchów, kiedy widział jak ona słodko się czerwieni.
Uchyliła powieki, a gdy zorientowała się, jak blisko znajduje się jego twarz,
westchnęła.
- O-odsuń się - jęknęła. Czuła, że
własne ciało ją zdradza. Wiedziała, że nad nim nie panuje. A on czerpał z tego
wielką satysfakcję. Dobrze widział w jej oczach, że właśnie walczy. Zdawał
sobie sprawę z tego, że wewnątrz prowadziła poważną bitwę. I nic sobie z tego
nie robił. Zaśmiał się, a na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmiech.
- Wcale tego nie chcesz - stwierdził
szeptem. Musnął ustami skórę przy jej uchu. Poczuł jak się wzdrygnęła pod jego
dotykiem. Przesunął jedną rękę na jej biodro. Sekundę później bardzo wolnym
ruchem zaczął podwijać jej bluzkę, opuszkiem palca delikatnie gładząc skórę.
Skórę, która była tak bardzo spragniona jego dotyku. Hermiona mimowolnie
przymknęła oczy, wydając z siebie pomruk przyjemności.
- Malfoy - westchnęła. Chciała go
zganić, jednak nie mogła powstrzymać swojego ciała. Przyjemność, którą jej
podarował, skutecznie ją obezwładniała. Poczuła jego chłodne wargi na swoim
uchu. Nie mogła więcej się na to zgadzać. Chciała go odepchnąć, ale w tym
momencie przygryzł płatek jej ucha i już wiedziała, że przegrała. Wyrwała swoje
ręce z jego uścisku i mocno oplotła nimi jego szyję. Nie czekając ani sekundy
dłużej, przywarła ustami do jego.
- Aleś ty niecierpliwa - wypomniał jej,
odsuwając się na odległość kilku stóp. Sprawiało mu to radość. W jego zimnych,
stalowych oczach pojawiła się iskierka rozbawienia, którą starał się skryć.
- Dlaczego się odsunąłeś? - sapnęła z
pretensją. Zrobiła krok do przodu, ale kiedy zobaczyła, że on cofa się o jeden
krok, zatrzymała się. Na jej twarzy pojawiła się konsternacja, a rumieniec
pogłębił się.
- Granger... Nie sądziłem, że gryfoni
są tacy zachłanni - skomentował jej zachowanie, wyciągając różdżkę. Ta zerknęła
na nią zdziwiona. Najwyraźniej się tego nie spodziewała. W popłochu zaczęła
przeszukiwać swoje kieszenie, a kiedy zorientowała się, że nie ma przy sobie
drewienka, cofnęła się pod ścianę.
- A ja nie sądziłam, że taka fretka
jak ty, zaatakuje bezbronną kobietę! - warknęła, mając coraz większe obawy.
- Ależ ja nikogo nie zaatakowałem...-
uśmiechnął się drwiąco. - Jeszcze. - dodał prędko.
- Malfoy, odwal się! - krzyknęła,
obejmując się ramionami. Jego twarz znów stała się dla niej nieodgadniona.
- Nie krzycz, Gryfoneczko - syknął
przez zaciśnięte zęby. - Połóż się - rozkazał, wskazując wielkie łóżko.
Wcześniej szatynka z chęcią spełniłaby to polecenie. Ale teraz... W głowie
miała tysiąc myśli. Nie wiedziała, czego się spodziewać. Bała się, że zrobi jej
krzywdę. Sytuacja nie prezentowała się zbyt dobrze.
- Nie ma mowy! - odparła z całą pewnością
siebie, na jaką było ją stać w danej chwili. Jasnowłosy zacmokał, wskazując
różdżką łóżko.
- Wcześniej byłaś bardziej skora do
współpracy - skomentował.- No trudno... A chciałem po dobroci. - ruch
nadgarstkiem sprawił, że od razu znalazła się na materacu. Uśmiechnął się
lekko, gdy nie widziała, po czym zbliżył się do niej. Odłożył drewienko na
szafkę, a sam wdrapał się na jasną pościel, zajmując miejsce bardzo blisko
niej. Parę sekund później przyciskał ją do łóżka swoimi biodrami, a jego twarz
nieuchronnie zbliżała się do jej. W jej oczach dostrzegł strach, którego tak
bardzo nie chciał widzieć w tym momencie. Hermiona oddychała szybko, łapczywie
łapiąc powietrze. Pogładził swoimi smukłymi palcami jej zaróżowiony policzek i
westchnął. Zbliżył swoje usta do jej, po to, żeby złożyć na nich delikatny
pocałunek. Kiedy musnął jej wargi, spięła się. Jego dłoń powędrowała do jej
czoła, aby odgarnąć nieznośne kosmyki. Pocałował ją czule i odsunął twarz.
Miała przymknięte oczy, a dłonie zaciśnięte w pięści. - Nie bądź głupia,
Granger - parsknął śmiechem. Spojrzała na niego, nic nie rozumiejąc.- A podobno
jesteś taka mądra...
- Malfoy, nie pozwalaj sobie,
gumochłonie jeden! - prychnęła, oburzona. Tak łatwo było wyprowadzić ją z
równowagi.
- Przecież nie zrobię ci krzywdy... -
mruknął, spoglądając w jej ciepłe, teraz wojownicze oczy. Jednak kiedy nie
zauważył zmiany na jej twarzy, zirytował się. - Nie żartuj sobie - sapnął.
- Jesteś kretynem, dupku - stwierdziła
obrażona. Odwróciła twarz w bok, nie chcąc na niego więcej patrzeć.
- A ty narwaną wariatką - odparł.
Powoli robił się zły. - Poczekaj chwilę, napiszę do Munga, żeby znaleźli dla
ciebie miejsce na oddziale psychiatrycznym - dodał złośliwie. Szatynka od razu
na niego spojrzała, a jej usta wykrzywiły się w grymasie. Nie czekał ani
sekundy dłużej, niemal brutalnie przyciskając swoje wargi do jej. Natychmiast
wplotła swoje palce w jego włosy, oddając pocałunek.
- Cholerny sen! Cholerna Granger! -
sapnął, gdy treść snu do niego dotarła. Usiadł na kafelkach, czując pieczenie
oczu. Miał tego wszystkiego dosyć. Czuł się zażenowany. Jego ciało wyraźnie
zareagowało na wspomnienie marzenia sennego. Nie mógł w to uwierzyć. - Na Salazara...
Tylko nie to! - warknął, z niedowierzaniem spoglądając na swoje zdradliwe
ciało.
Hehe Malfoy po mału przegrywa z samym sobą ;) Ciekawe czym jeszcze nas zaskoczysz :) Lubię fragmenty ze snami ;p
OdpowiedzUsuńNa Dolinie Zwiastunów możesz zobaczyć już swój zamówiony zwiastun!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Maggie z DZ
No prosze, po stylu pisania śmiem twierdzić, że pisałaś już dużo wcześniej, prawda? Napewno pisałaś, bo mi sie przypomina styl :) miło widzieć, że ktoś jednak ostał się te kilka lat i wciąż pisze ;) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPisałam, pisałam :) Najpierw na mylogu, później na onecie :)
Usuń